Archiwa tagu: życzliwość

Zabawy z książką “Slow Down. Zwolnij. 50 opowieści o przyrodzie, która wnosi spokój do zabieganego świata”….. Z dodatkiem uważności, wdzięczności, życzliwości :)

Opowieści z tej książki są nie tylko źródłem wiedzy o przyrodzie, ale też można je świetnie wykorzystać w połączeniu z zabawami, które rozwijają uważność i życzliwość. To tylko kilka pomysłów na takie właśnie połączenia. Zostały one wymyślone w ten sposób, żeby dzieci mogły odgrywać toczącą się akcję poprzez ruch, działanie, oddech.

“Noc z życia sowy”

Zamienimy się dziś w sowy płomykówki. W dzień sowy śpią, usiądźmy więc wygodnie, by chwilę odpocząć… oddychamy powoli, spokojnie… Gdy zbliża się noc, powoli zaczynamy się budzić, otwieramy oczy, przeciągamy się, ziewamy. Możemy dmuchnąć na swoje ręce i wyobrazić sobie, że to chłodne, nocne powietrze owiewa nasze skrzydła. Czas na higienę … Będziemy czyścić swoje pióra, by przygotować się przed lotem. Z czułością i życzliwością masujemy swoje skrzydła – prawe i lewe, by dodać im energii na całą noc. Teraz zaczynamy machać skrzydłami i wznosimy się do lotu. Płomykówki potrafią latać niemal bezszelestnie więc i my staramy się poruszać bardzo cicho. Możemy poruszać swoimi skrzydłami w rytm oddechu – przy wdechu skrzydła unoszą się, przy wydechu opadają. Możemy latać szybciej i wolniej, zataczać koła. Gdy noc zmierza ku końcowi zmęczone sowy wracają do swojej dziupli. Przysiadają wygodnie na gałęzi, starają się uspokoić oddech. Masują swoje skrzydła z czułością, by podziękować im za ich siłę i energię. Zamykają oczy i skupiają się na swoim oddechu, by powoli i spokojnie zasnąć.

W tej zabawie szczególnie można zwrócić uwagę na życzliwość i wdzięczność wobec siebie samego, swojego ciała, sił witalnych, umiejętność spowolnienia i wyciszenia. Możemy pogadać o tym, kiedy nasze ciało daje nam siłę i energię (np. do zabawy, pracy), a kiedy potrzebuje ono odpoczynku i naszej troski.

“Wilk nawołuje stado”

Będziemy dziś wilczym stadem. Przemierzamy nocny las w poszukiwaniu miejsca na odpoczynek. Na czele stada idzie wilk – przewodnik. Niestety po drodze jeden z małych wilczków zwolnił tempo zaciekawiony czymś, co porusza się w zaroślach i zgubił z oczu resztę stada. Jest mocno zaniepokojony. Ale również pozostałe wilki zauważyły, że brakuje im przyjaciela. Rozglądają się i nasłuchują uważnie dookoła. Tymczasem mały wilczek zamyka na chwilę oczy i bierze głęboki oddech, by uspokoić swoje roztrzęsione z niepokoju łapy. Po chwili jest już spokojniejszy. Nabiera powietrza w płuca i wydaje donośny dźwięk “Auuuuu”. Jego głos dociera do stada. Wilk – przewodnik odpowiada tym samym dźwiękiem, potem dołączają do niego pozostałe wilki w głośnym “Auuuuu”. Mały wilczek podąża w stronę ich głosu i po chwili dzięki wzajemnej współpracy i swojemu spokojowi odnajduje przyjaciół. Stado wita go radośnie. Teraz razem wędrują już do miejsca odpoczynku, gdzie kładą się wygodnie na ziemi jeden przy drugim i patrząc w nocne niebo nasłuchują odgłosów lasu.

W tej zabawie szczególnie zwracamy uwagę na współpracę w grupie, wzajemną życzliwość, umiejętność troszczenia się o siebie nawzajem.

“Mały – duży księżyc”

Spróbuj dziś zamienić się w księżyc, który rośnie i maleje na nocnym niebie. Połóż się na dywanie, na jednym boku, ułóż ręce i nogi tak, żeby stać się małym, wąskim księżycem jak rogalik. W tej pozycji weź spokojny, długi wdech, a razem z wydechem powoli, delikatnie prostuj ręce i nogi, jak powiększający się nieco księżyc i obracaj swoje ciało w kierunku leżenia na plecach. Z każdym kolejnym wdechem i wydechem powoli rośnij, prostując nogi i wyciągając ręce prosto za głowę. Gdy ręce i nogi będą już całkiem wyprostowane, obróć się na drugi bok. Teraz księżyc będzie powoli maleć. Z każdym wdechem i wydechem delikatnie zwracaj ręce i nogi tak, by stawać się znów małym, wąskim rogalikiem.

W zabawie skupiamy się na uważnym oddechu i poruszaniu ciała.

“Płatki śniegu”

Do tej zabawy przygotowujemy wycięte z papieru płatki śniegu – tak, by można było dobierać je parami. Zabawa może polegać właśnie na szukaniu par. Innym wariantem może być wybranie lub wylosowanie jednego z płatków, uważne przyjrzenie mu się. Następnie płatek trzeba odłożyć do reszty płatków i wymieszać je. Teraz trzeba wśród nich odszukać ten jedyny wybrany płatek.

W zabawie skupiamy się na uważnej obserwacji

“Pająk tka sieć”

Do zabawy potrzebujemy kłębek wełny. Siadamy w kręgu. Tak jak pająk tka swoją sieć, tak my będziemy dziś tkać wspólnie sieć życzliwości i wdzięczności. Jedna osoba trzyma kłębek, odwija kawałek wełny i owija go sobie np. wokół ręki, a następnie rozwija kłębek dalej i kula go do drugiego dziecka, mówiąc jednocześnie, czego chce życzyć tej osobie. Dziecko, które dostało kłębek dziękuje, mówiąc “Dziękuję Ci za Twoją życzliwość”, a następnie również owija kawałek wełny wokół ręki i przesyła kłębek wraz z życzliwością do kolejnej osoby, itd. aż wszyscy będą “wplątani” w sieć życzliwości i wdzięczności 🙂 Teraz trzeba będzie wyplątać się z sieci. Ostatnia osoba, do której dotarł kłębek, odplątuje się z niego, mówiąc, za co czuje dziś wdzięczność, itd. aż wszyscy zostaną wyplątani 🙂

W zabawie kierujemy uwagę na życzliwość i wdzięczność, możemy zastanowić się, jak się czujemy gdy okazujemy je sobie nawzajem.

“Słonecznik wyciąga się do słońca”

Zabawa w parach – jedno z dzieci jest słonecznikiem, drugie słońcem. Nocą słońce i słonecznik śpią (dzieci kładą się na dywanie lub siadają trochę dalej od siebie). O świcie słońce budzi się, powoli wyciąga swoje promienie w kierunku słonecznika, który czując ciepło słońca, również się przebudza. Dzień trwa już na dobre, a słonecznik coraz śmielej wyciąga się w kierunku słońca, które odpowiada, muskając go swoimi promieniami (dzieci powoli zbliżają się do siebie, wyciągając do siebie ręce). W samo południe są już bardzo blisko siebie (dzieci podchodzą do siebie, mogą się przytulić, przybić “piątkę”, zamienić kilka słów). Później powoli słońce oddala się, a słonecznik znów bardziej pochyla ku ziemi, by wieczorem mogli oboje odpocząć.

W zabawie możemy nawiązać do tego, że w naszych relacjach z rodziną czy z kolegami i koleżankami też czasami jesteśmy bliżej a czasami dalej od siebie. Czasem chcemy z kimś się bawić, rozmawiać, a czasem potrzebujemy trochę odpocząć i pobyć sami.

“Poczwarka zamienia się w motyla”

Zanim motyl będzie mógł rozwinąć swoje kolorowe skrzydła i w pełni z nich korzystać, musi najpierw powoli, spokojnie dojrzeć jako poczwarka. My też zamienimy się dziś w kolorowe motyle… powoli… nie będziemy się spieszyć. Kładziemy się na dywanie i kulimy najmocniej jak potrafimy, jak byśmy byli poczwarką owiniętą w kokon. Zamykamy oczy i oddychamy spokojnie. Po chwili razem z wdechem nabieramy mocy i energii, by odrobinę urosnąć, a razem z wydechem powoli rozciągamy się nieco. Z każdym kolejnym wdechem i wydechem odrobinę rośniemy, aż będziemy mogli całkiem rozłożyć skrzydła i podnieść się do lotu.

W zabawie skupiamy się na połączeniu ruchów ciała z uważnym oddechem. Możemy też porozmawiać o tym, że nie wszystko jeszcze potrafimy i tak jak motyle potrzebujemy czasu, żeby dojrzeć, nauczyć się nowych rzeczy, rozwinąć nowe umiejętności. Dzieci mogą wybrać jakąś umiejętność, która dla nich obecnie jest jeszcze trudna i gdy będą ponownie bawić się w motyla, mogą myśleć sobie o tej właśnie umiejętności – że dopiero się jej uczą i potrzebują na to czasu, spokoju i cierpliwości.

Od nasionka do drzewa

Ta zabawa, choć tak prosta, zawiera w sobie coś bardzo cennego… Dotyk – delikatny, czuły, pielęgnujący – bo przecież chodzi o delikatne, małe nasionko. Bliskość, kontakt fizyczny, angażowanie wyobraźni i zmysłów, by poczuć zapach i dotyk ziemi, krople deszczu, lekki podmuch wiatru, ciepło promieni słonecznych… Poczuć siłę, która pozwala rosnąć jak silne i stabilne drzewo. I dzieje się to w relacji – między rówieśnikami w grupie, rodzeństwem w domu lub rodzicem i dzieckiem… Relacji, w której nawzajem się o siebie troszczymy i okazujemy życzliwość.

W zabawie jedna osoba będzie nasionkiem, druga ogrodnikiem (gdy jest więcej osób, mogą podzielić się zadaniami ogrodnika). Odtwarzamy to, co dzieje się w narracji – ogrodnik wykonuje różne czynności, naśladuje wiatr, słońce, deszcz, wykonując nad nasionkiem różne formy „masażu”, gdy przesypuje i wygładza ziemię, naśladuje szum i ruch wiatru, dotyk promieni słonecznych, kropli deszczu. Nasionko powoli wyrasta z ziemi, rośnie coraz wyżej, rozkłada ramiona, częstuje ogrodnika owocami, rozkłada nad nim swoje gałęzie, żeby mógł się pod nimi schronić i odpocząć. W narracji można dowolnie „płynąć” i rozbudowywać ją, pozwalając wyobraźni tworzyć, a zmysłom doświadczać 🙂

Było sobie raz maleńkie nasionko. Pewien ogrodnik postanowił je zasadzić, gdyż czuł, że wyrośnie z niego coś bardzo cennego. Wsadził nasionko do ziemi. Przesypał nad nim świeżą ziemię palcami, przeczesał ją, wygładził dłońmi. Jego dłonie poruszały się bardzo delikatnie, żeby nie uszkodzić nasionka. Następnie podlał ziemię chłodną wodą i pozwolił, by czas zrobił swoje. Słońce głaskało ziemię wokół nasionka swoimi ciepłymi, przyjemnymi promieniami… wiatr szumiał nad nim i gładził swoimi podmuchami… deszcz leciutko bębnił swoimi kroplami. Dzięki tej trosce i pielęgnacji nasionko miało siłę, by przebić się przez ziemię i wypuściło niewielki pęd… I znów ogrodnik naniósł świeżej ziemi, przesypał i przeczesał ją palcami, wygładził dłońmi, podlał świeżą, chłodną wodą i pozwolił, by czas zrobił swoje… I znów słońce głaskało ziemię wokół nasionka swoimi ciepłymi, przyjemnymi promieniami… wiatr szumiał nad nim i gładził swoimi podmuchami… deszcz leciutko bębnił swoimi kroplami. Dzięki tej trosce i pielęgnacji nasionko miało siłę, by z małego pędu przeobrazić się w mocniejszą łodygę, która zaczęła wypuszczać zielone liście. A ogrodnik ponownie naniósł świeżej ziemi, przesypał i przeczesał ją palcami, wygładził dłońmi, podlał świeżą, chłodną wodą i pozwolił, by czas zrobił swoje… I znów słońce głaskało ziemię wokół nasionka swoimi ciepłymi, przyjemnymi promieniami… wiatr szumiał nad nim i gładził swoimi podmuchami… deszcz leciutko bębnił swoimi kroplami. Dzięki tej trosce i pielęgnacji nasionko miało siłę, by z młodej łodygi przeobrazić się w mocne i stabilne drzewo, które wkrótce zaczęło owocować. Drzewo czuło wdzięczność dla swojego ogrodnika i chętnie dzieliło się z nim swoimi owocami. A gdy potrzebował on schronić się przed upałem lub odpocząć, rozpościerało nad nim swoje ramiona, dając bezpieczną przestrzeń. Ogrodnik kładł się na ziemi pod drzewem i odpoczywał, a przyjemny szum liści kołysał go do snu.

Gdy korzystam z tej zabawy w grupie, ciekawy jest dla mnie wybór „nasionka” – może będzie to osoba, która zazwyczaj jest gdzieś z boku grupy, trudno jest jej nawiązać relacje z rówieśnikami, ma niewiele okazji, by być z nimi w bezpośrednim kontakcie… może osoba, której trudno wyrażać swoje emocje w sposób bezpieczny dla siebie i innych… a może jeszcze ktoś inny, dla kogo doświadczenie bycia zaopiekowanym i okazującym wdzięczność będzie szczególnie ważne.

Życzliwa Pchła

Bajka w wersji do posłuchania tutaj

W Wielkim Lesie mieszkały różne zwierzęta. Większość z nich żyła ze sobą w zgodzie. Ale wśród nich były też małpy, które zachowywały się w bardzo złośliwy sposób. Gdy się śmiały, to tylko z innych. Ten był za niski, tamten za chudy, ten nie umiał malować, a tamten śpiewać. Zamiast pomocnej dłoni podstawiały innym nogi. Zamiast miłych słów, mówiły złośliwości. Nikt już nie pamiętał ich imion, bo mówiły do siebie tylko przezwiskami. Wszystkie inne zwierzęta dookoła miały tego dość. Postanowiły więc, że trzeba coś z tym zrobić.

– Niech idzie do nich lew. – Orzekły zwierzęta. – Jest groźny i surowy. Jak na nich ryknie, to się w końcu kogoś wystraszą i zaczną się dobrze zachowywać.

No i lew poszedł. Ryknął. Zrobił groźną minę. Pokazał kły i pazury. Małpy trochę się wystraszyły. I chwilę siedziały cicho. Lew dumny jak paw odszedł. A gdy tylko się oddalił, małpy zerwały się jak szalone i rozbiegły na wszystkie strony, robiąc innym złośliwe żarty.

Zwierzęta znów się naradzały.

– Niech sowa z nimi pogada. Ona jest najmądrzejsza. Wszystko im wyjaśni i jej posłuchają.

No i sowa poszła. A raczej pofrunęła. Wyprostowała się. Zrobiła poważną minę. Uniosła palec w górę, by podkreślić ważność swoich słów. I mówiła. Mówiła długo trudnymi słowami. Małpy słuchały, robiły mądre miny, że rozumieją. Kiwały głowami, że się zgadzają i obiecują poprawę. Sowa odfrunęła bardzo z siebie zadowolona. A gdy tylko zniknęła w powietrzu, małpy zachichotały i rozpierzchły się po lesie.

Zwierzęta stwierdziły bezradnie, że nic już nie da się zrobić ze złośliwymi małpami i że skoro one są niemiłe, to wszyscy inni też dla nich tacy będą.

 Pewnego dnia do tej krainy zawitała przejazdem (a raczej przeskokiem) maleńka życzliwa pchła. Oczywiście nikt nie był w stanie jej zobaczyć, tak była mała.

Pchła nic nie mówiła. Tylko patrzyła i słuchała z zaciekawieniem. I po chwili dostrzegła, że małpy wcale nie są cały czas złośliwe.

Pchła właśnie obserwowała, jak Jasnobrązowa małpa próbuje zbudować dom z patyków i gałęzi. Wkładała w to mnóstwo pracy. Ale chyba nie była z siebie zadowolona.

Pchła skoczyła na jej ramię, wspięła się wyżej i szepnęła do ucha:

– Twoja praca jest bardzo ważna. Życzę ci powodzenia.

Jasnobrązowa małpa rozejrzała się dookoła. Nikogo nie zobaczyła, ale słowa, które usłyszała, wywołały uśmiech na jej twarzy i ponownie wzięła się do pracy.

Kawałek dalej pchła zobaczyła Kasztanoworudą małpę, która cichutko pod nosem śpiewała sobie piosenkę. Rozglądała się też niepewnie dookoła, jakby bała się, że ktoś ją zobaczy i usłyszy.

Pchła podskoczyła do niej i szepnęła do ucha:

– Bardzo przyjemnie jest słuchać, gdy śpiewasz.

Małpa najpierw zaczerwieniła się zawstydzona. Ale po chwili zrobiło jej się tak miło, że uśmiechnęła się i śpiewała dalej.  A pchła ruszyła przed siebie w podskokach.

Tym razem zatrzymała się przy Ciemnobrązowej małpie, która próbowała zdjąć z jabłka malutki włos – widocznie miała ochotę na jabłko, a ten włos jej przeszkadzał. Niestety swoimi dużymi palcami nie potrafiła chwycić maleńkiego włoska. Bardzo ją to denerwowało i męczyło. Była już bliska płaczu.

Pchła poczuła sympatię dla tej zmęczonej małpy. Skoczyła na jabłko i szybko strąciła włosek na ziemię. Zdumiona i uradowana jednocześnie małpa szybko schrupała jabłko i poczuła wielką ulgę.

A pchła ruszyła dalej.

Nad brzegiem strumyka siedziała ze spuszczoną głową Prawieczarna małpa i kreśliła coś palcem na piasku. Pchła podskoczyła bliżej i zobaczyła na piasku napis „Nikt mnie nie lubi”. Pchle, która była bardzo życzliwym stworzonkiem, zrobiło się smutno. Wpadł jej też do głowy pewien pomysł.

Szybko zawróciła, by odnaleźć znów trzy małpy, które niedawno spotkała. Każdej z nich szepnęła do ucha, że Prawieczarna małpa potrzebuje ich pomocy. Małpki, choć nie wiedziały dlaczego, poczuły, że chcą jej pomóc i szybko ją odnalazły. Gdy zobaczyły, że siedzi smutna i zobaczyły, co napisała na piasku, to nie wiedziały, co mają zrobić. Przecież do tej pory robiły różne złośliwe rzeczy.

– Po prostu bądźcie życzliwe. – Szepnęła do nich pchła.

Małpy usiadły więc obok niej i bardzo delikatnie ścisnęły jej łapki. Siedziały razem w ciszy. A po chwili Prawieczarna małpa odwzajemniła ten życzliwy uścisk i zmazała łapką napis na piasku.  

Wszystkie cztery pierwszy raz od dawna czuły się dobrze w swoim towarzystwie dzięki temu, że ktoś inny okazał im życzliwość. Postanowiły więc, że teraz przekażą tą życzliwość dalej. Jedna z nich poszła więc na północ, druga na południe, trzecia na wschód, a czwarta na zachód. A gdy napotkały kogoś na swojej drodze, przekazywały życzliwy uśmiech, słowo lub gest.

Pchła siedziała wysoko na drzewie i z radością w sercu obserwowała, jak życzliwość zatacza coraz większe kręgi w Wielkim Lesie.