Archiwa tagu: złość

Złość i góra lodowa

Dawno, dawno temu, za górami i lasami w bardzo mroźnej krainie, na środku Bardzo Zimnego Morza znajdowała się góra lodowa. I choć po wodach tych nieustannie żeglowali różni marynarze w poszukiwaniu drogocennych diamentowych brył lodowych, to góra ta sterczała sobie spokojnie nad powierzchnią wody przez nikogo nie odwiedzana. Działo się tak dlatego, że górę zamieszkiwała Złość. Była ona dość nieprzyjemnym stworzeniem, które potrafiło głośno, a nawet przeraźliwie krzyczeć, gdy tylko ktoś próbował się zbliżyć. Złość wykrzykiwała też często obraźliwe słowa, trzęsła mocno całą górą, powodując śnieżne lawiny, czasem rzucała w powietrze ostre i kłujące sople lodu.

Większość marynarzy omijała górę z daleka, opowiadając sobie nawzajem, że nie ma sensu się do niej zbliżać. Inni omijali ją, bo się jej bali. Byli też tacy, co podpływali blisko i krzyczeli do Złości, by natychmiast opuściła górę, próbowali wypędzić ją na różne sposoby, kierowali do niej wrogie słowa, krzycząc, że mają jej dość i nikt jej tu nie chce, a nawet grozili jej bronią. Czasami Złość wystraszona chowała się gdzieś pod wodę, ale później znów wracała.

Działo się tak przez wiele lat. Aż pewnego dnia w pobliże lodowej góry przypłynął swoim statkiem bardzo mądry i odważny marynarz. Słyszał wiele opowieści na temat góry i jej groźnego mieszkańca, ale jego wielka ciekawość nigdy nie pozwalała mu bezgranicznie wierzyć w to, co tylko słyszał od innych. Marynarz ten miał też w sobie coś, co było jego wielkim skarbem i czyniło go bardzo silnym. Był to spokój. Marynarz już z daleka zobaczył górę lodową i skaczącą po niej Złość. Gdy podpłynął bliżej i Złość go zauważyła, zaczęła natychmiast krzyczeć i trząść całą górą. Marynarz nie wystraszył się jednak i spokojnie podpłynął jeszcze bliżej. Wtedy Złość rzuciła w jego kierunku bardzo ostry sopel lodu i z całej siły dmuchnęła lodowatym wiatrem, chcąc przewrócić jego statek. Marynarz i tym razem zachował spokój. Patrzył na Złość nie ze strachem i nie z gniewem, ale z zaciekawieniem i życzliwością. Dzięki temu dostrzegł, że jest ona znacznie mniejsza i słabsza od niego. I nagle wśród całego tego hałasu, który robiła, wydała mu się ona zupełnie bezradna i bezbronna. Nie chciał jednak, by Złość wyrządziła mu krzywdę, dlatego powiedział do niej pewnie i odważnie, ale też najbardziej spokojnie jak potrafił:

– Widzę cię i słyszę. Nie chcę zrobić ci krzywdy i nie chcę, żebyś ty skrzywdziła mnie. Pozwól mi podejść, bo chciałbym cię poznać i pomóc ci, jeśli zechcesz.

Złość bardzo zadziwiła się tymi słowami. Jej krzyk powoli przycichł, nogi i ręce uspokoiły się. Spojrzała na marynarza i kiwnęła głową na znak, by podszedł do niej.

– Potrzebuję twojej pomocy. – Powiedziała do niego. – Tam pod wodą są moi przyjaciele, musisz pomóc im wyjść, bo sami nie potrafią, a ja nie mam tyle siły.

Zaskoczony marynarz natychmiast wziął się do pracy i z pomocą liny wyciągnął spod wody kilka dziwnych stworzeń.

– Dziękuję ci za twoją pomoc. – Powiedziała Złość i wyjaśniła, że jej przyjaciele, to uczucia: Smutek, Frustracja, Lęk, Poczucie Zagrożenia, Zmęczenie.

– Dlaczego nikogo wcześniej nie poprosiłaś o pomoc, tylko odstraszałaś wszystkich swoim krzykiem i wyzwiskami? – Zapytał marynarz bardzo zdziwiony.

– Ale ja właśnie próbowałam im dać znać.  – Odpowiedziała Złość bezradnie. – Krzyczałam, bo chciałam, żeby mnie usłyszeli, ale oni odpływali, nie zwracając na mnie uwagi albo mi grozili i wyganiali mnie. Myślałam, że jak rzucę soplami lodu, to zrozumieją, ale to też nie pomogło. A potem już na nich wyzywałam, bo się denerwowałam, że mnie nie rozumieją.

– Ach więc to tak… – Szepnął marynarz ze współczuciem.

– Przepraszam, jeśli wyrządziłam ci krzywdę. Nie było to moim celem. Ja tylko chciałam, żeby ktoś pomógł im się wydostać.

Marynarz uścisnął Złość serdecznie i udał się w dalszą podróż. A ona w końcu mogła odpocząć razem z innymi uczuciami, swoimi przyjaciółmi. Była bardzo wdzięczna marynarzowi za jego spokój i zainteresowanie, jakie jej okazał. Gdyby nie on, nikt nigdy by się nie dowiedział, co kryło się pod lodową górą zamieszkiwaną przez Złość.

 

 

 

 

 

 

 

 

Tymek, Samoś i Inaczek

Był sobie raz chłopiec o imieniu Tymek. Najbardziej lubił on wszystko to, co już dobrze znał: swoich rodziców, swój dom, swojego przyjaciela Kubę, stare trampki, które już go trochę cisnęły w palce, miodowe płatki z mlekiem na śniadanie, Panią Basię z przedszkola i drogę przez las, którą co rano jeździł z tatą… no i jeszcze najbardziej lubił pewnego stworka, który zawsze mu towarzyszył. To był taki mały, śmieszny stworek, którego wygląd, głos i nawet zapach Tymek znał już na pamięć. Gdy Tymek widział tego stworka, to czuł się bardzo dobrze i bezpiecznie. Ten stworek miał takie długie imię … zaraz zaraz, muszę sobie przypomnieć, co to za dziwne imię… Aha już wiem, ten stworek miał na imię: TAK SAMO JAK ZAWSZE. Nie przesłyszałeś się, to właśnie jego imię: TAK SAMO JAK ZAWSZE. Żeby było łatwiej, będziemy go nazywać w skrócie SAMOŚ.

Samoś towarzyszył Tymkowi już od rana w czasie śniadania, gdy Tymek jadł swoje ulubione płatki miodowe. Później jechał z nim i z tatą do przedszkola, tą samą co zwykle drogą przez las. Gdy docierali na miejsce, Samoś szybko biegł przed nimi, żeby zawołać ulubioną Panią Basię i sprawdzić, czy na pewno jest już Kuba. Gdy już to zrobił, Tymek mógł razem z nim iść do swojej najlepszej w całym przedszkolu sali. Przez cały czas Tymek starał się mieć na oku Samosia, bo przy nim czuł się bezpiecznie. Gdy zbliżał się podwieczorek, Samoś dawał znać, że już za chwilę przyjdzie mama zabrać Tymka do domu. Tymek od tego momentu czekał już gotowy do wyjścia.

Ale pewnego dnia wszystko od początku zaczęło się jakoś dziwnie. Tymek wstał rano na śniadanie. Wygodnie rozsiadł się na swoim krześle w kuchni i już chwytał za łyżkę, gdy … ojej! W misce zamiast miodowych płatków była owsianka! Rozejrzał się niepewnie dookoła i nagle zobaczył, że zamiast jego ukochanego stworka o imieniu TAK SAMO JAK ZAWSZE, na drugim krześle siedzi jakiś zupełnie inny stworek. Ten stworek chciał się przywitać z Tymkiem, ale chłopiec odrazu go wygonił przez okno (nie martw się, takie stworki nie mają kości jak ludzie, są takie bardziej gumowe, więc nic mu się nie stało, gdy wyskoczył przez okno). Tymek zaniepokoił się, że nie ma Samosia i wcale nie miał ochoty na owsiankę.

Po nieudanym śniadaniu Tymek wsiadł z tatą do auta, żeby pojechać do przedszkola. Tata powiedział, że pojadą dziś inną drogą, bo musi jeszcze wstąpić na chwilę do Pana Bartka i coś załatwić. Tymek otworzył oczy ze zdumienia. Chciał coś powiedzieć do Samosia, ale jego nie było, a na jego miejscu siedział znów ten inny stworek. Tymek uchylił szybę auta i kazał mu zmykać. Wcale go nie obchodziło, że Stworek uśmiechał się do niego i wyciągał rękę na przywitanie. Był już bardzo zaniepokojony. Przez całą drogę wiercił się niespokojnie i kopał nogami w przedni fotel, tak że aż tata zerkał na niego lekko zdenerwowany.

Ale to jeszcze nie koniec. W przedszkolu stała się rzecz dla Tymka najstraszniejsza. W korytarzu nie przywitała go ulubiona Pani Basia tylko Pani Ela, nigdzie nie widział też Kuby a zamiast Samosia … no nie … to znowu ten dziwny stworek, czego on tu chce?! Tego już Tymek nie wytrzymał. Rozpłakał się z całych sił i za nic w świecie nie chciał wejść do sali. Tata i Pani Ela patrzyli zdumieni. Stworek chciał pocieszyć Tymka i podszedł do niego, ale wtedy Tymek nakrzyczał na niego:

– Idź sobie, nie chcę cię tu, nie lubię cię!

Stworek cofnął się zasmucony i wystraszony, a Tymek uciekł do kąta. Tata podszedł do niego i mocno go przytulił. A potem cichutko rozmawiał z nim przez chwilę. Nikt nie słyszał o czym. Może Ty się domyślasz, co tata mógł powiedzieć Tymkowi? To musiało być coś bardzo ważnego i coś bardzo mądrego, bo potem Tymek zgodził się porozmawiać z tym innym stworkiem.

Stworek przedstawił się Tymkowi:

– Nazywam się INACZEJ NIŻ ZWYKLE, ale możesz na mnie mówić INACZEK. Jeszcze się nie znamy, ale bardzo chciałbym cię poznać i powoli się z tobą zaprzyjaźnić, jeśli mi na to pozwolisz.

Tymek patrzył na niego nieufnie, więc Inaczek znów się odezwał.

– Powiedziałeś, że mnie nie lubisz, ale przecież jeszcze mnie nie znasz. Jeśli dasz mi       szansę, może się okazać, że ja też jestem fajny. Będziesz mógł mnie polubić tak jak Samosia.

Tymek zauważył, że stworek jest trochę zasmucony. To pewnie przez to, że tak na niego nakrzyczał.

– Dziś nie ma Pani Basi i Kuby. – Powiedział zmartwiony Tymek.

– To może dasz szansę Pani Eli i innym kolegom? – Zapytał Inaczek. – Oni też mogą być fajni. A przecież Pani Basi i Kuby też kiedyś nie znałeś. Musiałeś dać im szansę, żeby ich poznać.

Tymek zastanowił się prze chwilę.

– No dobrze, spróbuję. – Powiedział w końcu. Potem spokojnie już pożegnał się z tatą i wszedł do sali razem z Panią Elą.

Inaczek okazał się być sympatycznym i pomocnym stworkiem. Pomógł Tymkowi poznać nowych kolegów, z którymi wcześniej chłopiec się nie bawił. Pani Ela też była miła. Tymek czuł się dobrze, mimo że nie było przy nim Samosia. Pomyślał nawet, że jutro rano spróbuje na śniadanie owsianki.