Jak się okazało, o wiele łatwiej było stoczyć się z pagórka, niż wspiąć się na niego. Dla tak niewielkich osobników, jakimi byli nasi nowi znajomi, pagórek był bardzo wysoki i stromy, a porastająca go trawa gęsta i łatwo było się w niej zgubić. Po długim czasie wśród sapania i wzdychania sześciu osobliwych wędrowników dotarło na szczyt pagórka. Tak im się przynajmniej wydawało. Nie było to jednak to samo miejsce, z którego rozpoczęli swoje turlanie pod jabłonkę. Przed nimi rozpościerał się bowiem gęsty las pełen wysokich, szumiących drzew, które niechętnie wpuszczały do środka promyki wiosennego słońca.
– Ale przygoda! – Zawołała Radość.
– W kolce jeża! Gdzie my jesteśmy? – Pytała Złość, marszcząc groźnie brwi.
– Ooo! Co za widok! – Wołało Zaciekawienie, otwierając z niedowierzaniem oczy.
– Zgubiliśmy się i nikt nam nie pomoże. – Powiedział Smutek, opuszczając bezradnie ręce.
– Ojojoj, co teraz z nami będzie?! – Krzyczał panicznie strach.
– Jak to co będzie? Idziemy dalej przed siebie. – Odpowiedziała pewna siebie Radość.
Szli tak kilka minut wśród gęstych, zielonych drzew, aż spotkali na swojej drodze kogoś jeszcze… Siedział pod drzewem z podkurczonymi nogami i patrzył przed siebie.
– Ooo! A kim Ty jesteś? – Spytało Zaciekawienie.
Nieznajomy dopiero teraz zorientował się, że nie jest sam. Popatrzył na przybyszy bez większego zainteresowania.
– Jestem Piotruś. – Powiedział ktoś, kto okazał się być po prostu chłopcem. – Mam sześć lat i mieszkam tam… albo tam… albo tam… a może tam. – Dodał, wskazując palcem różne strony lasu. – Nie wiem, gdzie powinno być to TAM. Zgubiłem się.
– A to pech! Na pewno jesteś okropnie zły z tego powodu! – Powiedziała Złość.
– Ojej, to straszne! – Wykrzyknął Strach.
– Cicho Strachu. – Zawołała Radość. – Przecież to wspaniała okazja na fantastyczną przygodę.
– Właśnie. – Dodało Zaciekawienie. – Tyle tu wspaniałych, niespotykanych rzeczy. Możesz odkryć coś, czego jeszcze nikt nie widział.
– Przecież to okropnie smutne. – Sprzeciwił się Smutek. – Można tylko usiąść i płakać, i czekać, aż ktoś przyjdzie z pomocą.
Tak dyskutowały ze sobą i kłóciły się: Radość, Złość, Strach, Smutek i Zaciekawienie. Wstyd stał cichutko z boku i słuchał tylko, wolał się nie odzywać, żeby nie powiedzieć czegoś głupiego. W końcu Piotruś przerwał te spory.
– Przestańcie. Zgubiłem się i tyle. I w ogóle nie wiem, o czym mówicie. Co to za dziwne rzeczy?
– Jak to?! – Wykrzyknęło naraz pięć głosów. – Więc nic nie czujesz?
Piotruś patrzył niepewnie na te dziwne stworki, zupełnie nie rozumiejąc, o co im chodzi.
– Czuję, no pewnie, że czuję! – Odpowiedział. – Jest mi bardzo mi zimno, bo długo już tu siedzę, burczy mi w brzuchu, bo dawno nic nie jadłem, bolą mnie nogi od chodzenia w kółko i uszy mi pękają od waszego gadania.
Przybysze popatrzyli na siebie, wytrzeszczając oczy i kręcąc głowami.
– Nie o takie rzeczy nam chodzi. Czy nigdy z niczego się nie cieszysz?
– Czy nigdy się nie złościsz?
– Niczego się nie boisz?
– Nigdy nie jest ci smutno?
– I nic cię nie ciekawi?
Trajkotały jeden przez drugiego, podnosząc głosy.
– Aaaaa! Cicho, cicho! Naprawdę nie wiem, o czym mówicie. – Próbował przekrzyczeć je Piotruś.
– To straszne!
– Smutne!
– Niesłychanie!
Dziwiły się emocje.
– Po co mam czuć to wszystko? Nie wystarczy, że jestem głodny, zmęczony i jest mi zimno? Jak można czuć tyle rzeczy naraz? – Zastanawiał się chłopiec.
– To bardzo trudne pytanie. – Oznajmiła Radość. – Ale wiem, kto zna na nie odpowiedź, a przy okazji pomoże ci odnaleźć drogę do domu. Chodź z nami, to cię zaprowadzę.
– Wszystko mi jedno, możemy iść. I tak nie mam nic innego do roboty. – Odpowiedział Piotruś, wzruszając ramionami.
– Dokąd pójdziemy? – Zapytało Zaciekawienie. – Kto zna odpowiedzi na te pytania?
– To Mądrość… mieszka w najstarszej części lasu, tam gdzie drzewa są najwyższe i mają najgrubsze pnie i największe korzenie. – Mówiła z przejęciem Radość. – Podobno zna odpowiedzi na wiele pytań i każdemu chętnie pomoże. Chodźcie, zapowiada się wspaniała wędrówka.
Radość podskoczyła wysoko, zmieniając kolor na jagodowy i ruszyła przed siebie, a za nią ruszyła cała reszta.
***
Szli już długo przez las i wszyscy byli już bardzo zmęczeni. Słońce, któremu znudziło się wisieć na środku nieba, schowało się teraz za jedno z wysokich drzew i wokół zrobiło się ciemniej i zimniej. Liście drzew szumiały na wietrze, gałązki trzaskały pod stopami, a z oddali słychać było huuuhuuu.
– Jaki straszny jest ten las. Tak tu ciemno i nieprzyjemnie. Cięgle coś huhuczy. Nie wiadomo, co się czai za tymi drzewami. – Lamentował Strach.
– Nie marudź już, nie marudź! – Zdenerwowała się Złość. – Chodzimy tak i chodzimy. Już mam tego dość.
– Czyżbyś też się bała? – Zapytała Radość?
– Ja?! Ja się niczego nie boję! Jak śmiesz tak mówić?!
– Bo masz gęsią skórkę…
– To z zimna. – Oburzyła się Złość. – I lepiej już przestań, bo pożałujesz!
Szli dalej, przedzierając się przez wysokie, szumiące drzewa. Panującą dookoła ciszę przerywał jedynie trzask łamanych gałązek i huuuhuuuczenie nieznanych im stworzeń. Ścieżka, po której szli, zrobiła się bardzo wąska i musieli teraz iść gęsiego. Najpierw Zaciekawienie, potem Radość, za Radością Złość, za Złością Piotruś, za Piotrusiem Smutek i Wstyd a na końcu Strach. Głowa za głową, noga za nogą. Raz, dwa, trzy, raz, dwa, trzy… Aż tu nagle…
– Stójcie! – Wykrzyknęło Zaciekawienie.
Po obu stronach ścieżki, którą wędrowali, rosły drzewa, ale między tymi drzewami wyrosła przed nimi potężna gałąź zagradzająca im drogę. Gałąź była bardzo gładka i lekko lśniła zielonkawym kolorem, gdy tylko padł na nią mały promyk słońca.
– Ohoho! – Wykrzyknęło Zaciekawienie. – Nigdy czegoś takiego nie widziałem. To nie jest zwykła gałąź. To coś niesamowitego!
Radość wychyliła głowę do przodu.
– Ojej! Jakie to piękne. Chcę dotknąć, chcę zobaczyć.
I już wyciągała ręce w kierunku tajemniczego znaleziska, gdy zatrzymał ją Strach.
– Nie rób tego, nie dotykaj! Przecież nie wiemy, co to jest. To może być niebezpieczne.
– Oh, rozwalmy to, bo zagradza nam drogę, nie będziemy się zatrzymywać przez jakiś głupi badyl! – Mówiła niecierpliwie Złość.
– Nie, nie! Nie zgadzam się! – Krzyczał już panicznie Strach.
– Ehh, znowu jakaś przeszkoda. Sami sobie nie poradzimy. – Szeptał cichutko Smutek.
Wtedy Odezwał się Piotruś.
– Ja chyba gdzieś już widziałem taką gałąź, tylko nie pamiętam gdzie. Myślę, że lepiej jej nie dotykać.
Zawrócili więc ze ścieżki i weszli między gęste drzewa. Nie uszli jeszcze wielu kroków, gdy usłyszeli za sobą bardzo niepokojący dźwięk.
Sssssssssss… sssssssssss…
Odwrócili głowy i zobaczyli, że wielka, zielona gałąź rzeczywiście nie była zwykłą gałęzią. Wiła się teraz w górę po pniu drzewa, błyskając wąziutkimi oczami i wysuwając spiczasty język.
Aaaaaaaaaaaaa!
Strach ruszył biegiem przed siebie, a chwilę potem biegła już za nim reszta towarzyszy. Gdy znaleźli się już daleko od sssyczącej niegałęzi, zatrzymali się, sapiąc i dysząc ze zmęczenia. Piotruś odezwał się pierwszy.
– Już wiem, gdzie widziałem taką gałąź… w mojej książce o zwierzętach. To był wąż. Taki wąż może ukąsić i zrobić krzywdę. Dobrze, że posłuchaliśmy Stracha i zostawiliśmy węża w spokoju.
– Hurra! Udało nam się. – Cieszyła się Radość. – Jak to dobrze, że trzymamy się razem. Niech już nikt się nie smuci i nie złości, bo zawsze sobie poradzimy. Chodźmy dalej, przygoda czeka!
***
Słońce leniwie toczyło się po niebie. Dla zabicia nudy postanowiło zabawić się w chowanego i kryło się a to za drzewem, a to za pagórkiem, potem znowu wyglądało spomiędzy drzew, jakby chciało zaprosić innych do zabawy. Piotruś i jego nowi znajomi dotarli teraz na niewielką polanę. Wśród zielonej trawy rosły tutaj kolorowe kwiaty, a na ich płatkach siadały różnobarwne motyle. Był to naprawdę piękny widok. Ptaki nuciły spokojną melodię, a gdzieś z oddali wtórowały im żaby, które chciały pokazać, że wcale nie są w tym gorsze.
– Cudownie! – Zawołały jednocześnie Radość i Zaciekawienie.
– No i czemu nie przyszliśmy tu wcześniej? – Zapytała Złość. – Tylko włóczyliśmy się po tym głupim lesie.
– Ach, jaka szkoda, że nie możemy tu zostać na zawsze. – Powiedział Smutek, przecierając zaczerwienione oczy.
Strach i Wstyd nie mówili nic. Rozglądali się niepewnie, jakby przeczuwając, że zaraz coś się wydarzy. I okazało się, że mieli rację. Wśród tych cudownych widoków i spokojnego śpiewu ptaków rozległ się nagle piskliwy chichot. Między drzewami coś strzeliło, huknęło i na polanę wleciało dziwne stworzenie. Przypominało olbrzymiego motyla, który trzepotał skrzydłami. Głowę porastały mu rozczochrane włosy, a po obu jej stronach sterczały uszy przypominające małe trąbki. Znad długiego nosa wyglądała para wielkich oczu.
– Ojej! Co on robi, kto to jest? – Wołało Zaciekawienie nieco oburzone.
Był to chochlik. Wirował wśród motyli, próbując złapać je między swoje długie palce. Wyraźnie popisywał się swoją zwinnością.
Chichichichichi. Rozlegało się dookoła.
– Hurra! To na pewno nowy przyjaciel, może będzie nam towarzyszył. – Stwierdziła Radość. – Hej, chodź do nas.
Chochlik jednak nie miał ochoty się zaprzyjaźniać albo też nie wiedział, jak to się robi, bo zamiast się przywitać i przedstawić, szarpnął za ucho Piotrusia, a Strachowi wyrwał kilka włosów.
Chichichichichi. Piszczał głośno, fruwając nad nimi.
Strach zadygotał potężnie i rzucił się biegiem przed siebie. Chochlik uznał to za zabawne i podążył za nim, piszcząc mu do ucha i pstrykając po głowie.
– Hej poczekaj, chodź z nami, będzie fajnie! – Wołała Radość.
Ale chochlik tyko pacnął ją w głowę zerwanym z drzewa liściem. Na chwilę zniżył swój lot i gdy przebiegał obok niego Wstyd, podłożył mu nogę. Wstyd runął na ziemię i w tej samej chwili poczerwieniał i skurczył się do rozmiaru kamyczka. Nie przestając chichotać, chochlik podfrunął do Złości i pstryknął ją w nos. Tego Złość nie wytrzymała. Tupnęła nogą, nastroszyła włosy i krzyknęła tak głośno, jak umiała:
– Dość! Przestań! Zostaw nas w spokoju!
Spokoju! Pokoju! Okoju! – Powtórzyło echo.
Chochlik zatrzymał się w powietrzu, popatrzył na Złość, która wyglądała teraz bardzo groźnie i w końcu odfrunął, znikając w gęstym lesie. Nastała cisza.
C I S Z A
A potem rozległo się:
Aaaa! Eeee! Yyyy! – To Smutek płakał głośno.
– Czemu on był taki niemiły dla nas? Przecież nic mu nie zrobiliśmy. I czemu Złość tak głośno krzyczała?
– Nie płacz Smutku. – Powiedział Piotruś. – Złość dobrze zrobiła. Ten chochlik był strasznie niemiły, a Złość go przepędziła.
– A gdzie jest Wstyd? – Zapytało Zaciekawienie.
– Wstydzie! Wstydzie! Nie chowaj się już, chochlik uciekł. – Wołali wszyscy.
Wtedy między nimi coś zaczęło rosnąć i powoli się pojawiać. Wstyd przybrał swoje normalne kształty i świecił czerwonymi policzkami.
– Hurra! – Zawołała Radość. – I znów sobie poradziliśmy. Jak dobrze, że jesteśmy razem. Chodźmy dalej, teraz już wszystko będzie dobrze.