Archiwa tagu: baśniowe

Przytulandia cz. IV

Fragmenty zaznaczone czerwonym kolorem zostały dopisane jako zaczerpnięte z rysunków przysłanych na konkurs “Przytulandia”

 

Wielka Rada Przytulasów głośno dyskutowała, co zrobić z  niebezpiecznymi Przytulasami, które mogą zagrażać całej ich krainie. Czy wygnać ich daleko na pustkowia? Czy może wsadzić na zawsze do więzienia? A co jeśli inni mieszkańcy także zaczną ich naśladować? Jeśli zaczną się na siebie złościć, smucić i będą chcieli sami spędzać czas? Ich twarze były bardzo zaniepokojone. Nagle coś przerwało ich spory. Okna w pokoju otworzyły się z hukiem i do środka wfrunęły Wróżki wraz ze swoją Królową.

– Mądry Oktawiuszu! – Krzyknęła Królowa Wróżek. – Mój motyli posłaniec przyniósł mi bardzo niepokojące wieści o dwóch uwięzionych Przytulasach. Kleofas i Albert nie zrobili nic złego. Dawno temu, przed laty przesłałam wam w darze mydlane bańki wraz z zaklęciem, które miało sprawić, że będziecie mieć więcej czasu na wspólne świętowanie i częściej będziecie się radować. Ale ktoś zepsuł moje zaklęcie, żeby zrobić wam złośliwy żart. Myślę, że wiesz, kto to zrobił.

W tym miejscu muszę ci opowiedzieć, że z Przytulandią sąsiadowała jeszcze jedna kraina. Tuż za Dudniącymi Górami znajdowało się Psotnikowo. Mieszkały tam stworzenia zwane Psotnikami. Były to bardzo złośliwe stworzonka, które uwielbiały robić innym nieprzyjemne żarty i psuć różne rzeczy. Psotniki były kiedyś zwykłymi skrzatami i zamieszkiwały Królestwo Skrzatów. Ciągle jednak robiły na złość swoim sąsiadom, aż w końcu Król Skrzatów nakazał im opuścić Królestwo. Wtedy stworzyły swoją własną krainę i zaczęły wymyślać coraz bardziej złośliwe żarty.

Psotniki nie potrafiły czarować i tworzyć zaklęć, ale bardzo zazdrościły tego Wróżkom. Znały za to różne drobne sztuczki, których nauczyły się jeszcze w Królestwie Skrzatów. Skrzaty często pomagały Wróżkom przy tworzeniu zaklęć i znały ich niektóre tajemnice. Jednak Psotniki zamiast pomagać, wykorzystywały tą wiedzę w złych celach. Czasami wykradały Wróżkom różne zaklęcia i majstrowały przy nich, żeby zamienić je w złośliwe żarty. Dawno temu, gdy Wróżki wysłały zaczarowane bańki do Przytulandii, Psotniki wykradły kilka baniek i zepsuły zaklęcie. Stary orzeł widział, że Psotniki majstrują przy bańkach, ale nie wiedział, jakie będą tego skutki.

Królowa Wróżek opowiedziała o tym wszystkim Wielkiej Radzie i poprosiła, żeby jak najszybciej uwolnić Alberta i Kleofasa oraz żeby wszyscy mieszkańcy Przytulandii zgromadzili się na Fiołkowym Wzgórzu. Wiedziała, że musi naprawić dawne zaklęcie zepsute przez Psotników.

Natychmiast rozdzwoniły się dzwony, wzywając wszystkich na wzgórze. Przytulasy dawno już nie słyszały tego dźwięku w swojej krainie, ale wiedziały, że dzieje się coś ważnego i że muszą natychmiast udać się na miejsce spotkania.

Albert i Kleofas z niepokojem szli na wzgórze. Zastanawiali się, czy spotka ich jakaś kara. Gdy już wszyscy mieszkańcy stanęli obok siebie na Fiołkowym Wzgórzu, Królowa Wróżek jeszcze raz opowiedziała im, o tym, co się wydarzyło. Zwróciła się też do Alberta i Kleofasa, mówiąc, że nie zrobili nic złego. Pozostałe Przytulasy zawstydziły się teraz, że tak potraktowały swoich przyjaciół. Przytulas Marcel powiedział nieśmiało, że bardzo jest mu przykro z powodu zagubionej książki Kleofasa i że spróbuje ją odnaleźć. Przytulas Klemens przeprosił Alberta za to, że nie potrafił mu współczuć z powodu słowika. Ktoś inny cichutko dodał, że ma już dość ciągłego uśmiechania się i przytulania i bardzo go to denerwuje.

Królowa Wróżek poprosiła wszystkich o ciszę. Szeptem wypowiedziała jakieś słowa i wtedy jedna z mydlanych baniek sfrunęła z nieba, prosto w jej ręce. Królowa przez chwilę gładziła bańkę dłońmi i wciąż szeptała coś, czego nikt nie słyszał. Delikatnie wypuściła bańkę z rąk. Wtedy wszystkie mydlane bańki, które płynęły spokojnie po niebie zaczęły wirować wokół własnej osi i cicho brzęczeć. Wydawało się, że zaraz pękną i rozprysną się na zawsze, ale tak się nie stało. Po chwili bańki uspokoiły się. Przytulasy otwierały szeroko buzie ze zdziwienia. Królowa Wróżek odezwała się ponownie:

– Jak wiecie te piękne motyle, które często fruwają nad waszym wzgórzem, potrafią odgadnąć, o czym ktoś myśli. Dzięki nim wiem, że nie wszyscy się lubicie i że wielu z was tęskni za swoimi dawnymi zajęciami oraz odrobiną samotności. Przez złośliwe sztuczki Psotników zapomnieliście o tym, ale teraz już możecie być tacy jak dawniej.

Przytulasy niepewnie rozejrzały się dookoła. Wielu z nich poczuło, że jest im bardzo ciasno w tym tłumie i delikatnie zaczęli odsuwać się od siebie. Ci którzy wcześniej ściskali mocno rękę sąsiada, poczuli się nieco zakłopotani. Powoli mieszkańcy Przytulandii zaczęli rozchodzić się do swoich domów. Czuli się tak jakoś dziwnie, ale bardzo dobrze i swobodnie. Po powrocie rozsiedli się wygodnie w swoich fotelach. Niektórzy ze smutkiem spoglądali na zakurzone książki, modele statków, albo figurki zwierząt, które od lat leżały zapomniane. Inni spoglądali przez okno w dal, nieśmiało planując wyprawę w dalekie, nieznane strony.

Przez najbliższe dni Przytulasy czuły się jeszcze dość nieswojo po ostatnich wydarzeniach, na szczęście wielkimi krokami zbliżało się Święto Wróżek i trzeba było rozpocząć przygotowania. Każdy skupił się więc na swoim zadaniu, jakie miał do wykonania. Jak co roku miały przybyć wszystkie Wróżki wraz ze swoją Królową, trzeba więc było przygotować dla nich wiersze i piosenki, upiec rogale, torty i babeczki, ozdobić wzgórze, staw i las. Było mnóstwo pracy. Albert i Kleofas także uczestniczyli w przygotowaniach. Inne Przytulasy starały się teraz być dla nich bardzo miłe.

Gdy już nadszedł dzień Święta Wróżek, mieszkańcy Przytulandii jak zawsze zgromadzili się na Fiołkowym Wzgórzu. Wszyscy byli uśmiechnięci, ale coś się jednak zmieniło. Niektóre Przytulasy starały się delikatnie odsunąć od innych, rozprostować ręce i nogi, czuły się jakoś nieswojo, gdy inni mocno się do nich przytulali, ściskali ich za szyję i za ręce.

Tymczasem przybyły już wszystkie Wróżki wraz z Królową oraz wszystkie leśne zwierzęta. Wielka Rada Przytulasów serdecznie przywitała gości i świętowanie rozpoczęło się na dobre. Był ogromny jagodowy tort, była muzyka żabiego chóru, a Przytulasy z Klubu Wierszy i Piosenek zaprezentowały swoje utwory na cześć Wróżek. Niektóre Przytulasy ruszyły do tańca, tupiąc radośnie nogami. Inne niepewnie stały z boku. Choć wcześniej wszyscy razem hucznie świętowali, to teraz niektórzy woleli stać i spokojnie rozmawiać z najbliższym sąsiadem.

Królowa Wróżek widziała, że nie wszyscy czują się dobrze. Gdy żabi chór zakończył jedną ze swoich skocznych piosenek. Królowa wystąpiła na środek polany i poprosiła wszystkich o ciszę.

– Moje kochane Przytulasy. – Powiedziała. – Ostatnie zaklęcie, które wam podarowałam, niestety przysporzyło trochę kłopotów. Choć oczywiście maczały w tym palce Psotniki. Jestem wam więc winna nowy podarunek.

Królowa klasnęła w dłonie i nagle z nieba zaczęły spływać do nich mydlane bańki.

– Niech każdy Przytulas znajdzie dla siebie bańkę mydlaną na tyle dużą, żeby czuć się w niej dobrze i swobodnie. – Mówiła dalej Królowa. – Kto lubi być blisko innych może wybrać maleńką bańkę, a kto potrzebuje wokół siebie więcej miejsca, niech wybierze dużą, bańkę.

Przytulasom spodobał się ten pomysł. Każdy z nich zaraz poszukał odpowiedniej dla siebie bańki. Albert z zachwytem myślał o tym, że dzieje się tak, jak w jego śnie i szczypał się po ręce, żeby się upewnić, czy znów nie śni.

Od tej pory w Przytulandii można było zobaczyć niesamowite widoki, mnóstwo kolorowych, przezroczystych baniek poruszających się ulicami miasta, a w każdej bańce siedział Przytulas. Niektórzy zamieszkali w maleńkich bańkach, tak że można było podejść do nich bardzo blisko, gdyż lubili oni być blisko innych. Część Przytulasów znalazła dla siebie większe bańki, żeby mieć dużo miejsca dla siebie i czuć się bezpiecznie i swobodnie.  W dniu Święta Wróżek Przytulasy ustaliły też, że codziennie o godzinie 17:00 wszyscy będą spotykać się na Fiołkowym Wzgórzu, żeby wspólnie spędzać czas. Pozostałą część dnia będą przeznaczać na swoje własne zajęcia.

Od tej pory można było zobaczyć Przytulasów pojedynczo. Jeden siedział w ogródku i czytał książkę, drugi łowił ryby, trzeci sprzątał mieszkanie. Czasem dwoje sąsiadów spotkało się, chwilę porozmawiało, każdy w swojej bańce. Gdy spotkały się Przytulasy w małych bańkach, mogli podejść bardzo blisko do siebie, a nawet się przytulić, jeśli mieli na to ochotę. Czasem szeptali coś do siebie, klepali z zadowoleniem po plecach. Gdy spotkały się Przytulasy w dużych bańkach, mówili sobie grzecznie dzień dobry, kiwali głowami, mogli przez chwilę porozmawiać o tym, jaka piękna dziś pogoda, a potem odchodzili, każdy w swoją stronę. Gdy Przytulas w małej bańce spotkał się z Przytulasem w dużej bańce, musiał uszanować, że tamten Przytulas potrzebuje więcej przestrzeni. Niektóre Przytulasy szczególnie mocno się lubiły. Gdy się spotkały, nawet jeśli oboje mieli dużą bańkę, zmniejszali ją, żeby móc podejść bliżej siebie albo zupełnie wychodzili na zewnątrz ze swoich baniek, żeby się uścisnąć i przytulić. Okazało się też, że niektóre Przytulasy się nie lubią. Gdy widzieli się z daleka, dmuchali mocno w swoje bańki, żeby zrobiły się większe. A gdy się mijali, mówili tylko dzień dobry i szli dalej. Czasem zdarzały się też kłótnie i spory. A gdy jakiś Przytulas miał zły humor, i nie miał ochoty z nikim rozmawiać, wtedy też powiększał swoją bańkę, żeby mieć wokół siebie więcej miejsca. Do przytulasowych serc powróciły różnorodne barwy, które zmieniały się tak jak pogoda, czasem były słoneczne, czasem ponure.

Przytulasy miały teraz czas na własne zajęcia i czuły się swobodnie w swoich bańkach. A każdego dnia o godzinie 17:00 na Fiołkowym Wzgórzu wszyscy spotykali się ze sobą. Niektórzy wychodzili wtedy ze swoich baniek, żeby usiąść blisko siebie. Inni zostawali w swoich bańkach i po prostu rozmawiali ze sobą. Przytulasy były szczęśliwe, bo każdy z nich miał teraz czas dla siebie, a gdy się spotykali wszyscy razem, mieli sobie o czym opowiadać.

Nad Fiołkowym Wzgórzem do dziś każdego dnia unoszą się wesołe rozmowy i śmiechy Przytulasów siedzących w swoich mydlanych bańkach. To naprawdę niesamowity widok. Gdy tylko będziesz kiedyś wędrować w tamte strony, zajrzyj koniecznie do Przytulandii. Na pewno znajdzie się i dla ciebie jakaś wygodna mydlana bańka, mała lub większa, jak wolisz.

 

Przytulandia cz. III

Fragmenty zaznaczone czerwonym kolorem zostały dopisane jako zaczerpnięte z rysunków przysłanych na konkurs “Przytulandia”

 

Następnego dnia Albert obudził się bardzo wcześnie. Ta noc była dla niego niespokojna. Znów śnił, że leci w mydlanej bańce. Obok niego, w drugiej bańce leciał jego słowik, a gdzieś w oddali zobaczył kolejną bańkę, a w środku Kleofasa z rozzłoszczoną miną. Albert szybko umył się, ubrał i wymknął z domu. Dziś miał iść na przedpołudniowy piknik do swojego sąsiada, Bernarda, ale zamiast niego postanowił odwiedzić Kleofasa. Szedł bocznymi uliczkami, żeby uniknąć spotkania z Przytulasami, które już zaczynały schodzić się na różne towarzyskie spotkania i poranne herbatki. Gdy dotarł na miejsce, cichutko zastukał do drzwi. Kleofas był dziś umówiony na wspólne zbieranie malin z kilkoma sąsiadami i już był gotowy do wyjścia. Zdziwił się, gdy za swoimi drzwiami zobaczył Alberta.

– Witaj Albercie. – Przywitał się grzecznie. – Co cię do mnie sprowadza?

– Muszę z tobą pilnie porozmawiać, Kleofasie. Czy mogę wejść? – Zapytał Albert, rozglądając się niepewnie dookoła.

– Oczywiście, proszę, wejdź. – Odpowiedział nieco zaskoczony Kleofas i także się rozejrzał, przeczuwając jakieś dziwne wydarzenia.

Kleofas zaprosił sąsiada do stołu, szybciutko wyciągnął z kredensu cynamonowe ciastka i zaparzył poziomkową herbatę. Nie wypadało przecież przyjmować gościa bez poczęstunku. Albert wciąż niepewnie rozglądał się dookoła. Wypił łyk gorącej herbaty i nieśmiało zaczął opowiadać swoje ostatnie przemyślenia. Mówił o tym, jak brakuje mu swobody, jak mu ciasno wśród innych Przytulasów i jak go bardzo denerwuje, że musi być cały czas uśmiechnięty. Kleofas doskonale go rozumiał i także podzielił się z nim swoimi odczuciami. Po kilkunastu minutach dwaj sąsiedzi rozgadali się na dobre i nawet nie zauważyli, jak zrobiło się późno.

Tymczasem Bernard i inne zaproszone przez niego Przytulasy niepokoili się, że Albert nie pojawił się na pikniku. Również Przytulasy umówione na zbieranie malin martwiły się o Kleofasa. Jedni i drudzy zaczęli też opowiadać sobie o dziwnym zachowaniu obu sąsiadów. Obie grupy Przytulasów natknęły się na siebie, szukając swoich zagubionych przyjaciół.

– O witajcie. Co tu robicie? – Zapytały Przytulasy z jednej grupy.

– Szukamy Kleofasa. Martwimy się, bo umówił się z nami i nie przyszedł, a ostatnio dziwnie się zachowywał.

– My szukamy Alberta. On też był ostatnio jakiś dziwny, a dziś również nie przyszedł na spotkanie.

Przytulasy zaczęły rozmawiać między sobą bardzo zaniepokojone. Przechodził tamtędy jeszcze inny Przytulas, Teodor i zapytał, o czym tak dyskutują.

– Szukamy Alberta i Kleofasa, widziałeś może któregoś z nich.

– Widziałem obu. – Odpowiedział Teodor. – Z samego rana Albert przyszedł do Kleofasa. Akurat przechodziłem tamtędy i ich widziałem. Obaj jakoś tak dziwnie rozglądali się dookoła, jakby nie chcieli, żeby ktoś ich zauważył.

– Ooooo! – Wykrzyknęły na to Przytulasy. – Co to znaczy?

– Kleofas złościł się ostatnio na Marcela, a Albert się smucił i wolał siedzieć sam w domu niż z nami. Ich serca ogarnęły nieprzyjemne barwy. Może oni planują razem coś niedobrego. – Niepokoił się jeden z Przytulasów.

– Może chcą zrobić coś, żebyśmy już wszyscy się złościli i smucili? – Dodał ktoś inny.

Zaniepokojone Przytulasy postanowiły udać się do Wielkiej Rady Przytulasów. Siedziba Wielkiej Rady znajdowała się w Błękitnym Pałacu, położonym tuż przy Śpiewającym Lesie. Mistrz Oktawiusz wysłuchał opowieści Przytulasów i groźnie zmarszczył czoło. Przecież w jego krainie nie wolno się złościć, kłócić i smucić, i wszyscy mieli spędzać czas razem. Tak ustaliła dawno temu Wielka Rada. A teraz ktoś zagraża tym zasadom. Mistrz Oktawiusz nie mógł na to pozwolić. Szybko wysłał dwóch innych członków Wielkiej Rady, by natychmiast sprowadzili niebezpiecznych Przytulasów do pałacu. Razem z nimi wysłał też pałacowych strażników, tak na wszelki wypadek, gdyby Albert i Kleofas nie chcieli przyjść dobrowolnie.

Już od wielu lat strażników pałacu nie widziano na ulicach Przytulandii. Teraz, gdy równym krokiem szli na przód, wszyscy oglądali się i szeptali między sobą.

– Idą po Alberta i Kleofasa. – Mówiły do siebie Przytulasy. – Wyobraźcie sobie, że Kleofas nakrzyczał na Marcela. A Albert tak się zasmucił, że wolał siedzieć sam w domu niż z przyjaciółmi.

Mieszkańcy Przytulandii patrzyli z niepokojem, jak strażnicy pukają do drzwi Alberta i Kleofasa i nakazują im udać się natychmiast do pałacu. Obaj sąsiedzi byli bardzo przestraszeni, ale bez sprzeciwu poszli za strażnikami, zastanawiając się, co z nimi teraz będzie. Gdy dotarli do Błękitnego Pałacu, Mistrz Oktawiusz wyjaśnił im, dlaczego się tu znaleźli i zapytał, co mają na swoje usprawiedliwienie. Dwaj przyjaciele spojrzeli na siebie nieśmiało. Kleofas pierwszy zaczął mówić o tym, że brak mu czasu dla siebie, że chciałby pobyć trochę w samotności, poczytać swoje książki. Albert dodał, że bardzo lubi swoich sąsiadów, ale źle się czuje, gdy tak wszyscy się ściskają i ciągle przytulają i że chciałby mieć trochę więcej swobody. Obaj zgodnie powiedzieli, że nie chcą się ciągle tylko radować, bo przecież czasem są smutni, a czasem zdenerwowani.

Mistrz słuchał bardzo zagniewany, choć oczywiście nie okazał tego. Powiedział tylko, że takie zachowania są niegrzeczne i niedopuszczalne oraz że musi zwołać nadzwyczajne zebranie Wielkiej Rady, by zastanowić się, co z nimi zrobić. Nakazał strażnikom, by odprowadzili dwóch Przytulasów, każdego do innej komnaty i zamknęli drzwi na klucz.

***

Kleofas siedział smutny w pałacowej komnacie. Myślał o tym, co się wydarzyło i co dalej będzie z nim i z Albertem. Czy zostaną na zawsze wygnani z Przytulandii? A przecież nie chcieli zrobić nic złego. Chcieli tylko, żeby każdy mógł mieć trochę czasu dla siebie, żeby można się było złościć i smucić, tak jak to było kiedyś. Kleofas jak przez mgłę, przypominał sobie dawne czasy, gdy każdy Przytulas miał swoje własne hobby. On uwielbiał czytać książki, jego sąsiad często chodził na ryby, a jeszcze ktoś inny uprawiał warzywa w ogrodzie. Były też wspólne święta i spotkania, ale nie tak często jak teraz, bo Przytulasy miały wtedy więcej pracy i własnych obowiązków. Nie wszyscy sąsiedzi lubili się nawzajem. Niektórzy bardzo się przyjaźnili, a inni omijali się z daleka. Czasem ktoś się pokłócił, ktoś inny był smutny. Ich serca zmieniały swoje barwy, czasami przybierały ciepłe, soczyste kolory, a czasami chłodne i ciemne. Co się potem stało? Kleofas wytężał swoją pamięć, żeby przypomnieć sobie, dlaczego Przytulasy tak się zmieniły.

Przez uchylone okno do pokoju wleciał kolorowy motyl, trzepocząc swoimi barwnymi skrzydłami. Motyle były dalekimi kuzynkami Wróżek. Oprócz tego, że były piękne i urokliwe, posiadały też magiczny dar, potrafiły odgadnąć, o czym ktoś myśli. Wystarczyło, że podfrunęły wystarczająco blisko czyjejś głowy i już znały myśli tego stworzenia.

Kleofas przyglądał się pięknemu motylowi i nagle pomyślał o Wróżkach. Wiele lat temu Wróżki podarowały Przytulasom mydlane bańki. Od tej pory mieszkańcy Przytulandii coraz częściej spotykali się wszyscy razem na Fiołkowym Wzgórzu, by podziwiać ten piękny widok. A z czasem wcale im się to nie znudziło. To właśnie wtedy Wielka Rada Przytulasów zebrała się i wymyśliła wiele nowych świąt i ważnych dni, w które wszyscy mieszkańcy mieli razem gromadzić się i świętować. Ustalono też, że wszyscy powinni się radować zamiast smucić i złościć na siebie. W końcu doszło do tego, że nikt nie miał  już czasu na swoje własne zainteresowania. Spotykając się na Fiołkowym Wzgórzu, Przytulasy siadały coraz bliżej siebie, wciąż się przytulały, ściskały i głaskały. Zupełnie przestały też okazywać niezadowolenie, czy smutek. Czy to możliwe, żeby wróżkowe bańki miały z tym coś wspólnego? Zastanawiał się Kleofas. Koło jego ucha zatrzepotały barwne skrzydła motyla. Przez chwilę stworzonko zawisło w powietrzu, a potem szybko wyfrunęło z pokoju przez uchylone okno.

Kleofas nie mógł już zobaczyć, że motyl pofrunął prosto do Śpiewającego Lasu a stamtąd do Krainy Wróżek. Wróżki były pięknymi istotami, a każda z nich miała wspaniałe, kolorowe skrzydła.  Motyli posłaniec przekazał myśli Kleofasa samej Królowej Wróżek. Królowa z uwagą wysłuchała tych smutnych wieści o dwóch Przytulasach zamkniętych w pałacu, a myśli Kleofasa bardzo ją zaniepokoiły. Przecież mydlane bańki miały pomóc zapracowanym Przytulasom, żeby mogli częściej się spotykać i wspólnie radować. Królowa nie spodziewała się, że przestaną okazywać sobie inne uczucia i że nie będą mieli czasu na swoje własne hobby. Jak to się mogło stać?

Królowa poprosiła zwierzęta ze Śpiewającego Lasu, by pomogły jej rozwiązać tą zagadkę. W końcu stary orzeł, który bardzo wysoko lata i obserwuje wiele rzeczy dziejących się na ziemi, opowiedział jej, co wydarzyło się przed laty, gdy Wróżki wysłały do Przytulandii mydlane bańki. Królowa wysłuchała jego opowieści i bardzo się zdenerwowała. Postanowiła natychmiast udać się do Przytulandii na spotkanie z najstarszym i najmądrzejszym Przytulasem Oktawiuszem. Wzięła ze sobą jeszcze kilka innych Wróżek i razem wyruszyły w drogę.

 

Przytulandia cz. II

Fragmenty zaznaczone czerwonym kolorem zostały dopisane jako zaczerpnięte z rysunków przysłanych na konkurs “Przytulandia”

 

Wczesnym rankiem Kleofasa zbudziło głośne pukanie do drzwi. Powoli otworzył oczy i zamrugał.

– Zaraz, zaraz, gdzie ja jestem? – Zastanawiał się przez chwilę. – Smok… gdzie się podział ten wielki smok? Ach, to był tylko sen. Musiałem zasnąć, gdy czytałem książkę. Ale kto to tak się dobija do mnie o świcie?

Kleofas powoli wyczołgał się z łóżka i poszedł otworzyć drzwi.

– Witaj Kleofasie! – Przywitały go głośne okrzyki grupki Przytulasów stojących za drzwiami. – Czyżbyś zapomniał, że dziś spotkanie naszego Klubu Wierszy i Piosenek? Szybko ubieraj się i chodź z nami!

Och, przez to nocne czytanie i sny o smoku Kleofas zupełnie zapomniał o poniedziałkowym spotkaniu klubu.

Musisz wiedzieć, że w Przytulandii każdy Przytulas należał do jakiegoś klubu, a niektórzy nawet do kilku. Był na przykład Klub Pieczenia Kiełbasek przy Ognisku, Klub Dowcipów, Klub Leśnych Zagadek, Klub Miłośników Motyli i wiele innych, a w każdym z nich spotykało się przynajmniej pięciu Przytulasów. Raz w tygodniu obowiązkowo członkowie klubu spotykali się ze sobą i spędzali razem kilka godzin.

Kleofas nieco jeszcze zaspany i rozmarzony tym nocnym spotkaniem ze smokiem, ubrał się i wyszedł z domu, by z pozostałymi członkami Klubu Wierszy i Piosenek udać się nad Tęczowe Jezioro, gdzie wspólnie mieli pisać dziś wiersze o leśnych Wróżkach. Nie było to byle jakie zadanie, gdyż zbliżało się właśnie Święto Wróżek, a wymyślone przez nich wiersze i piosenki miały uświetnić ten wielki dzień. Wszystkie Przytulasy bardzo ceniły i szanowały Wróżki, które zawsze chętnie pomagały swoim sąsiadom z pobliskiej krainy.

– Kleofasie. – Odezwał się Marcel, jeden z członków klubu. – Niestety zgubiłem tą książkę o trolach, którą mi pożyczyłeś ostatnio. Ale wiem, że już ją czytałeś, więc chyba nic się nie stało, prawda?

Kleofas popatrzył na Marcela, otwierając szeroko oczy. Ta książka była jedną z jego ulubionych i gdy usłyszał, że Marcel ją zgubił i że mówi to w taki beztroski sposób, bardzo się zdenerwował. Jego twarz poczerwieniała, a usta zacisnęły się. Prześwitujące przez jego tęczową skórę serce przybrało teraz ciemnogranatową barwę. Nie umknęło to uwadze pozostałych Przytulasów. 

– Kleofasie! – Wykrzyknęły chórem. – Co to za mina?! Przecież nic się nie stało, nie powinieneś się złościć na biednego Marcela, on nie zrobił tego specjalnie. – Mówiły Przytulasy jeden przez drugiego.

Jak już ci wcześniej wspomniałam, w Przytulandii nikt na nikogo się nie złościł, wszyscy zawsze chodzili zadowoleni. Kleofas nie potrafił jednak się uspokoić.

– Przecież prosiłem cię, żebyś na nią uważał, bo to bardzo cenna książka. – Mówił zdenerwowanym tonem.

– No tak wiem, ale mówiłeś też, że znasz ją na pamięć, więc czemu się tak denerwujesz? – Zastanawiał się bardzo zdziwiony Marcel.

– Nie powinieneś się złościć Kleofasie. – Dodały zaniepokojone Przytulasy.

– Przepraszam, ale nie mam już dziś ochoty iść na spotkanie klubu. Wracam do siebie. – Odburknął Kleofas i szybkim krokiem ruszył w stronę swojego domu.

Przytulasy otwierały buzie szeroko ze zdziwienia. To był szczyt niegrzeczności, takie zachowanie było w Przytulandii niedopuszczalne.

Tej scenie Przyglądał się także Albert, który właśnie przechodził tamtędy, by udać się na spotkanie Klubu Opowiadaczy Bajek. Albert pomyślał, że on także by się zdenerwował na Marcela. Poczuł, że coraz bardziej lubi Kleofasa i że chciałby z nim porozmawiać, gdy nadarzy się taka okazja. Tymczasem musiał się już spieszyć, żeby zdążyć na spotkanie. Dziś Przytulas Klemens miał opowiadać bajkę o zwierzętach. Przyspieszył więc kroku, wciąż myśląc o zdenerwowanym Kleofasie. Na Słonecznej Polanie wszyscy już na niego czekali.

– Chodź szybko Albercie. – Zawołały do niego Przytulasy. – Bajka już się zaczyna.

Albert usiadł wygodnie na trawie i zamknął oczy, żeby lepiej wsłuchać się w opowiadanie Klemensa. Wszystkie Przytulasy usiadły bardzo blisko siebie, stłoczone na małym skrawku polany. Choć Albert próbował znaleźć dla siebie trochę więcej miejsca, było to trudne, bo z jednej i z drugiej strony inne Przytulasy opierały się o niego ramionami i głowami. Klemens zaczął swoją opowieść. Była to bajka o słowiku z dalekiej krainy. Albert zasmucił się, ponieważ przypomniał mu się słowik, którym kiedyś sam się opiekował. Niestety ptak ten był bardzo chory i mimo wielu starań Alberta, umarł. Bajka Klemensa opowiadała o zupełnie innym ptaku i miała szczęśliwe zakończenie, ale gdy dobiegła końca, Albert miał łzy w oczach. Jego serce, które dotąd było promiennie żółte wyblakło teraz i pociemniało. Inne Przytulasy zauważyły to i próbowały go pocieszyć, wiedziały, że Albertowi przypomniał się jego dawny przyjaciel.

– Albercie już dobrze, przecież to było dawno temu. – Mówiły Przytulasy. – Nie myśl już o tym. Teraz czas na jagodowe ciasto.

Albert nie miał jednak ochoty na ciasto i na towarzystwo innych.

– Bardzo was przepraszam. – Powiedział. – Ale pójdę już do domu. Chciałbym trochę pobyć sam.

Powoli ruszył przed siebie w kierunku swojego domu, nie oglądając się na pozostałych, którzy z niedowierzaniem i wielkim zdziwieniem kręcili głowami.

– Jak to sam?! On woli być sam niż z nami? – Pytały Przytulasy, nie wierząc własnym uszom.

Jak się pewnie domyślasz, w Przytulandii nie tylko nie wypadało się złościć, ale niekulturalnie było też się smucić. A już zupełnie nie do pomyślenia było to, że ktoś wolał spędzać czas sam niż w wesołym towarzystwie swoich sąsiadów.

Takie właśnie były zasady, odkąd Wielka Rada Przytulasów ustaliła, że tak właśnie ma być. Nikt już nie pamiętał dlaczego i od kiedy panowały te zwyczaje, ale też nikt do tej pory się temu nie sprzeciwiał.

Tymczasem magiczny wiatr coraz śmielej tańczył wśród drzew na wzgórzach Przytulandii. I tylko leśne zwierzęta czuły, że wkrótce coś się wydarzy.

 

Przytulandia cz. I

Fragmenty oznaczone czerwonym kolorem zostały dopisane jako zaczerpnięte z rysunków przysłanych na konkurs “Przytulandia”

 

Opowiem ci o krainie zwanej Przytulandią i jej mieszkańcach zwanych Przytulasami. Zapytasz co to za stworzenia te Przytulasy? Swoim wyglądem przypominają ludzi. Ich skóra mieni się w słońcu kolorami tęczy, a gdybyś dobrze się przyjrzał, zobaczyłbyś prześwitujące przez nią serce. To serce przybiera różne barwy, w zależności od tego jakie uczucia towarzyszą jego właścicielowi. Dawno temu mieszkańcy tej krainy spędzali cały dzień razem od świtu do nocy. Trzymali się zawsze bardzo blisko siebie, jeden obok drugiego. Gdybyś zawitał wtedy do Przytulandii, mógłbyś zobaczyć ogromną grupę Przytulasów siedzących razem na Fiołkowym Wzgórzu. Wszyscy przytulali się, głaskali po głowach albo szeptali coś do ucha, łaskotali i śmiali się głośno. Lubili siedzieć razem i obserwować unoszące się na niebie kolorowe bańki mydlane, które były niezwykłe, bo nie pryskały tak jak zwykłe bańki. Słuchali też melodii płynących ze Śpiewającego Lasu. Las ten był zaczarowany przez dobre Wróżki, które mieszkały w sąsiedniej krainie. Gdy między drzewami szumiał wiatr, to w powietrzu unosiły się piękne, spokojne melodie.

W Przytulandii nikt na nikogo się nie złościł, nikt nigdy się nie smucił i choćby nie wiem co wszyscy byli zawsze uśmiechnięci, a cały swój czas spędzali razem.

Tak było kiedyś. Ale nastał taki dzień, gdy w Przytulandii wiele się zmieniło. Usiądź wygodnie i posłuchaj tej niezwykłej opowieści…

***

Przytulas Kleofas przejrzał się w swoim wielkim, zakurzonym lustrze. Włożył dziś na siebie jeden ze swoich pięciu najlepszych odświętnych stroi, a na głowę swój najwspanialszy kapelusz przypominający koronę. To przecież wielka okazja. Święto Kwiatów było hucznie obchodzone w Przytulandii. Podobnie zresztą jak inne ważne dni, takie jak Dzień Zwierząt Leśnych, Święto Wróżek, Festiwal Tańców Przy Ognisku, Dzień Sąsiada i wiele innych. Na tyle ważnych okazji trzeba było mieć kilka kompletów odświętnych ubrań. Kleofas spojrzał krytycznie na swoje odbicie i zmarszczył brwi. Chwilę kręcił głową z niezadowoleniem, po czym wykrzyknął „Ach!”, a jego twarz znacznie się rozjaśniła. Szybkim krokiem skoczył do korytarza, po czym wrócił, trzymając w ręku kolorową szmatkę. Przetarł nią lustro z warstwy kurzu i wyprostowany, spojrzał ponownie na swoje odbicie.

– No, teraz o wiele lepiej. – Powiedział z dumą sam do siebie.

Jego dobry nastrój nie trwał jednak długo. Kleofas spojrzał na brudną od kurzu ścierkę i rozejrzał się po pokoju. Było to niewielkie, ale przytulne pomieszczenie. Tuż przy oknie stał regał wypchany po brzegi książkami. Były to książki przygodowe, przyrodnicze, o kosmosie i o odległych krainach. Tuż obok regału stał bujany fotel przykryty miękkim kocem. Fotel, podobnie jak regał pokryty był warstwą kurzu. Myślisz pewnie, że niezły bałaganiarz z tego Kleofasa, prawda? Muszę ci wyjaśnić, że wcale tak nie jest. Kleofas bardzo lubił porządek i posmutniał, gdy popatrzył teraz na swoje zaniedbane mieszkanie. Podszedł do regału i wziął do ręki jedną z książek. Na okładce widniał tytuł „Smoki i inne latające stwory”.

– Ach, jak dawno już nie czytałem tych wspaniałych opowieści. – Powiedział ze smutkiem.

Przytulasy nie miały wcale czasu dla siebie i na swoje hobby. Większość dnia spędzały razem ze swoimi sąsiadami na świętowaniu, a w zwykłe dni na wspólnych rozmowach, grach i zabawach. Późnym wieczorem każdy Przytulas wracał do swojego domu i zmęczony kładł się spać. Tak było już od dawna, od kiedy Wielka Rada Przytulasów postanowiła, że tak właśnie ma być.

Kleofas z westchnieniem odłożył książkę na półkę, ostatni raz spojrzał w lustro. Z zaskoczeniem zobaczył, że jego serce już nie jest całe soczyście pomarańczowe, ale przybrało teraz nieco ciemnych odcieni szarości i błękitu. Zaniepokojony zasłonił serce swoją odświętną marynarką, a zanim wyszedł z domu, zmienił jeszcze swoją minę ze smutnej na radosną. W Przytulandii nie wypadało być smutnym, inne Przytulasy, a szczególnie te należące do Wielkiej Rady Przytulasów, mogłyby tego nie zrozumieć. Z radosną miną, lecz smutnymi myślami, Kleofas ruszył przed siebie, by zdążyć na obchody Święta Kwiatów.

***

Fiołkowe Wzgórze wyglądało przepięknie w dzień tego święta, całe w kwiatach pachnących przecudnie, a dookoła fruwały setki kolorowych motyli. Świętować przyszli jak zawsze wszyscy mieszkańcy Przytulandii, było więc gwarno od rozmów i śmiechu. Obchody święta rozpoczęły się od wspólnego śpiewu na cześć kwiatów. Była to bardzo melodyjna pieśń pełna mruczących, ciepłych dźwięków. Potem przyszedł czas na przemówienie Mistrza Wielkiej Rady, najstarszego i najważniejszego Przytulasa w całej Przytulandii, Przytulasa Oktawiusza. Przemówienie było długie, ale nikt nie ziewał ani nie wiercił się niecierpliwie, wszyscy z radosnym podnieceniem słuchali i oczekiwali na dalsze atrakcje. Po przemówieniu mogły już rozpocząć się tańce. Na instrumentach grały świerszcze i pasikoniki, a żabi chór śpiewał skoczne piosenki. Ziemia dudniła od tupania i podskakiwania przytulasowych nóg. Nikt nie siedział z boku, wszyscy ramię w ramię i noga w nogę skakali w tańcu po polanie. Zabawa trwała bardzo długo. A gdy Przytulasy zmęczyły się już tańcem i śpiewem, siadały na miękkiej trawie, wszyscy bardzo blisko siebie, opierając się głowami i plecami jeden o drugiego. Ściskali się mocno za ręce, za szyję, łaskotali, pocierali ze śmiechem nosami.

Srebrzysty księżyc oświetlał swoim blaskiem staw, wspólny wieczór zbliżał się już ku końcowi. Przytulasy wciąż jeszcze rozmawiały między sobą, niektóre mruczały spokojne melodie. Wśród nich siedział Przytulas Albert z podkurczonymi nogami. Patrzył na płynące po niebie mydlane bańki i choć próbował uśmiechać się jak inne Przytulasy, to jednak na jego twarz wciąż wracała niezadowolona mina. Wśród stłoczonego tłumu Przytulasów Albert czuł się zgnieciony jak suszona śliwka. Chciał rozprostować nogi, rozciągnąć ramiona, ale nie mógł, bo wszyscy tak mocno pchali się na siebie. Ach, gdyby mógł wskoczyć do jednej z tych baniek, tej największej i frunąć w niej gdzieś daleko, gdzie jest cisza i spokój, gdzie mógłby choć trochę pobyć sam. Jaka szkoda, że bańki nigdy nie spadają na ziemię, że nie można ich dosięgnąć i dotknąć… Tak się rozmarzył, że niechcący kopnął siedzącego przed nim Przytulasa.

– Ojej najmocniej Cię przepraszam drogi Kleofasie, za bardzo rozciągnąłem nogi. – Powiedział Albert z przestraszoną miną.

Kleofas, którego już poznałeś, też był rozmarzony tego wieczoru. Myślał o swoich książkach i o przygodach, które były w nich opisane.

– Ależ nic nie szkodzi, drogi Albercie, ja też chętnie bym się trochę rozciągnął, albo rozłożył się gdzieś dalej pod drzewem. – Odpowiedział spokojnie Kleofas.

Dwaj sąsiedzi spojrzeli na siebie porozumiewawczo. Wydawało im się, że myślą o tym samym, o tym, że dość mają tłoczenia się wśród innych Przytulasów i ciągłego świętowania, że każdy z nich chciałby trochę pobyć sam. Tymczasem reszta Przytulasów wstawała już, by wrócić do swoich domów. Kleofas i Albert uśmiechnęli się do siebie i również wstali z pozostałymi Przytulasami. Nikt nie wracał sam, wszyscy szli mniejszymi lub większymi grupami, głośno się śmiejąc i rozmawiając.

***

Tej nocy Przytulas Albert położył się do swojego łóżka bardzo zmęczony. Przeciągnął się mocno, ciesząc się, że ma całe swoje łóżko tylko dla siebie. Wtulił się w miękką pościel i szybko zasnął. Śnił o tym, że płynie po niebie w wielkiej mydlanej bańce. Mijały go pierzaste obłoki i kolorowe motyle, a w dole na ziemi wielkimi grupami Przytulasy tłoczyły się jak śledzie.

Kilka domków dalej, Kleofas także wtulony w swoją poduszkę, walczył we śnie z wielkim, kolczastym smokiem. Spod kołdry wystawała stara książka z pożółkłymi stronami, „Smoki i inne latające stwory”.

Księżyc powoli wędrował po niebie. Żabi chór spał spokojnie wśród zielonej trawy. Nikt nie przeczuwał, że coś wkrótce zmąci ten błogi spokój. Ale leśne zwierzęta zamieszkujące Śpiewający Las były tej nocy niespokojne. Z uwagą wytężały słuch, próbując usłyszeć, co też nowego niesie ze sobą wiatr. Był to magiczny wiatr, który wędrował z Krainy Wróżek. Leśne zwierzęta dobrze go znały i wiedziały, że zawsze, gdy się pojawiał, działo się później coś ważnego. To właśnie las oddzielał Przytulandię od Krainy Wróżek, które potrafiły posługiwać się różnymi magicznymi zaklęciami. Zaklęcia często wędrowały wraz z wiatrem, by dotrzeć do innych, sąsiednich krain. Jednak tylko ktoś bardzo uważny i czujny mógł rozpoznać podmuchy magicznego wiatru. Przytulasy zazwyczaj były zbyt rozgadane i roześmiane, żeby go usłyszeć, ale leśne zwierzęta doskonale go czuły. Ostatnim razem, gdy wiatr zawitał do Przytulandii, przywiał ze sobą mydlane bańki, które już na zawsze zagościły nad wzgórzami tej krainy. Co tym razem przyniesie ze sobą wiatr? Wytęż swoją cierpliwość, bo już wkrótce się tego dowiesz.

 

Król i Poddany

Bardzo daleko stąd, na wielkim oceanie znajdowała się maleńka wyspa, na której mieszkały tylko dwie osoby, król i poddany. Król nosił na głowie magiczną koronę, z którą nigdy się nie rozstawał, bo to dzięki niej mógł być królem. Wydawał też rozkazy swojemu poddanemu.

Wszystko, co na wyspie było lepsze, zabierał król. Smaczniejsze i większe owoce, lepsze miejsce do spania, większe ryby. Król o wszystkim też decydował: co będą jeść na obiad, co będą dziś robić i gdzie pójdą. Poddany musiał się na to wszystko zgadzać.

Żeby umilić sobie czas na wyspie, król i poddany grali w różne gry i zabawy. Król zawsze chciał wygrywać i okropnie się denerwował, gdy widział, że poddanemu idzie lepiej. Dlatego król wydał rozkaz, że to on ma zawsze wygrywać.

Poddany oczywiście słuchał rozkazów i zawsze był posłuszny królowi. Ale, choć o tym głośno nie mówił, miał już tego dość. On też chciał decydować, dostawać dobre rzeczy i wygrywać. Pewnej nocy, gdy tak o tym myślał i nie mógł zasnąć, zauważył spadającą gwiazdę. Szybko pomyślał życzenie: „Teraz ja chcę być królem”.

Gdy rano obudzili się obaj, król bardzo się zdziwił. Jego magiczna królewska korona była teraz na głowie poddanego.

– Co się stało? – Wykrzyknął zdziwiony.

– Teraz ja jestem królem, spadająca gwiazda tak sprawiła – Odpowiedział poddany.       Stary król musiał się z tym pogodzić i stać się poddanym. Teraz on musiał słuchać nowego króla, oddawać mu lepsze rzeczy i przegrywać w grach, a także robić wszystko, co on rozkaże.

Po kilku dniach stary król był już bardzo zmęczony i smutny.

– Jak ty to wytrzymywałeś przez te wszystkie lata? – Zapytał nowego króla. – Musiałeś ciągle mnie słuchać, dostawałeś zawsze gorsze rzeczy i nigdy nie mogłeś wygrać. Teraz wiem, jakie to było strasznie nieprzyjemne dla ciebie.

Nowemu królowi zrobiło się żal swojego poddanego.

– Wiesz co? – Powiedział nowy król do poddanego. – Może już żaden z nas nie będzie ani królem, ani poddanym i obaj będziemy tak samo ważni? Przecież każdy chce czasem wygrywać i mieć wspaniałe rzeczy.

Staremu królowi bardzo spodobał się ten pomysł. Od tej pory było tak, jak się umówili. Każdy z nich był tak samo ważny. A ponieważ obaj wiedzieli, jak to jest być i królem i poddanym, to stali się dla siebie bardzo życzliwi, pomagali sobie i słuchali się nawzajem. Gdy jeden z nich wygrał w grze, to drugi mu gratulował. Magiczna korona spoczywała teraz na czubku drzewa, ale żaden z nich nie pragnął już jej zakładać.