– Chcę się z Toba zaprzyjaźnić. Bo przecież jestem z tobą od początku i
będę tu aż do końca. Ze mną możesz poznawać świat i robić wiele ciekawych
rzeczy.
– W takim razie chciałbym cię lepiej poznać. Powiedz proszę, co lubisz?
– Lubię, gdy się o mnie troszczysz. Gdy dajesz mi zdrowe jedzenie,
pozwalasz mi odpocząć, pozwalasz mi być blisko przyrody. Wtedy mam siłę i
energię, by iść z tobą przez życie.
– A czego, nie lubisz?
– Nie lubię, gdy ktoś mnie ocenia… że jestem za niskie albo za wysokie…
za chude albo za grube… za jasne albo za ciemnie. Nie lubię też, gdy ktoś
sprawia mi ból, uderza, popycha. Chciałbym, żebyś wtedy mi pomógł i powiedział,
że tego nie chcę.
– A czego pragniesz?
– Bardzo bym chciał, żebyś zawsze mnie kochał. Wiesz, na początku, gdy
się poznajemy, jestem gładkie i silne. Wtedy łatwo mnie polubić. Ale gdy
będziemy długo szli przez życie, to z czasem stanę się pomarszczone i słabe.
Chciałbym, żebyś i wtedy patrzył na mnie z czułością i miłością.
– W takim razie zaopiekuję się tobą. Dziękuję ci za to, że jesteś.
W Wielkim
Lesie mieszkały różne zwierzęta. Większość z nich żyła ze sobą w zgodzie. Ale
wśród nich były też małpy, które zachowywały się w bardzo złośliwy sposób. Gdy
się śmiały, to tylko z innych. Ten był za niski, tamten za chudy, ten nie umiał
malować, a tamten śpiewać. Zamiast pomocnej dłoni podstawiały innym nogi.
Zamiast miłych słów, mówiły złośliwości. Nikt już nie pamiętał ich imion, bo
mówiły do siebie tylko przezwiskami. Wszystkie inne zwierzęta dookoła miały
tego dość. Postanowiły więc, że trzeba coś z tym zrobić.
–
Niech idzie do nich lew. – Orzekły zwierzęta. – Jest groźny i surowy. Jak na
nich ryknie, to się w końcu kogoś wystraszą i zaczną się dobrze zachowywać.
No i
lew poszedł. Ryknął. Zrobił groźną minę. Pokazał kły i pazury. Małpy trochę się
wystraszyły. I chwilę siedziały cicho. Lew dumny jak paw odszedł. A gdy tylko
się oddalił, małpy zerwały się jak szalone i rozbiegły na wszystkie strony,
robiąc innym złośliwe żarty.
Zwierzęta
znów się naradzały.
–
Niech sowa z nimi pogada. Ona jest najmądrzejsza. Wszystko im wyjaśni i jej
posłuchają.
No i
sowa poszła. A raczej pofrunęła. Wyprostowała się. Zrobiła poważną minę.
Uniosła palec w górę, by podkreślić ważność swoich słów. I mówiła. Mówiła długo
trudnymi słowami. Małpy słuchały, robiły mądre miny, że rozumieją. Kiwały
głowami, że się zgadzają i obiecują poprawę. Sowa odfrunęła bardzo z siebie
zadowolona. A gdy tylko zniknęła w powietrzu, małpy zachichotały i rozpierzchły
się po lesie.
Zwierzęta
stwierdziły bezradnie, że nic już nie da się zrobić ze złośliwymi małpami i że
skoro one są niemiłe, to wszyscy inni też dla nich tacy będą.
Pewnego dnia do tej krainy zawitała przejazdem
(a raczej przeskokiem) maleńka życzliwa pchła. Oczywiście nikt nie był w stanie
jej zobaczyć, tak była mała.
Pchła
nic nie mówiła. Tylko patrzyła i słuchała z zaciekawieniem. I po chwili
dostrzegła, że małpy wcale nie są cały czas złośliwe.
Pchła
właśnie obserwowała, jak Jasnobrązowa
małpa próbuje zbudować dom z patyków i gałęzi. Wkładała w to mnóstwo pracy.
Ale chyba nie była z siebie zadowolona.
Pchła
skoczyła na jej ramię, wspięła się wyżej i szepnęła do ucha:
–
Twoja praca jest bardzo ważna. Życzę ci powodzenia.
Jasnobrązowa małpa rozejrzała się
dookoła. Nikogo nie zobaczyła, ale słowa, które usłyszała, wywołały uśmiech na
jej twarzy i ponownie wzięła się do pracy.
Kawałek
dalej pchła zobaczyła Kasztanoworudą
małpę, która cichutko pod nosem śpiewała sobie piosenkę. Rozglądała się też
niepewnie dookoła, jakby bała się, że ktoś ją zobaczy i usłyszy.
Pchła
podskoczyła do niej i szepnęła do ucha:
–
Bardzo przyjemnie jest słuchać, gdy śpiewasz.
Małpa
najpierw zaczerwieniła się zawstydzona. Ale po chwili zrobiło jej się tak miło,
że uśmiechnęła się i śpiewała dalej. A
pchła ruszyła przed siebie w podskokach.
Tym
razem zatrzymała się przy Ciemnobrązowej
małpie, która próbowała zdjąć z jabłka malutki włos – widocznie miała
ochotę na jabłko, a ten włos jej przeszkadzał. Niestety swoimi dużymi palcami
nie potrafiła chwycić maleńkiego włoska. Bardzo ją to denerwowało i męczyło.
Była już bliska płaczu.
Pchła
poczuła sympatię dla tej zmęczonej małpy. Skoczyła na jabłko i szybko strąciła
włosek na ziemię. Zdumiona i uradowana jednocześnie małpa szybko schrupała
jabłko i poczuła wielką ulgę.
A
pchła ruszyła dalej.
Nad
brzegiem strumyka siedziała ze spuszczoną głową Prawieczarnamałpa i
kreśliła coś palcem na piasku. Pchła podskoczyła bliżej i zobaczyła na piasku
napis „Nikt mnie nie lubi”. Pchle,
która była bardzo życzliwym stworzonkiem, zrobiło się smutno. Wpadł jej też do
głowy pewien pomysł.
Szybko
zawróciła, by odnaleźć znów trzy małpy, które niedawno spotkała. Każdej z nich
szepnęła do ucha, że Prawieczarna małpa
potrzebuje ich pomocy. Małpki, choć nie wiedziały dlaczego, poczuły, że chcą
jej pomóc i szybko ją odnalazły. Gdy zobaczyły, że siedzi smutna i zobaczyły,
co napisała na piasku, to nie wiedziały, co mają zrobić. Przecież do tej pory
robiły różne złośliwe rzeczy.
– Po
prostu bądźcie życzliwe. – Szepnęła do nich pchła.
Małpy
usiadły więc obok niej i bardzo delikatnie ścisnęły jej łapki. Siedziały razem
w ciszy. A po chwili Prawieczarna małpa
odwzajemniła ten życzliwy uścisk i zmazała łapką napis na piasku.
Wszystkie
cztery pierwszy raz od dawna czuły się dobrze w swoim towarzystwie dzięki temu,
że ktoś inny okazał im życzliwość. Postanowiły więc, że teraz przekażą tą
życzliwość dalej. Jedna z nich poszła więc na północ, druga na południe,
trzecia na wschód, a czwarta na zachód. A gdy napotkały kogoś na swojej drodze,
przekazywały życzliwy uśmiech, słowo lub gest.
Pchła
siedziała wysoko na drzewie i z radością w sercu obserwowała, jak życzliwość
zatacza coraz większe kręgi w Wielkim Lesie.
Był sobie raz taki wielki, wielki las… A w tym
wielkim, wielkim lesie było bardzo, bardzo… GŁOŚNO!!!
AAAAAA!!! – Krzyczały wiewiórki, grając w orzechy. A
orzechy śmigały od jednego drzewa do drugiego. ŚMIG, ŚMIG.
JUPI!!! – Radowały się myszy, wyskakując na siebie z
wysokiej trawy.
Ptasi chór doskonalił swój śpiew. LALALALA LOLOLOLO.
Dzięcioł stukał w drzewo, ucząc małe dzięcioły
matematyki i liczenia.
– Trzy stuknięcia STUK STUK STUK
dodać dwa stuknięcia STUK STUK to równa się pięć stuknięć STUK STUK STUK STUK
STUK.
Wygłupialskie jeże wymyśliły zawody w trafianiu
żołędziami w swoje kolce.
Taka „dzika impreza”, jak to mawiały dziki, trwała w
lesie cały rok.
Tylko doktor Sowa nie miał czasu na zabawę, bo pod
jego gabinetem wciąż czekał jakiś pacjent.
– Doktorze, ciągle boli mnie głowa.
– Doktorze, spać nie mogę.
– Doktorze, chodzę jakiś
rozdrażniony, wszystko mnie denerwuje.
– Doktorze, Doktorze, Doktorze…
Oprócz zwierząt leśnych przychodzili też inni, np.
liście:
– Doktorze, nikt nie zwraca na nas uwagi, choć przez cały rok zmieniamy kolory, nikt na nas nie patrzy.
Przychodził wiatr:
– Doktorze, nikt już nie wsłuchuje
się w moje odgłosy, straciłem sens wiania.
Przypłynął też strumyk:
– Doktorze, nikt nie siada już nad
moim brzegiem, nie ogląda kamyków, które tak starannie wygładziłem.
Doktor Sowa aż łapał się za głowę… o co chodzi, o co
chodzi? Aż w końcu zamknął gabinet i poleciał wysoko, wysoko… Jeszcze trochę
wyżej… Usiadł na wierzchołku najwyższego drzewa i patrzył… i słuchał. Cały las
tonął w hałasie.
– To wiele wyjaśnia. – Powiedział
do siebie doktor Sowa. – Ból głowy, bezsenność, rozdrażnienie… w takim hałasie
ciężko zatrzymać się nad pięknem liści, kamieni, czy szumem wiatru. Muszę
zawołać Ją na pomoc, niech przyjdzie czym prędzej.
I pofrunął w najdalszy, najciemniejszy zakątek lasu. A gdy wrócił, Ona przyszła razem z nim. Szła bardzo powoli i spokojnie. Zdania na temat jej wyglądu były bardzo podzielone. Każdy zapamiętał ją jakoś inaczej.
Udała się na polanę i usiadła na trawie. Zaciekawione
zwierzęta przybiegły szybko i usiadły obok niej, przyglądając jej się uważnie.
– Witajcie. – Powiedziała z
uśmiechem. – Jestem Cisza. Przyszłam, żeby spędzić z wami trochę czasu. Później
sobie pójdę, ale teraz gdy tu jestem, możecie przy mnie chwilę odpocząć.
Możecie się odprężyć i zrobić w głowie miejsce na nowe pomysły.
Niektóre zwierzęta bardzo się ucieszyły. Od razu
rozsiadły się wygodnie, zamknęły oczy i zaczęły spokojnie oddychać. Inne
patrzyły niepewnie dookoła, nie wiedząc, co mają robić. Zając, który nie
potrafił przestać kicać, po 5 sekundach spokojnego siedzenia, zaczął oczywiście
kicać znowu. Borsuk stwierdził, że takie siedzenie jest strasznie nudne i
bardzo się zdenerwował, a nawet obraził.
No i w końcu było tak, że niektóre zwierzęta próbowały
się odprężyć, ale zając kicał i wciąż któreś popychał. Więc poprosiły go, żeby
kicał trochę dalej od nich, tak żeby na nikogo nie wpadał. Dwie wiewiórki miały
sobie wciąż tyle do powiedzenia, że nie mogły przestać mówić. Cisza
zaproponowała więc, żeby spróbowały powiedzieć to wszystko w swoich myślach –
najpierw bardzo głośno, a potem coraz ciszej.
A borsuk siedział nadal zdenerwowany.
Po kilku chwilach Cisza podziękowała wszystkim za
wspólny czas i odeszła. I także po chwili las i zwierzęta wróciły do
wcześniejszego stanu – czyli do głośności.
Ale na drugi dzień Cisza znów przyszła. Zwierzęta
zdziwiły się, ale też ucieszyły. Tego dnia było podobnie jak poprzedniego.
Część zwierząt odpoczywała. Zając kicał, borsuk się denerwował, wiewiórki
szeptały sobie coś do ucha. I znów Cisza po chwili podziękowała i poszła.
A następnego dnia… Tak to znowu ona.
Tym razem zając spróbował chwilę posiedzieć i
odpocząć, bo jego kolega królik powiedział mu, że po tym odpoczynku z Ciszą
czuł się o wiele lepiej. Więc zając też chciał spróbować.
Borsuk stwierdził, że może i on spróbuje, a co mu
szkodzi?
A wiewiórki, gdy zorientowały się, że naprawdę
wszyscy próbują, to i one chciały też.
No więc dziś był taki dzień, gdy wszystkie zwierzęta
spróbowały przez chwilę odpocząć. I wiecie co… Przez chwilę było naprawdę
cicho…
I wtedy zając usłyszał szum wiatru. Borsuk zauważył
jesienne kolorowe liście. Jedna z wiewiórek wzięła do ręki kamień i przyglądała
mu się w skupieniu, a druga po prostu czuła, jak jej brzuch podnosi się i opada,
gdy ona oddycha.
Po chwili Cisza odeszła.
I przychodziła już codziennie. A zwierzęta powoli
przyzwyczaiły się do jej obecności i coraz lepiej się z nią czuły.
–
Jak tam głowa? – Pytał doktor Sowa swoich pacjentów.
–
Dziękuję, już nie boli.
–
Jak Pan sypia?
–
Lepiej doktorze, dziękuję.
–
A rozdrażnienie?
–
Już bardzo niewielkie, dziękuję.
W lesie zrobiło się spokojniej. Zwierzęta oprócz
żartów, zabawy i wygłupów, ciekawiły się też tym, co dookoła – barwnymi liśćmi,
szumem wiatru, chętnie siadały przy strumyku i łowiły różnokształtne kamyki.
Cisza przychodzi do nich codziennie, ale odwiedza też
inne miejsca. Więc jeśli chcielibyście się z nią spotkać, lepiej szybko
sprawdźcie jej grafik na najbliższy tydzień 😉
Serdecznie zapraszamy dzieci w wieku 6-9 lat na spotkania bajkoterapeutyczne, w czasie których będziemy wspólnie przyglądać się naszym emocjom. Towarzyszami naszej przygody będą bohaterowie bajki „Piotruś i Emocje”. Oprócz wspólnego czytania i słuchania będą też zabawy inspirowane uważnością, czas na poszukiwanie i odczucie spokoju. Jest to cykl 10 spotkań odbywających się raz w tygodniu, w Centrum Wspomagania Rozwoju Dziecka “Papilio” w Kaliszu.
Zastanawiacie się, co to za dziwne imię NIEMIŚ? Niemiś to taki mały miś, który często mówił NIE… bardzo często… tak często często często: – Zjedz zdrową zupkę warzywkową. – NIE! – Jest zimno, ubierz płaszczyk. – NIE! – Pospiesz się, musimy już iść. – NIE! – Podaj łapkę wiewiórce Marcysi. – NIE! – O jaki ładny, mały miś! – NIE! I tak cały dzień, i tak w kółko, do mamy, do babci, do pani i pana. To było tak, jakby balonik w kształcie słowa NIE przyczepił się do misiowej łapki i dyndał nad nim cały czas. Dyndu dyndu. Miś Niemiś lubił swój balonik. To był taki bardzo ważny balonik, dzięki któremu miś mógł być inny niż inni. Inny niż mama. Inny niż tata. Inny niż babcia. Inny niż wiewiórka Marcysia i zając Henio. Ale ci inni nie lubili balonika. Gdy go widzieli i słyszeli, ich twarze robiły się czerwone, a powieki drgały niebezpiecznie. Marzyli o tym, żeby miś w końcu powiedział TAK. Marcysia i Henio mówili TAK: – Zjesz kalafior? – TAK! – Ubierzesz zielone skarpety? – TAK! – Posiedzisz cichutko na dywaniku? – TAK! – Dasz buziaka cioci Basi? – TAK! Ale im bardziej ktoś próbował zmusić misia do powiedzenia TAK, tym bardziej on mówił NIE. Mama i tata starali się zrozumieć, że ich synek potrzebuje tego swojego balonika, bo dzięki niemu jest sobą, misiem innym niż wszyscy inni. Ale czasami było to dla nich bardzo trudne. Wtedy złościli się lub smucili. Lub jedno i drugie. Pewnego dnia Niemiś, Marcysia i Henio bawili się w lesie koło starej sosny. Tak naprawdę, to Henio bawił się z Marcysią, bo gdy chcieli obejrzeć autko Niemisia, ten oczywiście powiedział NIEEEEEE! I tyle było z tego. Nagle podszedł do nich starszy kolega, borsuk Bartek. – Cześć maluchy. – Powiedział do nich. – Potrzebuję waszej pomocy. Idę zrobić kawał pani Bobrowej i powyrywam jej wszystkie warzywa z ogródka. Ale sam nie dam rady. Pomożecie? Marcysi i Heniowi nie podobał się ten pomysł. Ale trochę się bali odmówić starszemu koledze. Na szczęście… – NIE! – Powiedział głośno Niemiś. – Tak głośno powiedział, że aż borsukowi ze zdziwienia oczy zrobiły się wielkie jak nakrętki od słoików po ogórkach. No i poszedł w las. – Oooo! – westchnęli z podziwem Marcysia i Henio. – Twój balonik ze słowem NIE bardzo nam się przydał. Czy możemy go dotknąć i pogładzić łapkami? Niemiś zdziwił się, bo pierwszy raz ktoś polubił jego balonik. I razem z wiewiórką i zajączkiem długo gładzili balonik, ciesząc się, że tak się przydał. – Chyba twój balonik jest już zmęczony. – Powiedziała Marcysia. – Może odłożymy go na razie na bok, a ty się z nami pobawisz? Niemiś wystraszył się bardzo, a ze strachu zrobił groźną minę w stronę Marcysi. – Mam zostawić mój balonik?! – Wykrzyknął. – A co jak odleci i już nie wróci? Marcysia pomyślała chwilkę i powiedziała bardzo spokojnie. – To może przywiążemy go wstążką do drzewa i jak będziesz go potrzebować, to go znów zabierzesz? Będzie tu blisko. Niemiś trochę się wahał, ale ponieważ Marcysia wcale go nie zmuszała, to w końcu się zgodził i przywiązał balonik do drzewa. No i poszedł się bawić. Pozwolił obejrzeć swoje auto. Zgodził się na tańce w trawie. A nawet gdy wołała go mama na kolację, to poszedł. I wykąpał się po kolacji. Aż mama odetchnęła z ulgą, że taki wieczór spokojny. I podziękowała misiowi za to. Ale balonik miś zabrał oczywiście. Tylko że znalazł dla niego miejsce w swoim domu, gdzie mógłby go czasem przywiązać bezpiecznie. Bo gdy tak leżał sobie w swoim łóżku, czując, jak jego brzuszek spokojnie się podnosi i opada, to myślał sobie, że czasem fajnie jest powiedzieć TAK. A czasem chce być misiem Niemisiem, innym niż wszyscy inni. I wtedy balonik jest blisko pod ręką. I gdy tak myślał, a brzuch podnosił się i opadał, to w końcu zasnął. Ciiiiiiiiiiii. Teraz gdy Niemiś śpi, a jego balonik spokojnie dynda przywiązany do jego łóżka, mogę was zapytać, czy wy też macie taki swój balonik w kształcie NIE? A jeśli macie, to czy macie też takie miejsce, gdzie możecie go czasami bezpiecznie przywiązać? No wtedy gdy np. chcecie, żeby mama odetchnęła z ulgą, że myjecie zęby po kolacji? Jeśli nie macie, to może poszukacie? Tak na wszelki wypadek, żeby zawsze było gdzieś pod ręką 😉
Zarządzaj zgodami plików cookie
Aby zapewnić jak najlepsze wrażenia, korzystamy z technologii, takich jak pliki cookie, do przechowywania i/lub uzyskiwania dostępu do informacji o urządzeniu. Zgoda na te technologie pozwoli nam przetwarzać dane, takie jak zachowanie podczas przeglądania lub unikalne identyfikatory na tej stronie. Brak wyrażenia zgody lub wycofanie zgody może niekorzystnie wpłynąć na niektóre cechy i funkcje.
Funkcjonalne
Zawsze aktywne
Przechowywanie lub dostęp do danych technicznych jest ściśle konieczny do uzasadnionego celu umożliwienia korzystania z konkretnej usługi wyraźnie żądanej przez subskrybenta lub użytkownika, lub wyłącznie w celu przeprowadzenia transmisji komunikatu przez sieć łączności elektronicznej.
Preferencje
Przechowywanie lub dostęp techniczny jest niezbędny do uzasadnionego celu przechowywania preferencji, o które nie prosi subskrybent lub użytkownik.
Statystyka
Przechowywanie techniczne lub dostęp, który jest używany wyłącznie do celów statystycznych.Przechowywanie techniczne lub dostęp, który jest używany wyłącznie do anonimowych celów statystycznych. Bez wezwania do sądu, dobrowolnego podporządkowania się dostawcy usług internetowych lub dodatkowych zapisów od strony trzeciej, informacje przechowywane lub pobierane wyłącznie w tym celu zwykle nie mogą być wykorzystywane do identyfikacji użytkownika.
Marketing
Przechowywanie lub dostęp techniczny jest wymagany do tworzenia profili użytkowników w celu wysyłania reklam lub śledzenia użytkownika na stronie internetowej lub na kilku stronach internetowych w podobnych celach marketingowych.