Archiwum kategorii: Seria Piotruś i Emocje

Piotruś i Strach

piotrus0002

Lato w tym roku zapowiadało się bardzo gorące i długie. Dla Piotrka zaczynały się właśnie jego pierwsze w życiu prawdziwe wakacje, bo przecież skończył pierwszą klasę. Będzie można odpocząć, długo spać i później kłaść się do łóżka, będzie więcej czasu na spotkania z kolegami i grę w piłkę. Tomek zaprosił Piotrka do siebie na weekend, obiecał że będzie grill i majsterkowanie w garażu. Jedna tylko rzecz bardzo Piotrka martwiła. Choć nikomu nie chciał się do tego przyznać, to bardzo nie lubił burz, a w prognozie pogody usłyszał, że miało być ich całkiem sporo tego lata. Od tej pory, gdy jego rodzice oglądali wieczorne wiadomości, Piotruś siadał razem z nimi w pokoju, udając, że zajmuje się czymś innym, a tak naprawdę czekał na prognozę pogody, żeby usłyszeć, czy w najbliższych dniach będzie burza. Szczególnie nie lubił, gdy burza była w nocy. Wyjący wiatr i świetliste błyskawice przeszywające granatowe niebo sprawiały, że cały się trząsł pod kołdrą, a nie chciał chodzić do pokoju rodziców, żeby nie uznali go za tchórza.

W tym roku pierwsza burza zjawiła się niestety dość szybko. Wieczorem zerwał się silny wiatr, a ciemne chmury przykryły całe niebo. Piotrek czuł się bardzo nieprzyjemnie. Jego żołądek był taki ściśnięty, jakby ktoś zawiązał na nim ciasny supełek, a serce biło mu mocno i szybko jak wielki młot.

Gdy pierwsza błyskawica przecięła granatowe niebo, w pokoju zrobiło się przez chwilę bardzo jasno. Chwilę później dało się słyszeć potężny grzmot.

– Mamo! – Piotrek zawołał tak głośno jak potrafił. – Mamo chodź szybko!

Po krótkiej chwili mama zjawiła się w pokoju.

– Co się stało? – Zapytała zaniepokojona?

– Eee, nic, ja tylko chciałem spytać, czy dałabyś mi szklankę soku? – Piotruś poczuł się nagle bardzo zawstydzony tym, że mama zobaczy, jak on chowa się pod kołdrą przed burzą.

– Synku, czy ty się czasem nie boisz burzy? – Zapytała mama, uśmiechając i siadając obok niego na łóżku.

– Co? O nie, nie, no co ty mamo…

Mama pogłaskała go po głowie, cały czas się uśmiechając. Było jasne, że nie uwierzyła w jego wymówkę, ale bez dalszych pytań wyszła z pokoju. Kolejne błyskawice przecinały niebo, a po każdej z nich następował ten okropny, wywołujący u Piotrka ciarki dźwięk grzmotu. Gdy tylko błyskawica rozświetlała niebo, na ścianie pojawiały się straszliwe cienie przypominające długie ręce i nogi. Wiedział, że to tylko cienie drzew, ale wcale nie czuł się przez to lepiej.

Nagle kątem oka Piotruś zobaczył na ścianie zupełnie inny cień. Wielki, kulisty, mający prawdziwe ręce i nogi. W tym momencie aż podskoczył na swoim łóżku i mocniej naciągnął kołdrę na głowę.

– Witaj Piotrusiu. – Usłyszał czyjś głos tuż obok siebie.

Był pewien, że już kiedyś słyszał ten głos. Piotrek opuścił nieco kołdrę i otworzył oczy. Obok niego na łóżku siedziała nastroszona, włochata kulka z wielkimi oczami. Natychmiast rozpoznał swojego niespodziewanego gościa.

– To ty Strachu? – Zapytał chłopiec trochę zaskoczony jego obecnością. – Dawno cię nie widziałem. Jesteś jakiś większy niż ostatnio. – Powiedział Piotruś, przyglądając się uważnie dawnemu znajomemu.

– To dlatego, że bardzo boisz się burzy. Tak naprawdę to jestem tu już od jakiegoś czasu. Ostatnio, gdy był u ciebie Tomek, padał deszcz i wiał taki potężny wiatr, a ty się bardzo bałeś. Siedziałem sobie wtedy cichutko w szafie, żeby Tomek mnie nie zobaczył.  Teraz przyszedłem, żeby ci pomóc.

– Jak chcesz mi pomóc? – Zapytał zdziwiony Piotruś. – Zrobisz coś, żeby już nie było więcej burzy?

– Nie, tego nie potrafię i nie mógłbym. Pomogę ci radzić sobie, gdy się czegoś boisz. Jeśli teraz nie spróbujemy, to będę rósł i rósł, aż stanę się taki wielki, że będziesz musiał wstawić mi tu dodatkowe łóżko, no i będę przychodził coraz częściej.

Piotrek popatrzył na Stracha nieco zakłopotany.

– Nie myśl sobie, że cię nie lubię, ale wolałbym, żebyś już nie rósł i żebyś nie odwiedzał mnie za często.

– W takim razie musimy coś wymyślić.

W tym momencie do pokoju weszła mama, niosąc szklankę z sokiem, Strach błyskawicznie zniknął, jakby rozpłynął się w powietrzu. Mama usiadła obok Piotrka. Pod pachą trzymała jakieś niewielkie pudełko.

– Co tam masz mamo? – Zapytał chłopiec.

– To apteczka pierwszej pomocy. Tata naprawiał szafkę i niestety skaleczył się w rękę. Muszę zrobić mu opatrunek. Czy chcesz, żebym tu z tobą chwilę posiedziała?

– Nie, nie trzeba. Dzięki za sok mamo. – Odpowiedział Piotrek, starając się wyprostować i przybrać jak najbardziej odważną pozę.

Mama mrugnęła do niego i wyszła z pokoju. Chwilę po tym, jak zamknęła za sobą drzwi, Strach wyczołgał się spod łóżka i wdrapał na nie, siadając obok Piotrka.

– Już wiem jak poradzimy sobie z tym problemem! – Zawołał z dumą Strach. – Twoja mama podsunęła mi pewien pomysł. Zrobimy skrzynkę pierwszej pomocy! Wrzucimy tam pomysły, które ci pomogą, gdy się boisz.

– A skąd weźmiemy te pomysły?  – Zapytał Piotrek. – Ty masz jakieś? Bo ja nie. Gdybym jakieś miał, to pewnie byś nie przyszedł do mnie.

– Na razie jeszcze nie mam, ale przecież każdy się czegoś boi, nawet dorośli, więc może ich spytasz, co oni wtedy robią?

Piotrek podrapał się po głowie i chwilę pomyślał.

– No może mógłbym tak zrobić. Zapytam mamę, babcię i dziadka, ale tata to nie wiem, czy się boi czegokolwiek, on jest bardzo odważny.

Następnego dnia okazało się, że nawet tata czasem się boi. Powiedział o tym Piotrkowi w sekrecie pod warunkiem, że przed mamą będę udawać, że tata niczego się nie boi. Piotrek, chcąc odwdzięczyć się tacie za ten sekret, również zdradził mu swoją tajemnicę, właśnie o tym, że boi się burzy. Wtedy tata powiedział, że trzeba dobrze poznać to, czego się boimy i opowiedział Piotrkowi, czym jest burza, kiedy i dlaczego powstaje. Opowiedział też, kiedy i gdzie możemy czuć się bezpiecznie w czasie burzy, a kiedy może być ona groźna. Ta opowieść bardzo się Piotrkowi spodobała i pomyślał nawet, że burza jest bardzo ciekawym zjawiskiem. Tata poradził Piotrkowi, żeby przypomniał sobie te wszystkie rzeczy, których się dziś dowiedział, gdy tylko znów przyjdzie prawdziwa burza. Tacie spodobał się też pomysł Piotrka, żeby przygotować  skrzynkę pierwszej pomocy i obiecał mu w tym pomóc. Pracowali nad nią w garażu całe popołudnie. Tata pozwolił użyć do niej starych, niepotrzebnych desek, a później Piotrek mógł pomalować ją farbą na swój ulubiony, zielony kolor. Następnego dnia, gdy farba wyschła, Piotrek mógł już zabrać ją do swojego pokoju. Skrzynka pierwszej pomocy w strachowych sytuacjach prezentowała się bardzo elegancko. Z papieru Piotrek wyciął małą karteczkę, na której zrobił napis:

Pierwsza pomoc w strachowych sytuacjach

Napis przykleił na jednej ze ścian skrzynki, a do środka wrzucił kartki z wypisanymi pomysłami, tymi które miały mu pomagać. Znalazły się tam pomysły podrzucone przez mamę, babcię, dziadka i tatę:

Spokojnie oddycham i staram się odprężyć

Zamykam oczy i myślę o czymś przyjemnym

Myślę sobie, że to tylko mój strach jest taki wielki i nieprzyjemny i zaraz sobie pójdzie

Przypominam sobie, że jestem silny i odważny

Wyobrażam sobie, że to czego się boję, wcale nie jest groźne, tylko zabawne

Proszę kogoś, żeby mi towarzyszył, bo razem jest raźniej

 Na okazję do wypróbowania skrzynki Piotrek nie musiał długo czekać. Kilka dni później niebo ponownie zasnuły ciemne, burzowe chmury. O parapet zaczęły stukać najpierw niewielkie krople deszczu, a potem już rozpętała się prawdziwa ulewa. Drzewa wyginały się pod siłą wiatru, a ich gałęzie zaglądały przez szybę okna w pokoju Piotrka. Chłopiec siedział na swoim łóżku, próbując zachować spokój. W myślach powtarzał sobie, że to tylko burza i nic mu nie grozi. Ale potężne grzmoty, błyskawice i wycie wiatru, sprawiały, że trudno mu było skupić się na tych myślach. Jego serce już zaczynało łomotać jak szalone, a zamiast spokojnych myśli w głowie kłębiły się niepokojące  słowa BURZA, STRASZNA BURZA. Nagle usłyszał za sobą skrzypnięcie drzwi od szafy.

– Spokojnie to tylko ja. – Z szafy wygramoilł się Strach, ciągnąc za sobą skrzynkę pierwszej pomocy w strachowych sytuacjach. Mimo, że za oknem grzmiało i huczało, to Piotruś, gdy tylko zobaczył Stracha, zaczął się śmiać na jego widok. A to dlatego, że jego znajomy wyglądał dziś wyjątkowo niezwyczajnie. Miał na sobie biały fartuch, a na głowie biały czepek z czarnym paskiem.

– Strachu dlaczego przebrałeś się za pielęgniarkę? – Zapytał Piotrek, śmiejąc się.

– No wiesz, przychodzę do ciebie z pierwszą pomocą w strachowej sytuacji i pomyślałem, że tak będzie zabawniej i że dzięki temu trochę mniej będziesz się bał.

Strach przyjrzał się swojemu odbiciu w lustrze i wygładził fartuch.

– Całkiem nieźle wyglądam. – Dodał, uśmiechając się do Piotrka.

W tym momencie jednak potężny grzmot rozległ się za oknem i Piotruś podskoczył, strącając z biurka lampkę.

– To jaki pomysł najpierw proponujesz ze skrzynki? – Zapytał Stracha.

– Będę ci towarzyszył, żeby było ci raźniej, to przecież jeden z naszych pomysłów. Na początek proponuję też, żebyś zaczął spokojnie oddychać, rozluźnił się i przypomniał sobie, co twój tata mówił ci o burzy.

Obecność tego włochatego stworka dodała Piotrkowi odwagi, mimo że był to przecież jego strach. Zaczął więc spokojnie oddychać i przypominać sobie, co tata mówił o burzy. Niestety na dźwięk grzmotu znów podskoczył na łóżku jak oparzony. Włochaty stworek bardzo chciał pomóc chłopcu, dlatego zwrócił się do niego z prośbą.

– Czy mógłbyś mi opowiedzieć wszystko to, co powiedział ci tata o burzy? Też chciałbym wiedzieć te wszystkie ciekawe rzeczy.

Piotrek wziął głęboki oddech i zaczął nieśmiało i cichutko opowiadać, to czego się dowiedział. Strach przysunął się bliżej i słuchał z zaciekawieniem. Powoli Piotruś nabierał odwagi i mówił coraz pewniej i głośniej, gestykulując przy tym rękoma, żeby jego znajomy lepiej zrozumiał to, o czym mówi. Co pewien czas Strach wydawał z siebie krótkie dźwięki, takie jak “aha” i “oho”, otwierając przy tym szeroko oczy i buzię. Tymczasem Piotruś tak zaangażował się w swoją opowieść, że nawet nie zwrócił uwagi na kolejne błyskawice, które pojawiały się na niebie.

– Dziękuję Piotrusiu, to było bardzo interesujące. I dzięki temu możemy wykorzystać kolejny pomysł z naszej skrzynki.

Piotrek popatrzył pytająco na Stracha.

– Możesz pomyśleć o burzy, że wcale nie jest taka groźna, ale bardzo ciekawa i interesująca, a może nawet znajdziemy w niej coś zabawnego.

Podczas gdy Piotruś i Strach rozmawiali, burza powoli cichła i oddalała się.

– Świetnie sobie poradziłeś. – Powiedział Strach.

Piotruś poczuł się dumny z siebie, ale za chwilę trochę niepewnie zapytał Stracha:

– Będziesz się tu jeszcze zjawiał prawda?

– Na pewno i to nie jeden raz, bo przecież każdy czasem się czegoś boi. Ale już wiesz, że to nic złego i że można sobie poradzić. – Włochata kulka uśmiechnęła się przyjaźnie.

– Wiesz co Strachu, mam jeszcze jeden wielki problem. – Zaczął Piotrek nieśmiało. – Tomek zaprosił mnie na weekend do siebie. Ale co zrobię, jak będzie burza i sobie nie poradzę? Może lepiej zostanę w domu…

Z dumy, którą czuł przed chwilą, nic teraz nie zostało.

– O nie, co to, to nie! – Powiedział głośno i stanowczo Strach. – Jeśli będziesz unikał różnych przyjemnych rzeczy, dlatego, że się boisz, to wtedy na pewno urosnę. Będę rósł i rósł jak wielki, pękaty balon, a ty będziesz bał się coraz bardziej! To nie jest dobre rozwiązanie.

Piotrek stał z zakłopotaną i wystraszoną miną.

– Jeśli teraz sobie poradziłeś, to i następnym razem sobie poradzisz, musisz tylko próbować. – Dodał Strach już spokojniej i uścisnął dłoń chłopca. – Życzę ci powodzenia, a teraz już zmykam. Być może wkrótce znów się zobaczymy.

Piotrek zdążył jeszcze pomachać na do widzenia swojemu włochatemu znajomemu, zanim ten rozpłynął się w powietrzu. W pokoju została zielona skrzynka z pomysłami. Piotrek wsunął ją pod łóżko. Wiedział, że może się ona jeszcze przydać. Starał się teraz myśleć o tym, co mówił Strach, że to nic złego się bać i że każdy, nawet ten najdzielniejszy, najodważniejszy też się czasem boi. Tylko pewnie nie każdy się do tego przyznaje. Potem położył się wygodnie na swoim łóżku i zamknął oczy.

Może i pod waszym łóżkiem siedzi czasem taka włochata kulka zwana Strachem. Może jest jeszcze malutka, a może już bardzo urosła? Spróbujcie i wy się z nią dogadać i wymyśleć własne pomysły, które pomogą wam w strachowych sytuacjach.

Piotruś i Smutek

Piotruś i Smutek

                Pamiętacie Piotrusia i Emocje? Minęło już sporo czasu odkąd Piotruś spotkał tych sześć przedziwnych ale sympatycznych stworzeń. Dziś spotkał się ponownie z jednym z nich, choć spotkanie to wcale nie zaczęło się przyjemnie, Jeśli macie swoją ulubioną zabawkę, na pewno to zrozumiecie. Posłuchajcie więc…

Kapitan Grzmot nie był zwykłym robotem. Był ulubioną zabawką Piotrka. Potrafił stać na baczność, maszerować, a nawet powiedzieć głośno „Zadanie wykonane!”. Teraz niestety leżał na podłodze z połamaną ręką i nogą. Piotruś stał nad nim, patrząc z niedowierzaniem. Przed chwilą grali w piłkę razem z Tomkiem. Tomek chciał kopnąć piłkę do Piotrka, ale piłka odbiła się od ściany i poszybowała w stronę półki z zabawkami. I wtedy właśnie to się stało. Robot spadł na ziemię z wielkim hukiem. Tomek przestraszony spojrzał najpierw na robota a potem na Piotrka.

– Ojej, Piotrek, przepraszam, nie chciałem… – Powiedział Tomek bardzo zmartwiony.

Piotrek zacisnął pięści i poczerwieniał na buzi.

– Idź stąd! – Wykrzyknął do Tomka. – No idź stąd, nie chcę cię tu! – I zaczął wypychać kolegę za drzwi.

Do pokoju weszła mama Piotrka zaalarmowana hukiem i krzykami.

– Chłopaki co się dzieje? – Zapytała.

– Ten głupek zniszczył mi robota, niech stąd idzie!

– Piotrek, nie wolno tak mówić do kolegi. Powiedz mi spokojnie, co się stało.

Ale chłopiec wcale się nie uspokoił, tylko jeszcze mocniej poczerwieniał i zaciskał pięści.

– Wszyscy stąd idźcie, nie chcę was tu! – Krzyknął głośno i kopnął stojące obok niego krzesło tak mocno, że przewróciło się z hałasem na podłogę.

– Chodź Tomek, odprowadzę Cię do drzwi. Piotrek chyba musi przemyśleć swoje zachowanie. – Powiedziała mama i razem z Tomkiem wyszła z pokoju, zostawiając Piotrka samego.

Nikt nie zauważył, że spod łóżka, w ukryciu obserwuje ich para wielkich smutnych oczu. Oczy zamrugały kilka razy i zniknęły w ciemności pod łóżkiem.

Gdy później mama wróciła do pokoju Piotrka, siedział on na podłodze, przecierając oczy. Obok wciąż leżał roztrzaskany robot. Chłopiec, widząc mamę, przybrał naburmuszony wyraz twarzy. Mama usiadła obok niego i spojrzała na robota.

– Pewnie jest ci smutno z powodu Kapitana Grzmota. Wiem, że to twoja ulubiona zabawka. Tomek też się tym bardzo zmartwił.

– Wcale nie jest mi smutno! A Tomek jest głupi i ten robot też jest głupi, już go wcale nie chcę!

Piotrek wstał ze zmarszczoną miną, a wychodząc z pokoju, szturchnął nogą robota.

***

                Za oknem w pokoju Piotrka było już ciemno. Księżyc spokojnie wisiał na niebie w towarzystwie miliona gwiazd. Spod zielonej kołdry w żaby wystawała potargana czupryna chłopca. Choć mama życzyła mu jak zwykle spokojnych snów, to dzisiejszej nocy jego sny wcale nie były spokojne. Przewracał się z boku na bok, jego palce zaciskały się mocno na kołdrze, a nogi napinały się, jakby były gotowe do biegu. Na szafkę przy łóżku wspięło się COŚ i przycupnęło tuż obok nocnej lampki, patrząc na Piotrka. Przewracało oczami w prawo i w lewo, w górę i w dół, aż zatrzymało swoje spojrzenie na twarzy chłopca. Piotrek przez sen zaciskał mocno powieki. Spod tej prawej na zewnątrz próbowała wydostać się łza i choć Piotrek jeszcze mocniej je zaciskał, to łza w końcu się wydostała. Spłynęła po policzku, a potem spadła na ramię chłopca. Podniosła się i rozejrzała dookoła. Najpierw zobaczyła żaby na zielonej pościeli i aż podskoczyła wystraszona, ale na szczęście nie były to prawdziwe żaby. Już prawie się uspokoiła,  gdy nagle coś się pod nią poruszyło i BACH… przewróciła się. Wspięła się do góry wyżej i wyżej, aż zobaczyła wystającą spod kołdry buzię w brązowej potarganej czuprynie. Buzia mruczała coś niespokojnie i marszczyła brwi.

– Ach tak, więc to ten chłopiec płacze – Pomyślała Łza. – Ale zaraz, gdzie są inne łzy? Czy jestem tylko ja jedna?

Gdy się tak zastanawiała, poczuła nagle, że ktoś ją obserwuje. Spojrzała w górę. Na szafce przy lampce siedziało COŚ. W świetle księżyca widać było jego niebieskie futerko i parę wielkich oczu. Te oczy patrzyły w taki sposób, że Łza od razu poznała, kim jest to stworzenie.

– Ty jesteś Smutek, prawda? – Zapytała cichutko, wspinając się do niego w górę.

– Tak, jestem Smutek. – Odpowiedziało stworzonko również cichutko.

– A co ty tu robisz w nocy?

– Przyszedłem do Piotrusia. Mogę go odwiedzać tylko w nocy, kiedy śpi. W dzień nie pozwala mi się pokazywać i udaje wtedy, że się złości.

– Dlaczego? – Spytała zaciekawiona Łza.

– Pewnie się boi, że zostanę za długo i już sobie nie pójdę. Albo, że inni będą go uważać za mazgaja. A przecież ja nie chcę zostać na zawsze, tylko na chwilę, później bym sobie poszedł.

– A dziś dlaczego przyszedłeś?

– Z powodu ulubionej zabawki Piotrka. Jego robot spadł na podłogę i się roztrzaskał. Wiem, że Piotrek był cały dzień bardzo smutny, ale nie pozwolił mi się pokazać. Zamiast tego krzyczał, przewrócił krzesło i kopnął w drzwi. Wszyscy myśleli, że jest zły i denerwowali się na niego. Tylko ja wiem, że mu smutno, ale Piotrek nikomu o tym nie powiedział. Wolał udawać groźnego złośnika.

Łza popatrzyła na chłopca, który wciąż niespokojnie się kręcił.

– Czy możemy mu pomóc? – Zapytała.

Smutek podrapał się po niebieskiej czuprynie i mrucząc pod nosem, zaczął chodzić w kółko.

– Wiem! – Powiedział w końcu. – Skoczył z szafki na łóżko, po kosmyku włosów wdrapał się na głowę Piotrusia i wyszeptał mu do ucha:  Śpij Piotrusiu, śpij spokojnie, niech ci sen się przyśni o mnie.

W tym momencie jedna z gwiazd sfrunęła przez okno i tuż nad ich głowami zamieniła się w srebrny pył. Cały pokój zawirował, jakby ktoś zakręcił go na karuzeli. PSTRYK. Wszystkie gwiazdy zgasły na chwilę, tak że nic nie było widać. Lecz, gdy zaświeciły znowu, nie było już Piotrusiowego pokoju. Smutek i Łza stali teraz na wąskim, drewnianym moście. Pod nimi cichutko szumiał strumyk, a na srebrzystej tafli wody widać było cienie pływających ryb. W oddali zobaczyli idącą do nich postać. Gdy postać była już blisko, rozpoznali Piotrusia.

– Ojej! – Zdziwiła się Łza.

Piotruś też był bardzo zdziwiony, aż przecierał oczy ze zdumienia

– Cześć Piotrusiu. – Odezwał się Smutek. – Pamiętasz mnie?

Piotruś przyjrzał się stworkowi z niebieskim futerkiem. Oczywiście, że go pamiętał. Był jedną z emocji, które poznał w czasie ostatnich wakacji.

– Cześć Smutku. Co ty tu robisz? I gdzie my jesteśmy? – Zapytał chłopiec, rozglądając się niepewnie dookoła.

– Jesteśmy w twoim śnie Piotrusiu. – Odpowiedział Smutek. – Nie mogłem spotkać się z tobą inaczej, bo mi nie pozwalałeś. Byłeś smutny, ale udawałeś, że się złościsz.

– Tak, tak, to prawda. – Wtrąciła się malutka Łza. – Ledwo co udało mi się wydostać z twojego oka, gdy spałeś.

– Ojej, to ty jesteś moją łzą? – Zdziwił się Piotruś.

– Tak, i tylko ja się wydostałam, jestem bardzo dzielna. – Mała kropelka wyprostowała się z dumną miną.

-Piotrusiu, za tym mostem mieszka pewna dziewczynka. Przytrafiło jej się ostatnio coś bardzo przykrego. – Powiedział Smutek.

– Co takiego? – Zaciekawił się Piotruś.

– Zgubił się jej ukochany pies. Chciałbym, żebyś poznał tą dziewczynkę. Chodźmy, już słońce wstaje.

***

                Gdy Piotruś, Łza i Smutek dotarli na miejsce, wdrapali się na rozłożyste drzewo tuż obok domu dziewczynki. Po kilku chwilach zobaczyli w oknie jej buzię. Patrzyła smutno przed siebie. Na biurku leżał jej rysunek przedstawiający kudłatego pieska.

W pokoju obok rozmawiały ze sobą mama i ciocia dziewczynki. Choć Piotruś nie wiedział, jak to możliwe, doskonale wszystko widział i słyszał, co mówią.

– Jaka ona dzielna, w ogóle nie płacze, nie marudzi, taka rozsądna dziewczyna! – Mówiła ciocia.

– Tak, tak, bardzo dzielna, nie sądziłam, że tak spokojnie to przyjmie. – Przytaknęła jej mama.

– Ojej. – Krzyknął nagle Piotruś. – Tam ktoś jest, tam w pokoju, siedzi w kącie, jest bardzo podobny do Ciebie Smutku.

Rzeczywiście w pokoju dziewczynki, w kącie siedział sobie cichutko niebieski stworek, na którego nikt nie zwracał uwagi.

– To mój kuzyn Piotrusiu. Jest smutkiem tej dziewczynki. Ale nikt tam go nie widzi. Przez ostatnich kilka dni bardzo urósł. Im bardziej dziewczynka udaje, że go nie ma, tym on staje się większy.

– Ale czemu ona tak udaje? Przecież widzę, że jest smutna. – Dziwił się Piotruś.

Smutek i Łza spojrzeli na siebie porozumiewawczo. Łza, która poznała już dziś odpowiedź na to pytanie, powiedziała do Piotrka:

– Może ona chce być bardzo dzielna i myśli, że jak zacznie się smucić i płakać, to inni powiedzą, że jest beksą.

– Aha. – Mruknął Piotruś cichutko i lekko się zarumienił. – Wcale nie uważałbym jej za beksę, gdyby się rozpłakała.

Tymczasem dziewczynka wyszła na podwórko. Tuż za nią kroczył jej niewidzialny smutek. Szedł spokojnie nie zauważony przez żadnego z domowników.  Piotruś poczuł, że jest mu ogromnie żal tej dziewczynki. Szybko zeskoczył z drzewa i pobiegł do niej.

– Hej, stój. – zawołał zdyszany. – Ja wiem, że jest ci smutno, nie musisz udawać!

Dziewczynka przestraszona, spojrzała w jego stronę.

– Kto ty jesteś? – Spytała.

– Ja jestem Piotrek, ale zobacz, tam za tobą chodzi taki stworek. Nie widziałaś go wcześniej, ale on tu cały czas jest. To jest smutek i on ciągle rośnie i rośnie, bo udajesz, że go nie ma. – Piotruś wyrzucał z siebie słowa, zmęczony szybkim biegiem.

Dziewczynka odwróciła się i dopiero teraz zobaczyła, o kim mówi chłopiec. Spojrzała w smutne oczy niebieskiego stworka. W tych wielkich oczach, jak w lustrze zobaczyła swoje odbicie. I wtedy w jej własnych oczach pojawiły się łzy. Najpierw pojedyncze małe kropelki, a potem płakała już coraz mocniej. Odwróciła się i szybko uciekła do domu. Przez duże okno Piotruś zobaczył ją, jak wbiega do pokoju i przytula się do swojej mamy. Usłyszał też, jak po kilku chwilach opowiada mamie, że okropnie, ale to bardzo okropnie tęskni za swoim pieskiem. Mama przytuliła dziewczynkę mocno i pocałowała ją. Stojący wciąż na podwórku niebieski stworek uśmiechnął się, a potem zaczął się kurczyć. Gdy był już o połowę mniejszy, ruszył spokojnie w stronę domu, machając Piotrusiowi na pożegnanie.

– Co teraz będzie? – Zapytał Piotrek swoich towarzyszy.

– Teraz, gdy dziewczynka już przyznała się, że jest jej smutno, będzie jej łatwiej poradzić sobie z tym. – Odpowiedział Smutek.

– Czy to ci czegoś nie przypomina Piotrusiu? – Zapytała Łza i spojrzała porozumiewawczo na niebieskiego  stworka.

Chłopiec zawstydził się.

– Chodzi wam pewnie o mojego robota… – Wymruczał cicho pod nosem.

– Tak właśnie o tym mówimy. – Odpowiedział Smutek. – Skoro już zrozumiałeś, to znaczy, że czas wracać.

Stworek zwinnym ruchem wdrapał się po nogawce Piotrka aż na jego ramię i wyszeptał mu do ucha: Sen się kończy, noc ucieka, zbudź się, bo już słońce czeka.

Widok przed oczami chłopca zaczął się rozpływać, blednąć, aż zniknął zupełnie. Piotrek zamknął oczy, a gdy znów je otworzył, zobaczył swój pokój. Leżał spokojnie w swoim łóżku, jakby nigdy nic. Po niebieskim stworku i malutkiej łzie nie było ani śladu. Rozejrzał się dookoła, na podłodze leżały porozrzucane zabawki a wśród nich połamany robot. Piotrek westchnął, wstał z łóżka i podszedł do swojej ulubionej zabawki, delikatnie podniósł ją z podłogi.

– Śniadanie na stole. – Doleciał do niego z dołu głos mamy.

Na twarzy Piotrka nie było już śladów wczorajszej złości, gdy patrzył na swoją zabawkę. Odłożył ją na biurko i zszedł na dół do kuchni.

– Dzień dobry. – Przywitała go mama. – Jak dziś humor?

Piotrek odezwał się trochę zawstydzony.

– Miałaś rację mamo, jest mi smutno z powodu robota. Myślisz, że da się go naprawić?

Mama spojrzała z uśmiechem na chłopca, potem podeszła do niego i go przytuliła.

– Tata na pewno coś wymyśli. – Odpowiedziała z przekonaniem. – A może chciałbyś dzisiaj zobaczyć się z Tomkiem?

– Myślisz, że będzie chciał przyjść?

– Wyjaśnij mu tak samo jak mi, że to twój ukochany robot i dlatego było ci smutno, gdy się rozbił. Na pewno to zrozumie i też cię przeprosi.

Piotrek kiwnął głową na zgodę. Poczuł się już znacznie spokojniej. Pomyślał też, że to nic złego się smucić, a gdy się o tym z kimś porozmawia, to jest znacznie lepiej. Gdyby dobrze rozejrzał się dookoła, zobaczyłby, że pod stołem siedzi ten sam niebieski stworek, który był dziś w jego śnie, tylko, że teraz był o wiele mniejszy.

Po śniadaniu Piotrek powędrował na górę do swojego pokoju, a stworek pomaszerował za nim. Gdy już drzwi zamknęły się za nimi bezpiecznie, stworek lekko pociągnął chłopca za nogawkę.

– Ojej, ty naprawdę tu jesteś! – Wykrzyknął Piotrek zdziwiony.

– Jestem i pewnie czasami będę jeszcze do ciebie przychodził. Czy nie będziesz wtedy udawać, że mnie nie ma? Robię się wtedy o wiele większy, aż czasem trudno mi się zmieścić w twojej szafie albo pod łóżkiem, tak mi ciasno.

Piotrek uśmiechnął się do niebieskiego włochacza.

– Postaram się nie udawać. – Powiedział. – Obiecuję.

Stworek stanął na baczność, zasalutował i wykrzyknął: “Zadanie wykonanie“, tak samo jak to robił Kapitan Grzmot. Potem uśmiechnął się do chłopca i zniknął.

Jeśli w waszej szafie lub pod waszym łóżkiem też czasem chowa się taki niebieski kudłaty stworek, to spróbujcie o tym z kimś porozmawiać. Może powoli stwór zrobi się mniejszy i zniknie zupełnie.

 

 

 

Piotruś i Emocje. Część III: “Piotruś, Mądrość i Emocje”

Po przygodzie z chochlikiem Piotruś i jego znajomi szli jeszcze długo ścieżką wśród drzew. Co jakiś czas słyszeli przeciągłe huuuhuuu huuuhuuu. Złość zaczynała już narzekać, że idą tak długo, a Strach dygotał coraz bardziej, rozglądając się po ciemniejącym lesie. I wtedy właśnie ich oczom ukazała się mała, drewniana chatka. Stała samotnie pośrodku lasu.

– Hurra! Jesteśmy na miejscu. – Zawołała Radość. To tutaj mieszka Mądrość. Zanim wejdziemy, muszę wam powiedzieć, że Mądrość rzadko pokazuje się swoim gościom. Można z nią porozmawiać, ale nie można jej zobaczyć. Jest bardzo tajemnicza. Chodźcie, wejdźmy do środka.

Drzwi uchyliły się przed nimi, skrzypiąc cichutko. Promyki słońca przedarły się przez korony drzew i wślizgnęły się do chatki, oświetlając jej małe wnętrze. Było tam cicho, ciepło i przytulnie. Na jednej ze ścian wisiało duże lustro, w którym Piotruś zobaczył siebie i swoich sześciu towarzyszy. Stali, rozglądając się dookoła. I wtedy, nie wiadomo skąd usłyszeli spokojny, przyjazny głos.

– Witaj Piotrusiu. Witajcie Emocje. Co was do mnie sprowadza?

Wszyscy rozejrzeli się dookoła, a Strach lekko podskoczył. Nikogo nie zobaczyli.

– Zgubiłem się w lesie. – Odpowiedział Piotruś. – Ale skąd wiesz, jak mam na imię? I co to są te emocje?

Głos odezwał się ponownie.

– Żyję już bardzo długo na świecie i sporo wiem. Emocje to twoi przyjaciele, którzy tu z tobą przyszli.

– Aha, tak, tak, jesteśmy emocjami. – Orzekły jednocześnie Radość, Złość, Strach, Smutek, Wstyd i Zaciekawienie.

– Emocje są bardzo ważne w twoim życiu Piotrusiu.

– Ahaaa! Jesteśmy bardzo ważne. – Powtórzyły chórem emocje.

– Dlaczego są takie ważne? One zadawały mi takie dziwne pytania, każde z nich mówiło i robiło co innego, aż nie wiedziałem, kogo mam słuchać.

– Masz rację Piotrusiu, to trudne. Rozsądek jest bardzo ważny, ale ważne jest też to, co czujemy. – Mówiła dalej Mądrość. –  W moim magicznym lustrze można zobaczyć różne niezwykłe rzeczy. Dziś widziałam w nim waszą przygodę z wężem, który udawał gałąź i z niemiłym chochlikiem. Myślisz, że emocje ci wtedy pomogły?

Piotruś przypomniał sobie przygody, które spotkały ich dzisiejszego dnia.

– Hmm… Zaciekawienie zauważyło, że to nie jest zwykła gałąź, a Strach miał rację, żeby stamtąd uciekać. Złość przepędziła chochlika i dał nam spokój. A Radość zawsze poprawiała nam humor.

Emocje, słuchając tego, kiwały głowami. Prowadząc Piotrusia do tej chatki, nie spodziewały się usłyszeć tylu rzeczy o sobie.

Tymczasem słońce, przypominając o swojej obecności, musnęło złocistym promykiem wiszący na ścianie zegar. Zegar, nie chcąc być nieuprzejmy, odpowiedział na tą zaczepkę.

Tyk – tyk tyk – tyk

Robiło się późno, a Piotruś nadal nie wiedział, jak wrócić do domu. Czuł jednak, że nie może jeszcze wychodzić, że musi jeszcze dowiedzieć się czegoś więcej na temat emocji, które dziś poznał, dlatego znów zapytał Mądrość:

– One pytały mnie, czy jestem wesoły, czy się złoszczę, boję, czy mi smutno, czy coś mnie ciekawi… wiem, że czasem jestem głodny, bo wtedy burczy mi w brzuchu. Czuję też, jak coś mnie boli albo kiedy chce mi się spać… ale tych innych rzeczy to wcale sobie nie przypominam.

Mądrość długo nie odpowiadała i Piotruś pomyślał, że może zasnęła albo uciekła tylnymi drzwiami, ale w końcu usłyszał jej głos.

– Myślę, że najlepiej, jak sam to zobaczysz…

Łup, łup

Wiatr jak nieproszony gość wdarł się do chatki, uderzając oknami o ścianę i przewracając stojącą w kącie miotłę. Lustro zadrżało trącone jego podmuchami i zaczęło delikatnie kołysać się w przód i w tył. Piotruś spojrzał w lustro i zobaczył w nim swoje odbicie. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że odbicie to zamiast robić dokładnie to samo co on, czyli stać spokojnie w miejscu, zaczęło nagle podskakiwać, klaskać w dłonie i głośno się śmiać.

Włochate stworki także przyglądały się temu lustrzanemu Piotrusiowi.

– Ohh, jak wspaniale tu wyglądasz! – Powiedziała z uśmiechem czerwona kulka. – Szkoda, że cały czas nie jesteś taki radosny. Ciekawe, co cię tak rozbawiło.

– To bardzo przyjemne czuć radość. – Odezwał się głos. – Ale inne emocje też są nam potrzebne…

Wiatr zaświszczał, przepychając się między domowymi sprzętami, a tafla lustra zamigotała, zapraszając do obejrzenia czegoś nowego. Piotruś znów zobaczył swoje odbicie, które tym razem rozglądało się dookoła, otwierając przy tym szeroko oczy. Po krótkiej chwili odbicie wzięło do ręki jakiś przedmiot i zaczęło mu się intensywnie przypatrywać, obracając go w dłoniach we wszystkie strony.

– Co to jest? Co on tam znalazł? Ja też chcę zobaczyć! – Mówiła fioletowa kulka, podskakując wysoko, żeby lepiej widzieć obraz w lustrze.

– Nie bądź taka ciekawska, co się tak pchasz?! – Złość szturchnęła ją łokciem.

– Nie jestem ciekawska, tylko zaciekawiona. – Odpowiedziała kulka z obrażoną miną.

– Spokojnie emocje. – Powiedziała Mądrość. – Piotruś ten tu w lustrze też jest zaciekawiony. Zaciekawienie to taka emocja, która pojawia się, gdy spotykamy coś nowego, czego wcześniej nie widzieliśmy, coś co chcielibyśmy bliżej poznać i przyjrzeć się temu.

– Aha. – Emocje kiwały ze zrozumieniem głowami, a razem z nimi kiwał głową Piotruś.

– Hej, jesteśmy super emocjami! – Krzyknęła wesoło Radość, przybijając piątkę z Zaciekawieniem.

Złość spojrzała na nie z krzywą miną.

– A my? – Zapytała, wskazując palcem na siebie i pozostałe emocje. –  O nas też coś będzie?

– Oczywiście, że będzie. – Odpowiedziała Mądrość.

Lustro znów się zakołysało. Włochate i kosmate stworki przysunęły się bliżej, żeby lepiej widzieć. Tym razem lustrzany Piotruś siedział z podkurczonymi nogami i głową ukrytą między kolanami. Po chwili głowa uniosła się wyżej, tak że można było zobaczyć oczy, z których jedna po drugiej jak wielkie grochy kapały łzy.

Piotruś, ten prawdziwy w chatce, przypomniał sobie zdarzenie, które tak go zasmuciło i choć było to dawno temu, to teraz znów zrobiło mu się przykro. Emocje zauważyły to, a Złość podeszła nawet bliżej i poklepała go po ramieniu.

– No i po co się tak smucić i płakać? – Powiedziała. – Daj już spokój, trzeba być dzielnym.

– Złość, moja droga. – Odezwała się Mądrość. – Czasami jest nam źle, bo spotyka nas coś niemiłego, nieprzyjemnego. Nie mamy wtedy ochoty śmiać się i bawić, bo jest nam smutno. Czasem nawet mamy ochotę płakać i to nic złego, możemy sobie na to pozwolić.

Złość zarumieniła się i nie wiedząc co powiedzieć, odeszła na bok, gdzie stała brązowa kulka.

– Zawstydziłaś się? -Brązowa kulka szepnęła jej do ucha – Nie przejmuj się, ja tak mam ciągle.

– Wcale się nie zawstydziłam. – Złość próbowała także powiedzieć to szeptem, ale wszyscy ją usłyszeli.

– Być czasem zawstydzonym to też całkiem normalna rzecz. – Powiedziała Mądrość. – Popatrz Piotrusiu, ty też się kiedyś tak czułeś.

W lustrze pojawiło się znowu odbicie Piotrka. Lustrzany Piotruś stał z opuszczoną głową, skubiąc palcami rękaw swojej bluzy, jego buzia była mocno zaczerwieniona. Oj tak, prawdziwy Piotrek przypomniał sobie, że to było bardzo niemiłe zdarzenie i miał wtedy ochotę schować się gdzieś głęboko, żeby nikt go nie znalazł.

Brązowa kulka przysunęła się bliżej chłopca i wsunęła swoją włochatą łapkę w jego dłoń.

– Kolejna emocja, którą ci pokażę też nie jest przyjemna. – Powiedziała Mądrość.

Piotruś westchnął cicho, ścisnął łapkę zawstydzonej kulki i spojrzał w lustro. Jego odbicie stało w jakimś ciemnym pomieszczeniu. Prawdziwy Piotruś i wszystkie kolorowe kulki wzdrygnęły się, gdy usłyszały skrzypnięcie drzwi. Ten dźwięk dochodził z lustra. Lustrzany Piotruś aż podskoczył i głośno przełknął ślinę, rozglądając się dookoła. Teraz słychać było nawet bicie jego serca. Ręce i nogi lustrzanego chłopca dygotały lekko. Prawdziwy Piotrek poczuł, jak coś ściska go mocno za nogę. To niebieska kulka przyturlała się do niego szybciutko i mocno go złapała. Ona również cała dygotała. Chłopiec podniósł ją do góry i uśmiechnął się do niej.

– Bardzo nie lubię się bać. – Powiedział. – Wolałbym być zawsze odważny i nieustraszony.

– Każdy czasem się boi. – Odezwała się Mądrość. – Nawet najodważniejszy człowiek. Strach też jest potrzebny. Przypomnij sobie waszą przygodę z wężem. Jak myślisz, co mogłoby się stać, gdybyś posłuchał wtedy Złości?

Piotruś popatrzył na czarną, kosmatą kulkę stojącą wśród innych emocji. Pamiętał, jak chciała rozwalić gałąź, która zagradzała im drogę.

– Wąż pewnie by się wściekł i mógłby zrobić nam krzywdę. Ale Strach uparł się, żeby nie wchodzić mu w drogę, więc wąż nic nam nie zrobił.

– Tak, dlatego bać się jest czasem bardzo rozsądnie.

– Aha, więc nie powinienem nigdy słuchać Złości? – Zapytał Piotruś.

Mądrość długo milczała i Piotruś pomyślał, że chyba ona też nie potrafi powiedzieć nic dobrego na temat Złości. Kosmata kulka za ich plecami patrzyła teraz na Piotrusia z niezbyt przyjazną miną. W końcu Mądrość odezwała się.

– Złość jest nam także bardzo potrzebna i może przynieść dużo dobrych rzeczy, jeśli nauczymy się słuchać jej uważnie.

Piotruś popatrzył jeszcze raz na kosmatą kulkę, która miała teraz o wiele bardziej przyjazną minę.

– Ojej, nie wiem, czy to wszystko zapamiętam i czy dam sobie z tym radę.

– Wszystko na początku wydaje się trudne. Czeka cię jeszcze sporo pracy, ale wierzę, że sobie poradzisz.

W chatce zrobiło się już ciemno, a słońce na dobre postanowiło schować się za drzewami. Piotruś wiedział, że musi już wracać.

– Jak odnajdę drogę do domu?

– Gdy wyjdziesz z mojej chatki, idź prosto, aż dojdziesz do wąskiej ścieżki, która zaprowadzi cię do twojego domu.

– I to wszystko? To takie proste?

– Wiele rzeczy jest prostych, gdy tylko otrzymamy odrobinę pomocy. – Powiedziała Mądrość i jej głos rozpłynął się w powietrzu, pozostawiając ciszę i spokój.

Piotruś spojrzał w lustro ostatni raz i zobaczył swoją własną uśmiechniętą buzię oraz sześć małych postaci stojących wokół niego. Przypomniał sobie, jak denerwowało go dziś ich trajkotanie. Wtedy ich nie rozumiał, ale teraz wydawało mu się, jakby znał je już bardzo długo i poczuł się spokojniejszy. Był też bardzo ciekawy, co wydarzy się jutro.

Piotruś i Emocje, część I

Piotruś i Emocje, część II

Piotruś i Emocje. Część II: “Chłopiec, który nie wiedział, co czuje”

Jak się okazało, o wiele łatwiej było stoczyć się z pagórka, niż wspiąć się na niego. Dla tak niewielkich osobników, jakimi byli nasi nowi znajomi, pagórek był bardzo wysoki i stromy, a porastająca go trawa gęsta i łatwo było się w niej zgubić. Po długim czasie wśród sapania i wzdychania sześciu osobliwych wędrowników dotarło na szczyt pagórka. Tak im się przynajmniej wydawało. Nie było to jednak to samo miejsce, z którego rozpoczęli swoje turlanie pod jabłonkę. Przed nimi rozpościerał się bowiem gęsty las pełen wysokich, szumiących drzew, które niechętnie wpuszczały do środka promyki wiosennego słońca.

– Ale przygoda! – Zawołała Radość.

– W kolce jeża! Gdzie my jesteśmy? – Pytała Złość, marszcząc groźnie brwi.

– Ooo! Co za widok! – Wołało Zaciekawienie, otwierając z niedowierzaniem oczy.

– Zgubiliśmy się i nikt nam nie pomoże. – Powiedział Smutek, opuszczając bezradnie ręce.

– Ojojoj, co teraz z nami będzie?! – Krzyczał panicznie strach.

– Jak to co będzie? Idziemy dalej przed siebie. – Odpowiedziała pewna siebie Radość.

Szli tak kilka minut wśród gęstych, zielonych drzew, aż spotkali na swojej drodze kogoś jeszcze… Siedział pod drzewem z podkurczonymi nogami i patrzył przed siebie.

– Ooo! A kim Ty jesteś? – Spytało Zaciekawienie.

Nieznajomy dopiero teraz zorientował się, że nie jest sam. Popatrzył na przybyszy bez większego zainteresowania.

– Jestem Piotruś. – Powiedział ktoś, kto okazał się być po prostu chłopcem. – Mam sześć lat i mieszkam tam… albo tam… albo tam… a może tam. – Dodał, wskazując palcem różne strony lasu. – Nie wiem, gdzie powinno być to TAM. Zgubiłem się.

– A to pech! Na pewno jesteś okropnie zły z tego powodu! – Powiedziała Złość.

– Ojej, to straszne! – Wykrzyknął Strach.

– Cicho Strachu. – Zawołała Radość. – Przecież to wspaniała okazja na fantastyczną przygodę.

– Właśnie. – Dodało Zaciekawienie. – Tyle tu wspaniałych, niespotykanych rzeczy. Możesz odkryć coś, czego jeszcze nikt nie widział.

– Przecież to okropnie smutne. – Sprzeciwił się Smutek. – Można tylko usiąść i płakać, i czekać, aż ktoś przyjdzie z pomocą.

Tak dyskutowały ze sobą i kłóciły się: Radość, Złość, Strach, Smutek i Zaciekawienie. Wstyd stał cichutko z boku i słuchał tylko, wolał się nie odzywać, żeby nie powiedzieć czegoś głupiego. W końcu Piotruś przerwał te spory.

– Przestańcie. Zgubiłem się i tyle. I w ogóle nie wiem, o czym mówicie. Co to za dziwne rzeczy?

– Jak to?! – Wykrzyknęło naraz pięć głosów. – Więc nic nie czujesz?

Piotruś patrzył niepewnie na te dziwne stworki, zupełnie nie rozumiejąc, o co im chodzi.

– Czuję, no pewnie, że czuję! – Odpowiedział. – Jest mi bardzo mi zimno, bo długo już tu siedzę, burczy mi w brzuchu, bo dawno nic nie jadłem, bolą mnie nogi od chodzenia w kółko i uszy mi pękają od waszego gadania.

Przybysze popatrzyli na siebie, wytrzeszczając oczy i kręcąc głowami.

– Nie o takie rzeczy nam chodzi. Czy nigdy z niczego się nie cieszysz?

– Czy nigdy się nie złościsz?

– Niczego się nie boisz?

– Nigdy nie jest ci smutno?

– I nic cię nie ciekawi?

Trajkotały jeden przez drugiego, podnosząc głosy.

– Aaaaa! Cicho, cicho! Naprawdę nie wiem, o czym mówicie. – Próbował przekrzyczeć je Piotruś.

– To straszne!

– Smutne!

– Niesłychanie!

Dziwiły się emocje.

– Po co mam czuć to wszystko? Nie wystarczy, że jestem głodny, zmęczony i jest mi zimno? Jak można czuć tyle rzeczy naraz? – Zastanawiał się chłopiec.

– To bardzo trudne pytanie. – Oznajmiła Radość. – Ale wiem, kto zna na nie odpowiedź, a przy okazji pomoże ci odnaleźć drogę do domu. Chodź z nami, to cię zaprowadzę.

– Wszystko mi jedno, możemy iść. I tak nie mam nic innego do roboty. – Odpowiedział Piotruś, wzruszając ramionami.

– Dokąd pójdziemy? – Zapytało Zaciekawienie. – Kto zna odpowiedzi na te pytania?

– To Mądrość… mieszka w najstarszej części lasu, tam gdzie drzewa są najwyższe i mają najgrubsze pnie i największe korzenie. – Mówiła z przejęciem Radość. – Podobno zna odpowiedzi na wiele pytań i każdemu chętnie pomoże. Chodźcie, zapowiada się wspaniała wędrówka.

Radość podskoczyła wysoko, zmieniając kolor na jagodowy i ruszyła przed siebie, a za nią ruszyła cała reszta.

***

Szli już długo przez las i wszyscy byli już bardzo zmęczeni. Słońce, któremu znudziło się wisieć na środku nieba, schowało się teraz za jedno z wysokich drzew i wokół zrobiło się ciemniej i zimniej. Liście drzew szumiały na wietrze, gałązki trzaskały pod stopami, a z oddali słychać było huuuhuuu.

– Jaki straszny jest ten las. Tak tu ciemno i nieprzyjemnie. Cięgle coś huhuczy. Nie wiadomo, co się czai za tymi drzewami. – Lamentował Strach.

– Nie marudź już, nie marudź! – Zdenerwowała się Złość. – Chodzimy tak i chodzimy.  Już mam tego dość.

– Czyżbyś też się bała? – Zapytała Radość?

– Ja?! Ja się niczego nie boję! Jak śmiesz tak mówić?!

– Bo masz gęsią skórkę…

– To z zimna. – Oburzyła się Złość. – I lepiej już przestań, bo pożałujesz!

Szli dalej, przedzierając się przez wysokie, szumiące drzewa. Panującą dookoła ciszę przerywał jedynie trzask łamanych gałązek i huuuhuuuczenie nieznanych im stworzeń. Ścieżka, po której szli, zrobiła się bardzo wąska i musieli teraz iść gęsiego. Najpierw Zaciekawienie, potem Radość, za Radością Złość, za Złością Piotruś, za Piotrusiem Smutek i Wstyd a na końcu Strach. Głowa za głową, noga za nogą. Raz, dwa, trzy, raz, dwa, trzy… Aż tu nagle…

– Stójcie! – Wykrzyknęło Zaciekawienie.

Po obu stronach ścieżki, którą wędrowali, rosły drzewa, ale między tymi drzewami wyrosła przed nimi potężna gałąź zagradzająca im drogę. Gałąź była bardzo gładka i lekko lśniła zielonkawym kolorem, gdy tylko padł na nią mały promyk słońca.

– Ohoho! – Wykrzyknęło Zaciekawienie. – Nigdy czegoś takiego nie widziałem. To nie jest zwykła gałąź. To coś niesamowitego!

Radość wychyliła głowę do przodu.

– Ojej! Jakie to piękne. Chcę dotknąć, chcę zobaczyć.

I już wyciągała ręce w kierunku tajemniczego znaleziska, gdy zatrzymał ją Strach.

– Nie rób tego, nie dotykaj! Przecież nie wiemy, co to jest. To może być niebezpieczne.

– Oh, rozwalmy to, bo zagradza nam drogę, nie będziemy się zatrzymywać przez jakiś głupi badyl! – Mówiła niecierpliwie Złość.

– Nie, nie! Nie zgadzam się! – Krzyczał już panicznie Strach.

– Ehh, znowu jakaś przeszkoda. Sami sobie nie poradzimy. – Szeptał cichutko Smutek.

Wtedy Odezwał się Piotruś.

– Ja chyba gdzieś już widziałem taką gałąź, tylko nie pamiętam gdzie. Myślę, że lepiej jej nie dotykać.

Zawrócili więc ze ścieżki i weszli między gęste drzewa. Nie uszli jeszcze wielu kroków, gdy usłyszeli za sobą bardzo niepokojący dźwięk.

Sssssssssss… sssssssssss…

Odwrócili głowy i zobaczyli, że wielka, zielona gałąź rzeczywiście nie była zwykłą gałęzią. Wiła się teraz w górę po pniu drzewa, błyskając wąziutkimi oczami i wysuwając spiczasty język.

Aaaaaaaaaaaaa!

Strach ruszył biegiem przed siebie, a chwilę potem biegła już za nim reszta towarzyszy. Gdy znaleźli się już daleko od sssyczącej niegałęzi, zatrzymali się, sapiąc i dysząc ze zmęczenia. Piotruś odezwał się pierwszy.

– Już wiem, gdzie widziałem taką gałąź… w mojej książce o zwierzętach. To był wąż. Taki wąż może ukąsić i zrobić krzywdę. Dobrze, że posłuchaliśmy Stracha i zostawiliśmy węża w spokoju.

– Hurra! Udało nam się. – Cieszyła się Radość. – Jak to dobrze, że trzymamy się razem. Niech już nikt się nie smuci i nie złości, bo zawsze sobie poradzimy. Chodźmy dalej, przygoda czeka!

***

Słońce leniwie toczyło się po niebie. Dla zabicia nudy postanowiło zabawić się w chowanego i kryło się a to za drzewem, a to za pagórkiem, potem znowu wyglądało spomiędzy drzew, jakby chciało zaprosić innych do zabawy. Piotruś i jego nowi znajomi dotarli teraz na niewielką polanę. Wśród zielonej trawy rosły tutaj kolorowe kwiaty, a na ich płatkach siadały różnobarwne motyle. Był to naprawdę piękny widok. Ptaki nuciły spokojną melodię, a gdzieś z oddali wtórowały im żaby, które chciały pokazać, że wcale nie są w tym gorsze.

– Cudownie! – Zawołały jednocześnie Radość i Zaciekawienie.

– No i czemu nie przyszliśmy tu wcześniej? – Zapytała Złość. – Tylko włóczyliśmy się po tym głupim lesie.

– Ach, jaka szkoda, że nie możemy tu zostać na zawsze. – Powiedział Smutek, przecierając zaczerwienione oczy.

Strach i Wstyd nie mówili nic. Rozglądali się niepewnie, jakby przeczuwając, że zaraz coś się wydarzy. I okazało się, że mieli rację. Wśród tych cudownych widoków i spokojnego śpiewu ptaków rozległ się nagle piskliwy chichot. Między drzewami coś strzeliło, huknęło i na polanę wleciało dziwne stworzenie. Przypominało olbrzymiego motyla, który trzepotał skrzydłami. Głowę porastały mu rozczochrane włosy, a po obu jej stronach sterczały uszy przypominające małe trąbki. Znad długiego nosa wyglądała para wielkich oczu.

– Ojej! Co on robi, kto to jest? – Wołało Zaciekawienie nieco oburzone.

Był to chochlik. Wirował wśród motyli, próbując złapać je między swoje długie palce. Wyraźnie popisywał się swoją zwinnością.

Chichichichichi. Rozlegało się dookoła.

– Hurra! To na pewno nowy przyjaciel, może będzie nam towarzyszył. – Stwierdziła Radość. – Hej, chodź do nas.

Chochlik jednak nie miał ochoty się zaprzyjaźniać albo też nie wiedział, jak to się robi, bo zamiast się przywitać i przedstawić, szarpnął za ucho Piotrusia, a Strachowi wyrwał kilka włosów.

Chichichichichi. Piszczał głośno, fruwając nad nimi.

Strach zadygotał potężnie i rzucił się biegiem przed siebie. Chochlik uznał to za zabawne i podążył za nim, piszcząc mu do ucha i pstrykając po głowie.

– Hej poczekaj, chodź z nami, będzie fajnie! – Wołała Radość.

Ale chochlik tyko pacnął ją w głowę zerwanym z drzewa liściem. Na chwilę zniżył swój lot i gdy przebiegał obok niego Wstyd, podłożył mu nogę. Wstyd runął na ziemię i w tej samej chwili poczerwieniał i skurczył się do rozmiaru kamyczka. Nie przestając chichotać, chochlik podfrunął do Złości i pstryknął ją w nos. Tego Złość nie wytrzymała. Tupnęła nogą, nastroszyła włosy i krzyknęła tak głośno, jak umiała:

– Dość! Przestań! Zostaw nas w spokoju!

Spokoju! Pokoju! Okoju! – Powtórzyło echo.

Chochlik zatrzymał się w powietrzu, popatrzył na Złość, która wyglądała teraz bardzo groźnie i  w końcu odfrunął, znikając w gęstym lesie. Nastała cisza.

C  I  S  Z  A

A potem rozległo się:

Aaaa! Eeee! Yyyy! – To Smutek płakał głośno.

– Czemu on był taki niemiły dla nas? Przecież nic mu nie zrobiliśmy. I czemu Złość tak głośno krzyczała?

– Nie płacz Smutku. – Powiedział Piotruś. – Złość dobrze zrobiła. Ten chochlik był strasznie niemiły, a Złość go przepędziła.

– A gdzie jest Wstyd? – Zapytało Zaciekawienie.

– Wstydzie! Wstydzie! Nie chowaj się już, chochlik uciekł. – Wołali wszyscy.

Wtedy między nimi coś zaczęło rosnąć i powoli się pojawiać. Wstyd przybrał swoje normalne kształty i świecił czerwonymi policzkami.

– Hurra! – Zawołała Radość. – I znów sobie poradziliśmy. Jak dobrze, że jesteśmy razem. Chodźmy dalej, teraz już wszystko będzie dobrze.

Piotruś i Emocje, część III

Piotruś i Emocje, część I

Piotruś i Emocje. Część I: “Sześciu znajomych”

Wesoła kulka podskakiwała dość wysoko, jak na swoje niewielkie kształty. Odbiła się od zielonego pagórka i w tej samej chwili jej niebieskie futerko przybrało zielonopagórkowy kolor.
– Hurra! – Zawołała, bo zwykle lubiła tak wołać.
Zostawiła za sobą pagórek i potoczyła się dalej ścieżką, mijając kołyszące się po obu stronach drzewa. Spomiędzy wysokiej trawy na ścieżkę wyszedł kolczasty jeż i szedł leniwie prosto na podskakującą kulkę. Żeby się z nim nie zderzyć, kulka skręciła gwałtownie i poturlała się prosto pod rosnące przy ścieżce drzewo. Drzewem tym była jabłonka, która zaczęła teraz bombardować swojego napastnika wielkimi, dojrzałymi jabłkami.
Pac! Pac! Pac!
Jabłka spadały jedno po drugim, uderzając w naszą włochatą kulkę, która teraz była koloru czerwonodojrzałegojabłka.
Ał! Ał! Ał!
Dało się słyszeć w odpowiedzi na Pac! Pac! Pac!
Po krótkiej chwili oszołomienia, jaka nastąpiła w wyniku tych Paców i Ałów, kulka rozejrzała się i widząc wokół siebie dojrzałe, czerwone owoce, wykrzyknęła Hurra! Po czym zaczęła chrupać jedno najbardziej dorodne jabłko.
Chrup chrup chrup. Odbijało się echem dookoła. Ta przyjemna chwila nie trwała jednak zbyt długo, a odgłos chrupanego jabłka został nagle przerwany przez głośne AAAAAAAAAAAAAAAAAAAA! dochodzące od strony zielonego pagórka. Huknęło, grzmotnęło i nagle prosto pod jabłonką wylądowało coś czarnego i kosmatego, a zaraz potem na owo czarne, kosmate coś spadł grad czerwonych jabłek.
Pac! Ał! Pac! Ał Pac! Ał!
Dało się słyszeć tym razem.

Kosmate coś podniosło się czym prędzej, zacisnęło z całych sił kosmate piąstki i nadęło się do czerwoności.
– Ja ci pokażę! – Wykrzyknęło głośno, po czym złapało najbliżej leżący owoc i cisnęło nim w górę z wielką mocą.
Całej tej sytuacji przyglądała się z zaciekawieniem czerwona kulka.
– Kim jesteś? – Zapytała nadętego kosmatego.
Dysząc jeszcze głośno i ciężko, kosmate odwróciło swoją purpurową już buzię i zaciśnięte piąstki w stronę, z której dobiegło pytanie i nie przerywając tupania nóżkami, odpowiedziało:
– Jestem Złość. A co ci do tego?!
– Ja jestem Radość. Sturlałam się tu z zielonego pagórka i właśnie jadłam jabłko, które spadło z drzewa.
– To ten jeż, paskuda jedna, zaszedł mi drogę! Przez niego spadłam. Ja ci pokażę kolczasty gałganie! A to drzewo okropne jak śmiało mnie obrzucać tymi zgniłkami?! Ja ci pokażę ty przerośnięty krzaku! – Krzyczała Złość.
Krzykom tym pewnie nie było by końca, gdyby nie zdarzyło się to, co się zdarzyło. Z kierunku już nam znanego, czyli od strony zielonego pagórka furkotnęło, pyrkotnęło i deszcz czerwonych jabłek ponownie spadł, tym razem obsypując zupełnie nowego osobnika. Gdy Radość i Złość spojrzały w kierunku pagórka, mogłyby przysiąc, że przez chwilę widziały tam jeżowe kolce, które jednak szybko zniknęły wśród zielonej trawy. Tymczasem spod czerwonych jabłek wyłoniła się najpierw nastroszona głowa z parą wielkich oczu. Głowa popatrzyła niepewnie dookoła, trzęsąc się przy tym jak galaretka. Gdy spostrzegła przyglądające jej się stworzenia, z których jedno było włochate, a drugie kosmate, wykrzyknęła tylko: „OJOJOJ!”, po czym szybko schowała się z powrotem między jabłka.

Radość i Złość czekały chwilę w milczeniu, obserwując niezwykły widok, jakim był stos trzęsących się jabłek.
Dyg, dyg, dyg. – Trzęsły się równo jabłuszka, jakby ktoś umieścił je na sprężynach. Trzęsienie to trwało jeszcze chwilę, aż wreszcie Radość podeszła bliżej, wsunęła włochatą buzię między owoce i wyszeptała:
– Hop hop. Ktoś ty?
Trzęsienie ustało i jabłka zamarły bez ruchu. Nastała cisza.
C I S Z A
Nastroszona głowa z niebieskimi kudełkami wyjrzała więc ze swojej kryjówki, a za głową wyjrzały też jej niebieskie ręce i nogi, które lekko jeszcze dygotały.
– Jejejestem Ssstttrrrach.
– Bardzo mi przyjemnie. Ja jestem Radość, a to jest Złość. Ale czemu ty się tak trzęsiesz?
– Szedłem ssobie spokojnie ścieżką, aaż tu nagle zza pagórka coś na mnie wyskoczyło, chyba jakiś potwór. Ooolbrzymi, musiał mieć ze dwa metry i kolce wielkie i ostre! Rzuciłem się do ucieczki i wylądowałem tutaj.
Radość zaśmiała się przyjaźnie.
– Oj Strachu Strachu. To był tylko jeż i to dość malutki, i całkiem zabawny.
– A mi specjalnie zagrodził drogę, łobuz i drań! – Krzyknęła Złość, znów zaciskając piąstki i czerwieniąc policzki. – Ja mu pokażę!
– Ojoj, co to?! – Krzyknął Strach i wszyscy odwrócili się, by zobaczyć, jak po zielonym pagórku toczy się coś prosto pod jabłonkę.
Jabłonka zatrzęsła się, zaświszczała listkami i kilka czerwonych jabłek już stukało w głowę nieznanego stworzenia.
Pac! Pac! Pac!
Radość, Złość i Strach nastawili uszy i oczy. Po chwili usłyszeli wydobywający się spomiędzy jabłek płacz.
AAAAAAAAAA! EEEEEEEEEEE! YYYYYYYYYYYYY! – Dało się słyszeć przejmujące dźwięki.
– Pomóżmy mu! – Zawołała Radość i razem ze Złością i Strachem odgarnęły jabłka na bok. Ich oczom ukazał się mizernie wyglądający osobnik z zaczerwienionymi oczami i szarym futerkiem pozlepianym od łez.
Chlip, chlip – Słychać było cichutko.
– Kim jesteś i dlaczego płaczesz? – Zapytała Radość.
Pociągając nosem i lekko jeszcze chlipiąc, nieznajomy spojrzał dookoła mokrymi oczami.

– Jestem Smutek. Płaczę, bo znowu przydarzyło mi się coś przykrego. Potknąłem się o coś kłującego i poobijałem, teraz wszystko mnie boli, ja zawsze mam pecha.
– Oj biedny Smutku, już dobrze. Ja jestem Radość, a to są Złość i Strach. Bardzo nam miło cię poznać. Czy będzie ci weselej, jak poczęstuję cię soczystym jabłkiem?
Smutek rozejrzał się dookoła po stosie owoców leżących na ziemi.
– Tyle szkód wyrządziłem przez swój wypadek. Jabłka się zepsują, jabłonka będzie stała taka goła i smutna. Tak mi przykro z tego powodu.
– Nie martw się, jabłonce wyrosną nowe owoce. A te które spadły, możemy zjeść. – Pocieszała go Radość.
– Ojoj! – Wykrzyknął znowu Strach i schował się za plecami Złości, by uniknąć zderzenia z czymś, co z furkotem sunęło prosto na drzewo.
Pac! Pac! Pac! Pac! Pac! BUM!
Co to za stworzenie? Dwie sterczące w górze antenki wyrastające z okrąglutkiej brązowiutkiej kulki… Nie, zaraz, to coś wylądowało przecież na głowie, do góry nogami. Złość pstryknęła palcami w gibającą się kulkę, ta przeturlała się i stanęła na nogach. Rozejrzała się, a widząc wlepione w nią cztery pary oczu, skurczyła się i zaczerwieniła. Potem odwróciła się na pięcie i już chciała uciekać, gdy Radość krzyknęła za nią.
– Hej, poczekaj, nie uciekaj, chcemy się z tobą zaprzyjaźnić!

Maleńka czerwona kuleczka zatrzymała się w pół kroku i powolutku odwróciła w kierunku czterech postaci. Żadna z nich się nie śmiała, ani nie wytykała jej palcami. Kulka uniosła głowę nieco wyżej i jakby trochę urosła, jej policzki pulsowały czerwonym kolorem.
– Jak masz na imię? – Zapytała Radość.
– Jestem Wstyd. Tak mi głupio, że tu do was zleciałem i narobiłem szumu, musiało to wyglądać okropnie.
– Nie martw się, nam też się to przydarzyło. Ja jestem Radość, a to są Złość, Strach i Smutek. Ale zaraz, zaraz, jak ty to robisz, że tak się kurczysz? I czy potrafisz zmieniać kolor na czerwony? Twoje policzki tak ładnie świecą.
Wstyd na te słowa skurczył się jeszcze bardziej, był już tak malutki, że pewnie można by było schować go do kieszeni. Ale uwagę wszystkich przyciągnął teraz dźwięk turlającego się cosia, zakończony dźwiękiem spadających jabłek.
Pac! Pac! Pac! Pac! Pac! Pac! Pac! Pac! Pac! Pac!
Jabłonka wydawała się być już naprawdę na skraju wytrzymałości. Jej zielone listki szumiały złowrogo, jakby chciały wygonić nieproszonych gości, którzy wyrządzili jej tyle szkód. Radość, Złość, Strach, Smutek i Wstyd wlepili oczy w kogoś, kto siedział pod jabłonką, rozcierając guza na czole i patrząc dookoła wielkimi oczami wystającymi spod fioletowej czupryny.
– Oooo! – Powiedział ten ktoś, biorąc do ręki jabłko i oglądając je uważnie ze wszystkich stron. – Bardzo ciekawe.
Gdy już przyjrzał się jabłku, zwrócił uwagę na otaczającą go grupkę, która składała się z dość niezwykłych pięciu postaci.
– Oooo! – Zawołał raz jeszcze, wstając na równe nogi. – Kim wy jesteście?
– Witaj, jestem Radość. A to są Złość, Strach, Smutek i Wstyd. A ty kto?
– Jestem Zaciekawienie.
– Bardzo nam przyjemnie cię poznać. – Powiedziała Radość, wyciągając rękę do przywitania, lecz w tym momencie potknęła się o wystający korzeń i wpadła prosto na pień drzewa. Jej czerwonojabłkowe futerko zmieniło się teraz na brązowe, dokładnie w kolorze pnia jabłonki. Jak pewnie zdążyliście już zauważyć, Radość zawsze gdy na coś wpadła, przybierała kolor tego właśnie przedmiotu.

– Oooo! – Wykrzyknęło Zaciekawienie, widząc to niecodzienne zjawisko. – Niesamowite, jak to możliwe?!
– Super, no nie? – Odpowiedziała zachwycona Radość. – A popatrz na to. – I zaczęła skakać i turlać się, odbijając się od kamieni, trawy, drzew i innych rzeczy dookoła.
Hop! Zielony. Hop! Czerwony. Hop! Niebieski. Hop! Żółty.
Aż kręciło się w głowie.
– Ojoj, przestań, zrobisz sobie krzywdę. – Wołał Strach.
– Przestań, przestań! W głowie mi się kręci! – Krzyczała Złość.
– Ja tak nie potrafię. – Powiedział cichutko Smutek, a Wstyd się z nim zgodził.
– Niesamowite! – Powtarzało Zaciekawienie.
– Hurra, hurra! – Wiwatowała Radość wśród swoich podskoków.
W końcu już nieco zmęczona wylądowała na polanie, kończąc na kolorze trawiastozielonym.
Strach myślał jednak o czymś innym.
– Na tym pagórku jest niebezpiecznie. – Powiedział – Łatwo z niego spaść i ktoś w końcu zrobi sobie krzywdę. A jabłonka szumi tak złowrogo, jakby chciała nas stąd przepędzić.
– To wina tego paskudy jeża! – Krzyczała Złość. – Czai się tam za krzakiem, a jak ktoś idzie, wyskakuje nagle i BACH! Lecisz w dół!
– O! Jeż! Jeż to bardzo ciekawe stworzenie. – Wyrecytowało Zaciekawienie. – Nigdy wcześniej takiego nie widziałem. Czy możemy tam wrócić? Chętnie przyjrzałbym mu się z bliska i zadał kilka pytań.
– Jeśli jest taki groźny, to po co tam wracać? – Pytał z przejęciem Strach.
– Tak, tak, wróćmy tam. Już ja mu pokażę, gdzie raki i jeże zimują! – Odgrażała się Złość. – Nie będzie mi tu jeż kolców podkładał!
– Jeż na pewno nie robił tego specjalnie. – Powiedziała Radość. – Chodźmy z nim porozmawiać. To będzie fantastyczna przygoda.
Wszyscy kiwnęli zgodnie głowami i ruszyli przed siebie.
– Hurra! – Wołała Radość.
– Już ja mu pokażę. – Krzyczała Złość, tupiąc nogami.
– Niesamowite! – Powtarzało Zaciekawienie, rozglądając się dookoła i otwierając szeroko buzię.
– Ojojoj, co teraz będzie? – Zapytywał sam siebie Strach, patrząc niepewnie wokół i kryjąc się za plecami swoich towarzyszy.
– Tak mi głupio – Mówił Wstyd, rozpamiętując swój wypadek.
A na końcu tego osobliwego orszaku szedł Smutek ze spuszczoną głową, pochlipując cichutko.

Piotruś i Emocje, część II

Piotruś i Emocje, część III