Wszystkie wpisy, których autorem jest Gosia

Zabawa w detektywa

Jest to wersja zabawy pewnie znanej wielu osobom. Dzieci siedzą w kole. Jedno z dzieci będzie detektywem. Wspólnie mówimy wierszyk o detektywie. Prowadzący zabawę musi dodać na koniec wiersza cechę osoby, którą detektyw ma odszukać wśród wszystkich dzieci. Detektyw może podejść do każdego i przyjrzeć się dokładnie, żeby odszukać podejrzanego. Zabawa pomaga rozwijać spostrzegawczość, wzmacnia też integrację w grupie.

Rzecz się stała niesłychana,

mama piekła ciastka z rana.

Gdy upiekła, to schowała

i jeść ciastek nie kazała. [można pokazać gest kiwania palcem wskazującym na „nie”]

Miały wytrwać do obiadu,

a tymczasem ani śladu [można pokazać gest rozkładania rąk „nie ma”]

po ciasteczkach pozostało tylko kilka tu okruszków

oraz ślady dwóch paluszków. [pokazujemy dwa palce]

Szybko, wezwać detektywa! [wskazujemy na dziecko, które jest detektywem]

On przestępcę złapie chyba?

Podejrzana jest osoba, która … tu wskazujemy jakąś cechę podejrzanej osoby, np. która ma długie, czarne włosy / która jest dziś ubrana w szare spodnie itp.

W domu podejrzanymi mogą być np. zabawki, pluszaki, można też podejrzanych narysować 😉

 

Dziwak z Wyspy Środkowej

Na wielce-olbrzymim i wielce-głębokim Oceanie Szmaragdowym, wśród pląsających, wysokich fal rozsiane były maleńkie wyspy. Każda pokryta bursztynowym, gorącym piaskiem i porośnięta różnymi gatunkami drzew i roślin. Jedną z wysp (nazwijmy ją Wyspą Środkową, bo znajdowała się w samym sercu Oceanu Szmaragdowego) zamieszkiwali wysocy i szczupli ludzie o jasnych włosach i jasnej skórze. Z jednej wyspy do drugiej było bardzo daleko, tak daleko, że żaden z mieszkańców Wyspy Środkowej nie wiedział o istnieniu tej drugiej i trzeciej, i czwartej… i nie wiadomo, której jeszcze wyspy. Krążyły jednak legendy przekazywane od lat, że gdzieś daleko, daleko za horyzontem znajdują się jakieś inne lądy. Nikt jednak nie wierzył za bardzo w te bajki, a nawet gdyby ktoś wierzył, to nikt nie miałby ochoty tego sprawdzać, bo wszyscy ludzie czuli się tu ze sobą bardzo dobrze. Byli do siebie podobni z wyglądu i z charakteru, lubili też robić te same rzeczy.

Aż pewnego dnia na wyspie urodził się chłopiec, który na początku wyglądał i zachowywał się tak samo jak inne dzieci, ale im bardziej rósł, tym bardziej stawało się jasne, że różni się on od pozostałych ludzi. Był on niższy i tęższy od innych, miał ciemniejsze włosy i skórę, a na dodatek, jakby tego było mało, coraz bardziej różnił się od innych charakterem i zainteresowaniami. Podczas gdy inne dzieci biegły z głośnym krzykiem kopać piłkę i szalały wśród tańczących fal, on siadał pod drzewem i czytał książkę, a czasami kreślił coś patykiem po piasku, intensywnie się temu przypatrując. Czasami wspinał się na wysokie drzewa i rozglądał dookoła. Ludzie z przymrużeniem oka patrzyli na stawiane przez niego z gałęzi budowle i opowiadane przez niego historie o podróżach w dalekie strony. Mówili mu często, żeby zamiast marnować czas, zajął się czymś pożytecznym. Niektórzy zaczęli nazywać go dziwakiem, a z czasem przezwisko to przykleiło się do niego na dobre.

Raz w roku, w Święto Księżyca mieszkańcy obdarowywali się nawzajem darami. Nie były to jednak zwyczajne podarunki, jakie można by kupić w sklepie, bo na wyspie nie było ani sklepów ani pieniędzy. Obdarowywano się jednak tym, co każdy mógł i chciał podarować drugiej osobie – Szacunkiem, Podziwem, Szczerością, Zaufaniem oraz najcenniejszym podarkiem, Przyjaźnią.

W dziesiąte Święto Księżyca po swoim urodzeniu chłopiec jak zwykle obserwował ludzi, którzy podchodzą do siebie, niosąc w dłoniach srebrzyste kłęby księżycowej poświaty. Kłęby te przekazywali sobie z rąk do rąk, a wtedy przybierały one różne kształty symbolizujące ofiarowywany podarek. Co roku chłopiec marzył o tym, by i jemu ktoś podarował Przyjaźń lub Sympatię. Jednak najczęściej otrzymywał od innych Zdziwienie, a czasem ktoś podrzucił mu Obojętność. Chłopiec przywykł już do tego, jednak z każdym kolejnym Świętem Księżyca coraz bardziej doskwierała mu samotność i coraz bardziej rozmyślał o tym, czy rzeczywiście Szmaragdowy Ocean kryje wśród swoich fal jeszcze inne wyspy, gdzie mógłby spotkać kogoś podobnego do siebie. Rozmyślając tak teraz, spojrzał w wyjątkowo spokojną tego wieczoru taflę wody i zobaczył w niej swoje odbicie.

Jestem inny. Pomyślał. A ponieważ rzeczywiście tak było, chłopiec miał też umiejętność, której nie miał nikt inny na wyspie. Potrafił na każdą sprawę spojrzeć inaczej niż pozostali. I teraz także powiedział sam do siebie w myślach: Gdzieś na pewno jest ktoś, kto jest do mnie podobny.

Zaczął wypytywać sąsiadów o to, czy wiedzą coś o innych lądach, ale wtedy patrzyli na niego z jeszcze większym zdziwieniem i śmiali się do siebie nawzajem. Chłopiec postanowił więc sam się tego dowiedzieć. Coraz częściej czytał teraz różne książki i nikt nie wiedział, że były to historyczne i podróżnicze książki sprzed wielu lat. Były tam czarno-białe rysunki przedstawiające mapy, statki, kompasy. Chłopiec sam kreślił też różne rysunki na piasku, a w czasie gdy inni wspólnie się bawili, on przeszukiwał zapomniane przez wszystkich podziemne skrytki, odkładając na bok znalezione przedmioty. Od czasu do czasu znikał gdzieś na bocznej plaży i wracał dopiero wieczorem bardzo zmęczony. Nikt na to nie zwracał uwagi, bo wszyscy przyzwyczaili się, że chłopiec ma swoje „dziwne” zainteresowania. Aż pewnego dnia chłopiec przybiegł na główną plażę bardzo uradowany.

– Skończyłem! Gotowe! – Krzyczał, śmiejąc się. – Mogę już teraz wyruszyć!

– Dokąd chcesz wyruszyć? – Pytali ludzie trochę zaskoczeni a trochę rozbawieni.

– Wyruszam w poszukiwaniu innych wysp. – Powiedział chłopiec z taką oczywistością w głosie jakby mówił, że dziś jest poniedziałek. – Przecież już dawno wam to mówiłem.

Kilka osób zaśmiało się, jedna Pani machnęła ręką i poszła dalej, a jakiś Pan przewrócił oczami, mówiąc pod nosem „Ten znowu coś wymyśl, poszedłby lepiej w piłkę pograć, jak każdy normalny chłopak„. A potem wszyscy się rozeszli, zostawiając chłopca samego. A on podniósł z ziemi kamyk i cisnął nim z wściekłością w wodę.

– W następne Święto Księżyca dam wam ZNIELUBIENIE! – Krzyknął rozzłoszczony. – Jeśli nadal tu z wami będę. – Dodał już cichutko.

Ale i tak nikt go już nie słyszał. Chłopiec pobiegł między drzewa i przytaszczył za sobą łódkę. Budował ją starannie i pracowicie przez ostatnich kilka tygodni, z materiałów, które znalazł. Najbardziej jednak dumny był ze znalezionego starego kompasu. Wypolerował go teraz dokładnie, pocierając o swoją koszulkę, wziął jeszcze plecak, do którego spakował jedzenie i picie, a potem wepchnął łódkę do wody i wskoczył na jej pokład.

– Kierunek północ, Kapitanie! – Wykrzyknął sam do siebie.

Płynął tak długo, że zrobił się już głodny, a do głodomorów nie należał. I gdy już w jego żołądku odbywał się prawdziwy głodowy koncert, wtedy zobaczył na horyzoncie wyłaniający się powoli ląd.

– To musi być Wyspa Północna! – Powiedział Kapitan znów sam do siebie.

Na spotkanie wybiegł mu chłopiec o kręconych włosach i rumianej buzi.

– Skąd przybywasz? – Zapytał, mierząc go ciekawskim spojrzeniem?

– Z południa, z samego serca oceanu. – Odpowiedział podekscytowany tym spotkaniem mały kapitan.

– A jak masz na imię?

Na to pytanie chłopiec zamyślił się i zasmucił odrobinę.

– Zapomniałem. – Powiedział po chwili. – Wszyscy od dawna mówią na mnie Dziwak.

– Na mnie też tak mówią! – Zawołał ten w kręconych włosach. – Ale, nie możemy przecież mieć takiego samego imienia. Czy mogę wymyślić imię dla ciebie?

– Pewnie!

– Hmmm… Będę cię nazywać… Środkowy, bo przybyłeś ze środka Oceanu.

– Podoba mi się! – Opowiedział uradowany. – A więc ty będziesz Północny, bo mieszkasz na     północy.

– Ha! – Zawołał wesoło ten drugi i razem klasnęli w swoje dłonie.

– Chodź, oprowadzę cię po mojej wyciszalni. – Powiedział Północny.

– Co to takiego WYCISZALNIA?

– No wiesz, to takie miejsce, do którego mnie odsyłają, gdy już jestem za głośno i gdy im za bardzo przeszkadzam. Bo na mojej wyspie wszyscy oprócz mnie są bardzo spokojni. Potrafią godzinami siedzieć w ciszy i bez ruchu, grają w szachy albo czytają książki. A o mnie mówią, że opanowały mnie mrówki i dlatego ciągle się ruszam i hałasuję i często mają mnie dość.

Środkowy słuchał tego z zaciekawieniem.

– U mnie jest trochę odwrotnie. Wszyscy lubią biegać i grać w piłkę, a ja wolę czytać albo coś budować.

Chłopcy patrzyli na siebie w milczeniu. Wyglądało na to, że bardzo się od siebie różnią, ale mimo to każdy z nich poczuł, że lubi tego drugiego.

Środkowy oprowadził Północnego po wyspie i przedstawił go pozostałym mieszkańcom. Ludzie, widząc spokojny charakter chłopca, uśmiechali się do niego życzliwie, co było dla niego dużym zaskoczeniem.

– Widzisz? – Powiedział Północny. – Pasowałbyś tutaj, wszyscy by cię polubili, bo jesteś do nich podobny, nie tak jak ja.

– Ty pasowałbyś do mojej wyspy. – Odpowiedział Środkowy. – Tam też by cię polubili.

Środkowy postanowił zostać jakiś czas na Wyspie Północnej. I chociaż rzeczywiście swoim spokojnym usposobieniem przypominał jej mieszkańców, to bardzo dobrze czuł się w towarzystwie swojego rozbieganego kolegi. Gdy się spotykali w wyciszalni, to Środkowy zazwyczaj siedział pod drzewem, rysując na piasku różne mapy i znaki, o których z zaangażowaniem opowiadał Północnemu. A Północny zwykle biegał wtedy wokół niego, od czasu do czasu zerkając na jego rysunki i wykrzykując „Aha!” albo „Oooo!”, gdy coś go szczególnie zaciekawiło. A gdy już obaj się zmęczyli, to kładli się na plaży i obserwowali chmury. Środkowy leżał cicho i spokojnie, Północny nucił coś pod nosem i turlał się z boku na bok.

Tymczasem na Wyspie Środkowej ludzie zaczęli odczuwać nieobecność Dziwaka. Wszystko wokół nich wydawało im się teraz nudne, nieciekawe, identyczne. Wszyscy wciąż gdzieś biegali, o czymś głośno rozmawiali, grali w piłkę. Nie było wokół nic nowego, interesującego, na co można by zwrócić uwagę. Ludzie poczuli nieśmiało, że tęsknią za swoim Dziwakiem.

A on na wyspie Północnej doczekał kolejnego Święta Księżyca. Tutaj ludzie także wręczali sobie podarki. I gdy nadszedł wieczór wszyscy zebrali się na plaży przy ognisku. Chłopcy siedzieli trochę dalej od pozostałych i obserwowali, jak ludzie zaczynają obdarowywać się nawzajem.

– Ja też mam dla ciebie prezent. – Powiedział nieśmiało Północny. – Ale nie wiem, czy go przyjmiesz.

Z opadającej na ziemię księżycowej poświaty chłopiec uformował kłębek i wręczył go swojemu koledze ze środka oceanu. Gdy Środkowy wziął kłębek, przybrał on najpiękniejszy dla niego kształt. Kształt przyjaźni.

– To najlepszy prezent jaki w życiu dostałem! – Powiedział uradowany i również uformował kłębek księżycowej poświaty. – Chcę ci podarować to samo. – Dodał, kładąc kłębek na dłoni Północnego.

Chłopcy wymienili pierwszy przyjacielski uścisk i z dumą przyglądali się swoim tegorocznym podarkom. A następnego dnia Środkowy zaproponował Północnemu:

– Popłyńmy razem szukać nowych wysp. Jeśli moja wyspa jest w sercu oceanu, a twoja jest na północy, to na pewno jest jeszcze Wyspa Południowa, Wschodnia i Zachodnia. Może i tam spotkamy nowych przyjaciół.

Północnemu spodobał się ten pomysł i tego samego dnia chłopcy wyruszyli w podróż. Swoje przygody i odkrycia zapisywali w specjalnym dzienniku pokładowym, który zatytułowali:

Przygody Poszukiwaczy Przyjaźni na Oceanie Szmaragdowym

                Minął rok, gdy postanowili, że czas wracać do swoich domów. Przyjaciele pożegnali się serdecznie, a  Środkowy obiecał Północnemu, że za kolejny rok przypłynie po niego, by tym razem zabrać go do siebie.

Środkowy wrócił na swoją wyspę w dzień Święta Księżyca. Zdziwił się, że wiele osób przywitało go z uśmiechem, pytając, co u niego słychać. A wieczorem przy blasku księżyca kilka osób podeszło do niego, niosąc swoje podarunki. Tym razem nie było to jednak zdziwienie ani obojętność ale coś zupełnie odmiennego. To było… zainteresowanie i zaciekawienie. Ludzie ci usiedli obok niego i poprosili, żeby opowiedział im o swoich przygodach. A gdy mówił, to nie podśmiewali się złośliwie, ale uśmiechali życzliwie, bo zrozumieli, że ten chłopiec, który się od nich różni, nie jest kimś dziwnym, ale kimś wyjątkowym. I choć wcześniej uważali, że do nich nie pasuje, to teraz pomyśleli, że dzięki niemu ich codzienne życie jest ciekawsze.

 

Kraina Różności

Daleko stąd, za wielkim oceanem i wielką pustynią leżała Kraina Różności. Każdy z jej mieszkańców był wyjątkowy i wyróżniał się czymś od innych. Ale zamiast to doceniać, zaczęli oni wyśmiewać się nawzajem z powodu tych różnic. Pewna czarownica, która mieszkała nieopodal tej krainy, miała już dość ich zachowania. Rzuciła na nich zaklęcie głębokiego snu. Wszyscy zasnęli na dobre. Wszyscy oprócz trzech mieszkańców, których czarownica, nie wiadomo jak, przeoczyła w swoim zaklęciu. Tymi mieszkańcami byli Trójkąt, Koło i Kwadrat. Gdy się zorientowali, co się wydarzyło, poszli do czarownicy prosić ją, by odczarowała miasto. Czarownica tak im na to odpowiedziała:

– Nie znam zaklęcia, które może ich odczarować. Musicie odnaleźć magiczną księgę zaklęć i przynieść ją do mnie, a wtedy ich odczaruję. Księga ukryta jest w jaskini, w Zielonej Dolinie.

Trójkąt, Koło i Kwadrat wyszli od czarownicy zasmuceni. Popatrzyli na siebie uważnie, bo wcześniej nie mieli okazji się spotkać. Pierwsze odezwało się Koło:

– Dziwnie wyglądacie, takie jesteście kanciaste. Ja jestem gładziutkie i okrąglutkie.

Trójkąt prychnął.

– Phii. Nie masz żadnych wierzchołków, a ja mam.

– Też mi coś. – Dorzucił Kwadrat. – Na dole jesteś taki szeroki a na górze wąski, zobacz, jaki ja jestem równiutki.

Na to wyszła czarownica ze swojej chaty i powiedziała:

– Właśnie dlatego rzuciłam zaklęcie na wasze miasto. Zamiast żyć w zgodzie, ciągle sobie dogadujecie.

Trójkąt, Koło i Kwadrat zarumieniły się ze wstydu, a na przeprosiny podały sobie ręce. Potem ruszyły razem do Zielonej Doliny. Musiały przejść przez most linowy nad rwącym potokiem, a później dotarły do stromego zbocza. Spojrzały w dół.

– O! Jak wysoko! – Okrzyknęły razem. – Jak stąd zejdziemy? Mamy za krótkie rączki i nóżki.

– Ja spróbuję. – Powiedziało Koło. – Jestem gładkie i okrągłe, sturlam się w dół i rzucę wam jakąś linę albo gałąź, po której zejdziecie.

Koło szybko i zwinnie sturlało się w dół, a potem z  gałęzi zrobiło długą linę i rzuciło ją w górę. Teraz Trójkąt i Kwadrat mogli zejść ze zbocza.

– Jak to dobrze, że jesteś takie gładkie i okrągłe i nie masz takich rogów jak my. – Powiedziały.

Chwilę później dotarli do jaskini, gdzie ukryta była magiczna księga. Ale na nieszczęście księga wciśnięta została w bardzo wąską szczelinę. Kwadrat i Koło były za duże i za szerokie, żeby się tam dostać.

– Ojej, co my teraz zrobimy?! – Zawołały.

– Ja spróbuję. Powiedział Trójkąt. – Na dole jestem szeroki, ale na górze wąski.

Trójkątowi udało się wślizgnąć w szczelinę i wypchnąć księgę na zewnątrz.

– Hurra! – Zawołały Koło i Kwadrat. – Jak to dobrze, że masz taki wąski czubek, a nie jesteś taki równiutki jak my.

Potem wszyscy razem z księgą ruszyli w drogę powrotną. Ale gdy dotarli do linowego mostu, pojawiła się kolejna przeszkoda.

– Jak przeniesiemy księgę przez most? Przecież musimy trzymać się mocno obiema rączkami, żeby nie wpaść do wody. Nie mamy jak złapać księgi.

– Ja spróbuję. – Powiedział Kwadrat. – Położę księgę na swoim górnym boku, jest płaski i równy. Księga będzie na nim wygodnie leżeć, a ja będę miał wolne ręce.

I tak z księgą na swoim górnym boku Kwadrat powoli przeszedł przez most.

– Hurra! – Zawołały Trójkąt i Koło. – Jak to dobrze, że masz takie równe boki zamiast wąskiego czubka i że nie jesteś okrągły.

I tak udało im się wrócić do czarownicy z księgą.

– Brawo! – Zawołała czarownica. – Udało wam się, bo każdy z was ma w sobie coś wyjątkowego i każdy coś potrafi. Zaraz odczaruję miasto. Ale powiedzcie wszystkim, że zamiast się nawzajem wyśmiewać, trzeba zauważać zalety swoje i innych.

Trójkąt, Koło i Kwadrat przytaknęły radośnie i serdecznie uścisnęły sobie dłonie, mówiąc do siebie nawzajem:

JESTEŚ WSPANIAŁY!!!

0001

 

Wyniki konkursu „Przytulandia”

Kochani, bardzo Wam dziękuję za otrzymane prace konkursowe! Widzę, że sympatię zdobyły nie tylko Przytulasy ale również Wróżki i motyle. Ciekawie i kolorowo przedstawia się też sama kraina Przytulandia 🙂 Prace są bardzo inspirujące, dlatego postanowiłam, że nie tylko jedna z nich, ale więcej posłuży jako opis wyglądu Przytulasów i ich krainy. Ta nowa, zaktualizowana wersja bajki pojawi się na blogu w niedzielę, a tymczasem miło mi poinformować, że nagrody konkursowe wędrują do: Marco (lat 7), Wiktorii (lat 6), Krzysia (lat 5). Gratuluję!

A oto wszystkie prace konkursowe, które otrzymałam 🙂

Basia, lat 12
Basia, lat 12

Gabrysia, lat 6
Gabrysia, lat 6

Hania, lat 6
Hania, lat 6

Hania, lat 6
Hania, lat 6

Hania, lat 10
Hania, lat 10

Julka, lat 7
Julka, lat 7

Magda, lat 6
Magda, lat 6

Julka, lat 7
Julka, lat 7

Marcin, lat 8
Marcin, lat 8

Wiktoria, lat 9
Wiktoria, lat 9

Marco, lat 7
Marco, lat 7

Zosia, lat 9
Zosia, lat 9

Emilka, lat 6
Emilka, lat 6

Kacper, lat 6
Kacper, lat 6

Jagódka, lat 10
Jagódka, lat 10

Jagódka, lat 10
Jagódka, lat 10

Krzyś, lat 5
Krzyś, lat 5

Marta, lat 8
Marta, lat 8

Marcin, lat 7
Marcin, lat 7

Oliwia, lat 8
Oliwia, lat 8

Tomek, lat 6
Tomek, lat 6

Oriana, lat 5
Oriana, lat 5

Wiktoria, lat 6
Wiktoria, lat 6