Wszystkie wpisy, których autorem jest Gosia

Przytulandia cz. I

Fragmenty oznaczone czerwonym kolorem zostały dopisane jako zaczerpnięte z rysunków przysłanych na konkurs „Przytulandia”

 

Opowiem ci o krainie zwanej Przytulandią i jej mieszkańcach zwanych Przytulasami. Zapytasz co to za stworzenia te Przytulasy? Swoim wyglądem przypominają ludzi. Ich skóra mieni się w słońcu kolorami tęczy, a gdybyś dobrze się przyjrzał, zobaczyłbyś prześwitujące przez nią serce. To serce przybiera różne barwy, w zależności od tego jakie uczucia towarzyszą jego właścicielowi. Dawno temu mieszkańcy tej krainy spędzali cały dzień razem od świtu do nocy. Trzymali się zawsze bardzo blisko siebie, jeden obok drugiego. Gdybyś zawitał wtedy do Przytulandii, mógłbyś zobaczyć ogromną grupę Przytulasów siedzących razem na Fiołkowym Wzgórzu. Wszyscy przytulali się, głaskali po głowach albo szeptali coś do ucha, łaskotali i śmiali się głośno. Lubili siedzieć razem i obserwować unoszące się na niebie kolorowe bańki mydlane, które były niezwykłe, bo nie pryskały tak jak zwykłe bańki. Słuchali też melodii płynących ze Śpiewającego Lasu. Las ten był zaczarowany przez dobre Wróżki, które mieszkały w sąsiedniej krainie. Gdy między drzewami szumiał wiatr, to w powietrzu unosiły się piękne, spokojne melodie.

W Przytulandii nikt na nikogo się nie złościł, nikt nigdy się nie smucił i choćby nie wiem co wszyscy byli zawsze uśmiechnięci, a cały swój czas spędzali razem.

Tak było kiedyś. Ale nastał taki dzień, gdy w Przytulandii wiele się zmieniło. Usiądź wygodnie i posłuchaj tej niezwykłej opowieści…

***

Przytulas Kleofas przejrzał się w swoim wielkim, zakurzonym lustrze. Włożył dziś na siebie jeden ze swoich pięciu najlepszych odświętnych stroi, a na głowę swój najwspanialszy kapelusz przypominający koronę. To przecież wielka okazja. Święto Kwiatów było hucznie obchodzone w Przytulandii. Podobnie zresztą jak inne ważne dni, takie jak Dzień Zwierząt Leśnych, Święto Wróżek, Festiwal Tańców Przy Ognisku, Dzień Sąsiada i wiele innych. Na tyle ważnych okazji trzeba było mieć kilka kompletów odświętnych ubrań. Kleofas spojrzał krytycznie na swoje odbicie i zmarszczył brwi. Chwilę kręcił głową z niezadowoleniem, po czym wykrzyknął „Ach!”, a jego twarz znacznie się rozjaśniła. Szybkim krokiem skoczył do korytarza, po czym wrócił, trzymając w ręku kolorową szmatkę. Przetarł nią lustro z warstwy kurzu i wyprostowany, spojrzał ponownie na swoje odbicie.

– No, teraz o wiele lepiej. – Powiedział z dumą sam do siebie.

Jego dobry nastrój nie trwał jednak długo. Kleofas spojrzał na brudną od kurzu ścierkę i rozejrzał się po pokoju. Było to niewielkie, ale przytulne pomieszczenie. Tuż przy oknie stał regał wypchany po brzegi książkami. Były to książki przygodowe, przyrodnicze, o kosmosie i o odległych krainach. Tuż obok regału stał bujany fotel przykryty miękkim kocem. Fotel, podobnie jak regał pokryty był warstwą kurzu. Myślisz pewnie, że niezły bałaganiarz z tego Kleofasa, prawda? Muszę ci wyjaśnić, że wcale tak nie jest. Kleofas bardzo lubił porządek i posmutniał, gdy popatrzył teraz na swoje zaniedbane mieszkanie. Podszedł do regału i wziął do ręki jedną z książek. Na okładce widniał tytuł „Smoki i inne latające stwory”.

– Ach, jak dawno już nie czytałem tych wspaniałych opowieści. – Powiedział ze smutkiem.

Przytulasy nie miały wcale czasu dla siebie i na swoje hobby. Większość dnia spędzały razem ze swoimi sąsiadami na świętowaniu, a w zwykłe dni na wspólnych rozmowach, grach i zabawach. Późnym wieczorem każdy Przytulas wracał do swojego domu i zmęczony kładł się spać. Tak było już od dawna, od kiedy Wielka Rada Przytulasów postanowiła, że tak właśnie ma być.

Kleofas z westchnieniem odłożył książkę na półkę, ostatni raz spojrzał w lustro. Z zaskoczeniem zobaczył, że jego serce już nie jest całe soczyście pomarańczowe, ale przybrało teraz nieco ciemnych odcieni szarości i błękitu. Zaniepokojony zasłonił serce swoją odświętną marynarką, a zanim wyszedł z domu, zmienił jeszcze swoją minę ze smutnej na radosną. W Przytulandii nie wypadało być smutnym, inne Przytulasy, a szczególnie te należące do Wielkiej Rady Przytulasów, mogłyby tego nie zrozumieć. Z radosną miną, lecz smutnymi myślami, Kleofas ruszył przed siebie, by zdążyć na obchody Święta Kwiatów.

***

Fiołkowe Wzgórze wyglądało przepięknie w dzień tego święta, całe w kwiatach pachnących przecudnie, a dookoła fruwały setki kolorowych motyli. Świętować przyszli jak zawsze wszyscy mieszkańcy Przytulandii, było więc gwarno od rozmów i śmiechu. Obchody święta rozpoczęły się od wspólnego śpiewu na cześć kwiatów. Była to bardzo melodyjna pieśń pełna mruczących, ciepłych dźwięków. Potem przyszedł czas na przemówienie Mistrza Wielkiej Rady, najstarszego i najważniejszego Przytulasa w całej Przytulandii, Przytulasa Oktawiusza. Przemówienie było długie, ale nikt nie ziewał ani nie wiercił się niecierpliwie, wszyscy z radosnym podnieceniem słuchali i oczekiwali na dalsze atrakcje. Po przemówieniu mogły już rozpocząć się tańce. Na instrumentach grały świerszcze i pasikoniki, a żabi chór śpiewał skoczne piosenki. Ziemia dudniła od tupania i podskakiwania przytulasowych nóg. Nikt nie siedział z boku, wszyscy ramię w ramię i noga w nogę skakali w tańcu po polanie. Zabawa trwała bardzo długo. A gdy Przytulasy zmęczyły się już tańcem i śpiewem, siadały na miękkiej trawie, wszyscy bardzo blisko siebie, opierając się głowami i plecami jeden o drugiego. Ściskali się mocno za ręce, za szyję, łaskotali, pocierali ze śmiechem nosami.

Srebrzysty księżyc oświetlał swoim blaskiem staw, wspólny wieczór zbliżał się już ku końcowi. Przytulasy wciąż jeszcze rozmawiały między sobą, niektóre mruczały spokojne melodie. Wśród nich siedział Przytulas Albert z podkurczonymi nogami. Patrzył na płynące po niebie mydlane bańki i choć próbował uśmiechać się jak inne Przytulasy, to jednak na jego twarz wciąż wracała niezadowolona mina. Wśród stłoczonego tłumu Przytulasów Albert czuł się zgnieciony jak suszona śliwka. Chciał rozprostować nogi, rozciągnąć ramiona, ale nie mógł, bo wszyscy tak mocno pchali się na siebie. Ach, gdyby mógł wskoczyć do jednej z tych baniek, tej największej i frunąć w niej gdzieś daleko, gdzie jest cisza i spokój, gdzie mógłby choć trochę pobyć sam. Jaka szkoda, że bańki nigdy nie spadają na ziemię, że nie można ich dosięgnąć i dotknąć… Tak się rozmarzył, że niechcący kopnął siedzącego przed nim Przytulasa.

– Ojej najmocniej Cię przepraszam drogi Kleofasie, za bardzo rozciągnąłem nogi. – Powiedział Albert z przestraszoną miną.

Kleofas, którego już poznałeś, też był rozmarzony tego wieczoru. Myślał o swoich książkach i o przygodach, które były w nich opisane.

– Ależ nic nie szkodzi, drogi Albercie, ja też chętnie bym się trochę rozciągnął, albo rozłożył się gdzieś dalej pod drzewem. – Odpowiedział spokojnie Kleofas.

Dwaj sąsiedzi spojrzeli na siebie porozumiewawczo. Wydawało im się, że myślą o tym samym, o tym, że dość mają tłoczenia się wśród innych Przytulasów i ciągłego świętowania, że każdy z nich chciałby trochę pobyć sam. Tymczasem reszta Przytulasów wstawała już, by wrócić do swoich domów. Kleofas i Albert uśmiechnęli się do siebie i również wstali z pozostałymi Przytulasami. Nikt nie wracał sam, wszyscy szli mniejszymi lub większymi grupami, głośno się śmiejąc i rozmawiając.

***

Tej nocy Przytulas Albert położył się do swojego łóżka bardzo zmęczony. Przeciągnął się mocno, ciesząc się, że ma całe swoje łóżko tylko dla siebie. Wtulił się w miękką pościel i szybko zasnął. Śnił o tym, że płynie po niebie w wielkiej mydlanej bańce. Mijały go pierzaste obłoki i kolorowe motyle, a w dole na ziemi wielkimi grupami Przytulasy tłoczyły się jak śledzie.

Kilka domków dalej, Kleofas także wtulony w swoją poduszkę, walczył we śnie z wielkim, kolczastym smokiem. Spod kołdry wystawała stara książka z pożółkłymi stronami, „Smoki i inne latające stwory”.

Księżyc powoli wędrował po niebie. Żabi chór spał spokojnie wśród zielonej trawy. Nikt nie przeczuwał, że coś wkrótce zmąci ten błogi spokój. Ale leśne zwierzęta zamieszkujące Śpiewający Las były tej nocy niespokojne. Z uwagą wytężały słuch, próbując usłyszeć, co też nowego niesie ze sobą wiatr. Był to magiczny wiatr, który wędrował z Krainy Wróżek. Leśne zwierzęta dobrze go znały i wiedziały, że zawsze, gdy się pojawiał, działo się później coś ważnego. To właśnie las oddzielał Przytulandię od Krainy Wróżek, które potrafiły posługiwać się różnymi magicznymi zaklęciami. Zaklęcia często wędrowały wraz z wiatrem, by dotrzeć do innych, sąsiednich krain. Jednak tylko ktoś bardzo uważny i czujny mógł rozpoznać podmuchy magicznego wiatru. Przytulasy zazwyczaj były zbyt rozgadane i roześmiane, żeby go usłyszeć, ale leśne zwierzęta doskonale go czuły. Ostatnim razem, gdy wiatr zawitał do Przytulandii, przywiał ze sobą mydlane bańki, które już na zawsze zagościły nad wzgórzami tej krainy. Co tym razem przyniesie ze sobą wiatr? Wytęż swoją cierpliwość, bo już wkrótce się tego dowiesz.

 

Król i Poddany

Bardzo daleko stąd, na wielkim oceanie znajdowała się maleńka wyspa, na której mieszkały tylko dwie osoby, król i poddany. Król nosił na głowie magiczną koronę, z którą nigdy się nie rozstawał, bo to dzięki niej mógł być królem. Wydawał też rozkazy swojemu poddanemu.

Wszystko, co na wyspie było lepsze, zabierał król. Smaczniejsze i większe owoce, lepsze miejsce do spania, większe ryby. Król o wszystkim też decydował: co będą jeść na obiad, co będą dziś robić i gdzie pójdą. Poddany musiał się na to wszystko zgadzać.

Żeby umilić sobie czas na wyspie, król i poddany grali w różne gry i zabawy. Król zawsze chciał wygrywać i okropnie się denerwował, gdy widział, że poddanemu idzie lepiej. Dlatego król wydał rozkaz, że to on ma zawsze wygrywać.

Poddany oczywiście słuchał rozkazów i zawsze był posłuszny królowi. Ale, choć o tym głośno nie mówił, miał już tego dość. On też chciał decydować, dostawać dobre rzeczy i wygrywać. Pewnej nocy, gdy tak o tym myślał i nie mógł zasnąć, zauważył spadającą gwiazdę. Szybko pomyślał życzenie: „Teraz ja chcę być królem”.

Gdy rano obudzili się obaj, król bardzo się zdziwił. Jego magiczna królewska korona była teraz na głowie poddanego.

– Co się stało? – Wykrzyknął zdziwiony.

– Teraz ja jestem królem, spadająca gwiazda tak sprawiła – Odpowiedział poddany.       Stary król musiał się z tym pogodzić i stać się poddanym. Teraz on musiał słuchać nowego króla, oddawać mu lepsze rzeczy i przegrywać w grach, a także robić wszystko, co on rozkaże.

Po kilku dniach stary król był już bardzo zmęczony i smutny.

– Jak ty to wytrzymywałeś przez te wszystkie lata? – Zapytał nowego króla. – Musiałeś ciągle mnie słuchać, dostawałeś zawsze gorsze rzeczy i nigdy nie mogłeś wygrać. Teraz wiem, jakie to było strasznie nieprzyjemne dla ciebie.

Nowemu królowi zrobiło się żal swojego poddanego.

– Wiesz co? – Powiedział nowy król do poddanego. – Może już żaden z nas nie będzie ani królem, ani poddanym i obaj będziemy tak samo ważni? Przecież każdy chce czasem wygrywać i mieć wspaniałe rzeczy.

Staremu królowi bardzo spodobał się ten pomysł. Od tej pory było tak, jak się umówili. Każdy z nich był tak samo ważny. A ponieważ obaj wiedzieli, jak to jest być i królem i poddanym, to stali się dla siebie bardzo życzliwi, pomagali sobie i słuchali się nawzajem. Gdy jeden z nich wygrał w grze, to drugi mu gratulował. Magiczna korona spoczywała teraz na czubku drzewa, ale żaden z nich nie pragnął już jej zakładać.

Zając Marcel

Wszystkie zwierzęta w lesie wiedziały, że zając Marcel jest we wszystkim najlepszy. Sowa Ludmiła wiedziała, że jest mądrzejszy od niej i więcej wie. Lis Leopold wiedział, że Marcel jest od niego sprytniejszy i potrafi rozwiązać każdą, nawet najtrudniejszą zagadkę. Królik Bartek wiedział, że Marcel jest od niego szybszy. Wiewiórka Tosia wiedziała, że Marcel ma lepszy wzrok i węch, i zawsze znajduje więcej smakołyków na zimowe zapasy. Po prostu wszystkie zwierzęta w lesie wiedziały, że w żadnej dziedzinie nie mogą się równać z Marcelem. Czasem przychodziły do niego po pomoc lub radę, choć było im przykro, że nie są tak zdolne jak on. Sowa Ludmiła wstydziła się, że Marcel wie więcej od niej, lis Leopold głupio się czuł, gdy nie potrafił rozwiązać zagadki, z którą Marcel świetnie sobie poradził. Królik Bartek był smutny, gdy zawsze w wyścigach przegrywał z Marcelem, a wiewiórka Tosia martwiła się, że nie potrafi zebrać na zimę takich dużych zapasów jak on. Zając Marcel był z siebie bardzo dumny i nie wyobrażał sobie, żeby kiedykolwiek mogło być inaczej. Przyzwyczaił się do tego, że to on jest we wszystkim najlepszy. Gdy zwierzęta przychodziły do niego, zapytać, co oznacza jakieś słowo albo jak się pisze jakiś wyraz, Marcel natychmiast odpowiadał.

Zwierzęta nie wiedziały jednak, jak wiele wysiłku kosztuje Marcela, żeby być najlepszym.  Zdarzało się, że przez chwilę nie mógł on sobie przypomnieć odpowiedzi na jakieś pytanie. Bardzo się wtedy denerwował i martwił, że sowa okaże się mądrzejsza od niego. Myślał więc tak długo i tak mocno, że czasem już bolała go od tego głowa. Marcel martwił się też, gdy dużo czasu zajmowało mu rozwiązanie zagadki. Nie chciał, żeby lis był sprytniejszy od niego. Czasem nawet nie jadł obiadu, tylko siedział i przypominał sobie różne ważne informacje, żeby nie wyleciały mu z głowy. Gdy ścigał się z królikiem i zdarzało się, że królik już tuż tuż go dogania, wytężał wszystkie siły, żeby tylko nie dać się wyścignąć. Później strasznie bolały go łapki, ale nikomu o tym nie mówił. Jeśli Marcel widział, że ma tyle samo smakołyków co wiewiórka, szukał cały dzień i całą noc, żeby znaleźć ich więcej. Wszystko to było bardzo męczące, Marcel cały czas wytężał wszystkie swoje siły, żeby być najlepszym. Czasami po całym pracowitym dniu nie miał już na nic ochoty. Tego zwierzęta nie wiedziały… Marcel zawsze wydawał im się szczęśliwy i pełen energii.

Pewnego dnia, gdy Marcel ścigał się z królikiem Bartkiem był już bardzo zmęczony i nie zauważył wystającego z ziemi korzenia. Potknął się i z wielką siłą uderzył w gruby, potężny pień drzewa. Drzewo zakołysało gałęziami i na głowę Marcela spadło olbrzymie, twarde jabłko, pozostawiając na jego czole dorodnego guza. Marcel leżał chwilę nieruchomo z zamkniętymi oczami. Bartek podbiegł do niego szybko.

–          Marcelu, Marcelu! Wszystko w porządku? – Zapytał Bartek przestraszony.

Zając Marcel powoli otworzył oczy i rozejrzał się dookoła. Głowa bardzo go bolała.

–          Tak Bartku, w porządku, tylko tak jakoś dziwnie się czuję. Nie pamiętam, co się stało.

Królik wezwał na pomoc pozostałe zwierzęta. Sowa poradziła, żeby zaparzyć ziół, które pomogłyby Marcelowi odzyskać siły, zapomniała jednak, jak nazywają się te zioła.

–          Marcelu chodzi mi o tą roślinę z różowymi liśćmi, które pachną tak słodko, jak ona się nazywa? – Zapytała sowa.

Marcel myślał i myślał, ale nie potrafił przypomnieć sobie właściwej odpowiedzi. Bardzo się tym zaniepokoił.

–          Czy to znaczy, że już nie jestem najmądrzejszy? – Pytał wszystkich dookoła.

–          Nie martw się Marcelu. – Powiedziała sowa. – Jesteś bardzo mądry, ale przecież nie musisz wiedzieć wszystkiego. Chodź ze mną do mojej biblioteki, razem poszukamy w książkach właściwej odpowiedzi.

Po krótkich poszukiwaniach Marcel i sowa Ludmiła znaleźli w jednej z książek to, czego szukali.

– Widzisz, wcale nie trzeba wszystkiego pamiętać. – Powiedziała sowa i uśmiechnęła się życzliwie do Marcela. – Ważne, żeby wiedzieć, gdzie szukać informacji.

Sowa bardzo się cieszyła, że tym razem to ona mogła pomóc swojemu znajomemu.

Następnego dnia lis Leopold  przyszedł do Marcela z zagadką, której nie potrafił rozwiązać. Marcel długo główkował, ale nie potrafił znaleźć właściwego rozwiązania. Bardzo się zawstydził z tego powodu. Na szczęście lis pocieszył go.

–          Nie martw się Marcelu, przecież nie zawsze musimy wszystko wiedzieć. Może razem spróbujemy rozwiązać tą zagadkę?

Rzeczywiście wspólnymi siłami Marcel i Leopold rozwiązali łamigłówkę, choć zajęło im to trochę czasu. Lis był bardzo dumny i zadowolony, że udało im się to zrobić.

Zbliżała się zima i wszystkie zwierzęta gromadziły różne zapasy. Marcel przez swój wypadek nie miał głowy do szukania smakołyków. Wiewiórka Tosia, przechodząc obok jego domu, zauważyła, że niewiele ich zgromadził.

–          Marcelu, może w tym roku podzielę się z tobą swoimi zapasami na zimę? – Zapytała wiewiórka. – Mam ich całkiem sporo. A w przyszłym roku,  jeśli uzbierasz więcej, to wtedy ty podzielisz się ze mną.

Marcel poczuł się zawstydzony tą sytuacją, choć z drugiej strony wydało mu się przyjemne, że ktoś się o niego troszczy.

Marcel nie był już najlepszy we wszystkim. Na początku bardzo się tego wstydził i martwił się, co będą o nim myśleć inni. Ale poczuł się lepiej, widząc że przyjaciele wcale się z niego nie śmieją i bardzo chcą mu pomóc. Wydawało mu się, że lubią go nawet bardziej niż kiedyś. I rzeczywiście zwierzęta czuły się teraz lepiej w towarzystwie Marcela i nie wstydziły się przychodzić do niego po pomoc, bo same również mu pomagały. Były też bardzo dumne i szczęśliwe, że czasami każde z nich odnosi sukcesy.

Gdy Marcel odzyskał siły, razem z królikiem postanowili się ścigać. Okazało się, że w wyścigach Marcel nadal jest bardzo dobry, choć już nie zawsze wygrywa. Nauczył się gratulować wygranej królikowi i cieszyć razem z nim. Choć było to dla niego trudne, nauczył się prosić o pomoc sowę i lisa, gdy czegoś nie wiedział. Był też bardzo wdzięczny wiewiórce, że podzieliła się z nim swoimi zapasami. Potrzebował trochę czasu, żeby przyzwyczaić się do tej nowej sytuacji, ale czuł się teraz o wiele lepiej, bo nie musiał już tak bardzo się męczyć, żeby być najlepszym. Zrozumiał, że ważniejsze jest, żeby być szczęśliwym i mieć wokół siebie przyjaciół.

 

 

Konkurs z nagrodami dla dzieci!

Zadanie konkursowe polega na wykonaniu ilustracji, która będzie przedstawiać jedną z Emocji – bohaterów bajki „Piotruś i Emocje” (Radość, Złość, Strach, Smutek, Zaciekawienie lub Wstyd). Prace przesyłać można w formie elektronicznej (skan lub zdjęcie) na adres e-mail: gosia.tomera@gmail.com lub za pomocą standardowej poczty – w tym przypadku proszę wcześniej o kontakt mailowy, podam wtedy adres, na który można przesłać prace.

Proszę też o podanie imienia, wieku dziecka oraz numeru telefonu lub adresu e-mail do rodzica/opiekuna. Nadesłane prace zostaną zamieszczone na stronie wytworki-potworki.blog.pl, a spośród nich wylosowane zostaną trzy, których autorzy otrzymają nagrody. Nagrodami są gry – układanki Buziaki Śmieszaki. 

Z wylosowanymi osobami skontaktuję się mailowo lub telefonicznie. Prace można przesyłać do 30. listopada 2016r.