– 28, 29, 30, szukam! – Wykrzyknął tata, otwierając oczy i odchodząc od drzewa. – Hmmm… gdzie on się schował? Może poszukam go tam. – Powiedział tata bardzo głośno, wskazując w przeciwnym kierunku do kryjówki Antka.
Oczywiście tata doskonale wiedział, gdzie schował się jego synek, jednak liczył na to, że dzięki tej zabawie zyska odrobinę czasu, by posiedzieć w ciszy z zamkniętymi oczami.
– Poszukam najpierw dokładnie w tamtym miejscu. – Powiedział głośno, po czym usiadł kawałek dalej na trawie pod drzewem i zamknął oczy.
No dobra, zanim się zorientuje, mam kilka minut spokoju… Słońce tak przyjemnie grzeje… błoga cisza dookoła. Może by się tak zdrzemnąć małą chwileczkę…
– Tato!
A mogło być tak pięknie…
– Szukam, szukam, nie zdradzaj pozycji.
Tata otworzył oczy, wstał i ruszył z miejsca. I od razu zorientował się, że coś jest nie tak. Kilka metrów przed nim zamiast łąki, na której bawił się z Antkiem, wyrósł, nie wiadomo skąd, labirynt zbudowany z czegoś, co przypominało olbrzymie, kolorowe klocki.
– Antek? – Zawołał tata głośno – Jesteś tu?
Cisza.
O co chodzi?!
Tata szybko przeanalizował, co dziś jadł i pił.
Musi być przecież jakieś racjonalne wytłumaczenie.
No właśnie. Tata to przecież jednostka racjonalna. Nie wierzy w jakieś tam doznania pozacielesne.
I wtedy na dobitkę, z labiryntu wyfrunął… robot. Dokładni taki sam, jak w kreskówkach Antka.
I wtedy tatę olśniło…
No jasne… zasnąłem przecież… to jest mój sen. Antek ciągle ogląda kreskówki z tym robotem, mówiłem, że będzie mi się to w końcu śniło.
Tata od razu poczuł ulgę. Sen to sen, wszystko się w nim może zdarzyć.
Tymczasem robot podfrunął do niego i odezwał się:
– Witaj człowieku tato. Nazywam się Grand Padre Super. W skrócie GPS. Będę twoim przewodnikiem w labiryncie.
– O fajnie, a czy muszę tam wchodzić? W sumie, to mógłbym się już obudzić.
– Możesz się obudzić dopiero, gdy odnajdziesz swojego syna i wyjście z labiryntu.
– A, to taka gra, no w porządku. A ty masz być moim przewodnikiem tak? To którędy idziemy?
– Sam musisz zdecydować. Do wyboru masz kilka wydeptanych dróg, jakimi od dawien dawna podążali ojcowie. Jeśli ci się uda, odnajdziesz syna oraz uzyskasz tytuł „Ojca Roku”.
– O fajnie, pochwalę się żonie. – Zaśmiał się tata. – To jakie drogi mam do wyboru?
– Jako najbardziej tradycyjną, uczęszczaną od wielu pokoleń polecam ci tą oto drogę. – Odpowiedział robot, wskazując kierunek oznaczony drogowskazem:
– Żeby iść tą drogą, musisz być surowy jak tatar z cebulką! – Mówił dalej robot. – Ściągnij brwi… mocniej… jeszcze trochę, tak na kształt litery V. O teraz dobrze, Tak trzymaj i idziesz… Ryknij od czasu do czasu, żeby wzbudzić respekt otoczenia.
Tata nieudolnie starał się dostosować do postawionych mu wymagań, choć szybko poczuł, że robi się jakiś spięty.
– A to co? – Zapytał, gdy robot podał mu jakiś dziwny kijek.
– A to dystans. – Odpowiedział robot. – Dystans emocjonalny. Trzymasz sobie ten kijek złożony, a jak dziecko za bardzo się zbliża, to rozkładasz przed sobą i pokazujesz właściwą odległość. W ten sposób unikniesz tego całego przytulania, całusków i innych ceregieli, które tylko psują charakter człowieka.
– Eeee, wiesz co, chyba nie bardzo odpowiada mi ta droga. Ja tak szczerze to lubię te ceregiele.
– No dobrze, w takim razie oto druga, również popularna droga. – Robot wskazał na inny drogowskaz.
– To twoja wyprawka na tą drogę. – Powiedział, wręczając tacie walizkę. – W środku jest śniadanióweczka z posiłkami na cały dzień, zdjęcie rodziny na biurko i miękki jasiek, gdyby ci się przysnęło przy tym biurku.
– Hmmm… – Tata otworzył walizkę i przyjrzał się jej zawartości. – Wiesz, nie chciałbym wyjść na lenia, ale jednak wolałbym mieć trochę więcej czasu dla rodziny, także tego… – Powiedział tata.
– Skoro tak, to tutaj jest jeszcze jedna droga, prosta, mało wymagająca, przejdziesz bez problemu. – Powiedział robot, przyglądając się tacie od góry do dołu.
Tata wychylił się za róg, by zobaczyć wskazaną drogę.
– Co to za olbrzym tam stoi? – Zapytał, widząc olbrzymi ludzki kształt.
– To pradawna wszechwiedząca istota zwana Matką. Jak już mówiłem, ta droga nie jest zbyt wymagająca, musisz po prostu trzymać się w cieniu Matki.
Tata aż zagwizdał z wrażenia.
– Yyyy, wiesz, chyba wolałbym odegrać jakąś ważniejszą rolę niż tylko być cieniem tego giganta.
– No tak, to były takie bardziej tradycyjne drogi, ale skoro ci nie pasują, to polecam ci coś bardziej nowoczesnego.
– Żeby iść tą droga, musisz się odpowiednio przygotować. – Powiedział robot. – Klata do przodu, biceps napnij i jedziemy pompeczki… 1, 2, 3… 10… 100.
Tata dawno nie odwiedzał siłowni, właściwie to nie był pewien, czy kiedykolwiek tam był.
– Dobra… wystarczy… – Wydyszał tata. – Wiesz GPS, zazwyczaj chętnie korzystam z twoich wskazówek, ale tym razem chyba podziękuję.
Robot zastygł przez chwilę w powietrzu jak ważka.
– Nie to nie. Radź sobie sam. Prrrrrrrrrrrr. – Robot wyraził, jak bardzo czuje się obrażony, po czym odleciał i zniknął gdzieś w głębi labiryntu.
Tata zaczynał mieć już dość tego snu i bardzo chciał się obudzić. Nie wiedząc jednak, jak to zrobić, usiadł na kamieniu, na którym widniał wielki znak zapytania.
I wtedy usłyszał to coś. To coś, co słyszał nieustannie… W sobotni poranek przed świtem… przez drzwi toalety… zza pokrywy laptopa… gdy otwierał lodówkę… Głos, który sprawiał, że chwilami tata marzył, by zamienić się w kamienny posąg. Lecz teraz, w tej właśnie chwili, wydał mu się on najmilszym głosem na świecie.
– TATO!!! Gdzie jesteś?
– Antek! Tu jestem synku! – Wykrzyknął tata radośnie i przytulił mocna Antka. – Znalazłem cię… a raczej ty mnie znalazłeś. Tylko, że nadal jesteśmy w moim śnie i nie mam pojęcia, jak wyjść z labiryntu, a ten twój robot powiedział, że tylko wtedy mogę się obudzić.
– Legenda głosi, że tylko człowiek, który gotowy jest porzucić utarte ścieżki i spojrzeć w głąb siebie, ma w sobie prawdziwą siłę i moc, która pozwoli mu odnaleźć swoją własną drogę i wyjść z labiryntu. – Wyrecytował Antek.
Tacie szczęka opadła. Zdołał jednak wycedzić:
– Skąd to wiesz???
– Za tobą jest tablica informacyjna. Nie wiem za bardzo, co to znaczy, ale wiem, że jak chwilę się zastanowisz, to znajdziesz drogę bez tych strzałek. Myśl sobie spokojnie, a ja tu posiedzę przy tobie. – Powiedział i oparł głowę na kolanach taty.
I wtedy tata poczuł to maleńkie ale silne uczucie, kiełkujące w brzuchu, promieniujące do serca, głowy i nóg. To, które czuł 7 lat temu, gdy w szpitalnej sali zobaczył i usłyszał to małe, wrzeszczące coś… I teraz już wiedział, którędy ma iść.
– Idziemy przed siebie. – Powiedział, biorąc Antka za rękę i wstając na nogi. – Ale niestety w przypływie emocji tata nie zauważył potężnej gałęzi drzewa tuż nad swoją głową (nie było tu wcześniej żadnego drzewa, ale przecież to sen) i uderzył w nią z całym impetem.
Zabolało, oj zabolało tak bardzo, że aż tata złapał się za głowę, zamknął oczy i usiadł, słysząc dzwonienie w uszach…
Dzwonienie… dzwonienie… zaraz, to nie dzwonienie… to znów ten dźwięk… głos…
– Tato! Miałeś mnie szukać.
Tata otworzył oczy.
– Antek?
Rozejrzał się. Nie ma labiryntu.
– Antek, czy ja śpię, czy już nie?
Antek popatrzył na tatę podejrzliwie.
– Żarty sobie stroisz tato? Miałeś mnie szukać.
– Ooo, nie śpię, obudziłem się! – Odśpiewał tata, wstając i tańcząc z radości. – Wiesz synku, przepraszam, przysnęło mi się odrobinkę i miałem taki dziwny sen. Byłem w labiryncie i był tam ten twój robot z bajki i kazał mi cię szukać, ale nie mogłem cię znaleźć, ale to ty znalazłeś mnie i…
– Wiesz tato, ja zawsze cię znajdę, tylko przestań się już włóczyć po labiryntach. – Powiedział Antek, patrząc na tatę z politowaniem. – A teraz chodź się bawić.
Tata uścisnął rękę Antka i poszedł za nim. I nie miał pojęcia, jak to się stało, ale z telefonu schowanego w kieszeni spodni wydobył się nagle głos przypadkiem włączonej nawigacji:
– Dotarłeś do celu.