Był sobie raz chłopiec podobny do innych chłopców. Miał ciekawskie oczy i uszy, które interesowały się wszystkim dookoła. Miał wszędobylskie nogi, którym niestraszne były wysokie płoty i ogromne kałuże. Miał też głowę, w której mieszkały różne fantastyczne pomysły. I właśnie ta głowa była bardzo uparta. Tak bardzo uparta, że gdy wpuściła do siebie jakiś jeden pomysł, to nie chciała wpuścić już żadnego innego.
Pewnego dnia z samego rana do głowy chłopca wpadł pomysł, żeby pojechać z rodzicami do Wesołego Miasteczka. Natychmiast oznajmił ten pomysł rodzicom, na co oni się zgodzili i powiedzieli, że pojadą zaraz po obiedzie. Z każdą chwilą pomysł ten rósł i rósł tak, że po śniadaniu zajmował już prawie całą głowę chłopca. Na żadne inne pomysły nie było już miejsca.
Niestety między drugim śniadaniem a obiadem na niebie pojawiły się ciemne chmury. Z każdą chwilą przybywało ich coraz więcej i były coraz ciemniejsze. Gdy był już czas na obiad, z chmur zaczął padać gęsty deszcz, a silny wiatr wyginał drzewa na wszystkie strony. Rodzice chłopca powiedzieli, że w takim razie niestety nie będą mogli jechać do Wesołego Miasteczka. Gdy tylko chłopiec to usłyszał, bardzo się zdenerwował. Jak to?! Przecież on chciał dziś jechać! Tak miał pomysł!
Mama i tata próbowali zaproponować mu inne pomysły: wspólne gry planszowe, domowe kino z bajkami, pieczenie ciastek. Ale on nadal upierał się, że chce jechać do Wesołego Miasteczka.
– Nie podobają ci się nasze pomysły? – Pytali rodzice, którzy byli trochę zasmuceni a trochę zdenerwowani.
– Nie! Nie! Nie! – Upierał się chłopiec. – Już mam swój pomysł z Wesołym Miasteczkiem. Nie chcę innych pomysłów.
I bardzo rozgniewany poszedł do swojego pokoju. Z miną groźną jak u atakującego lwa chłopiec usiadł przy swoim biurku i patrzył, jak za oknem szaleją deszcz i wiatr. Ale ani deszcz ani wiatr nic sobie nie robiły z jego groźnej miny i szalały dalej na całego. W końcu chłopiec zmęczony i znudzony tym siedzeniem zasnął z głową opartą o biurko.
Gdy tak spał, nagle ze środka jego ucha wygramoliło się coś, co przypominało maleńką żółtą chmurkę. Chmurka podeszła na brzeg biurka, spojrzała w dół i zawołała cichutko:
– Hej, chodźcie już, on śpi!
Wtedy spod biurka wygramoliły się trzy inne chmurki. Każda była w innym kolorze: niebieskim, zielonym i czerwonym. Kiedy już stanęły wszystkie obok siebie, żółta chmurka zapytała?
– To co wskakujecie?
– Wskakujemy! – Odpowiedziały pozostałe chmurki.
I wszystkie trzy podeszły do ucha chłopca, a potem wskoczyły jedna na drugą, tworząc drabinę. Zielona chmurka, która była najwyżej, próbowała teraz wejść do ucha. Niestety w tym momencie czerwona chmura kichnęła i cała drabina się posypała. Chmurki z łoskotem pospadały z powrotem na biurko. Słysząc ten hałas, chłopiec otworzył oczy i zdziwiony patrzył na te niezwykłe stworki.
– Kim jesteście? – Zapytał.
Chmurki trochę przestraszone nie miały jednak innego wyjścia i musiały przedstawić się chłopcu.
– Jesteśmy pomysłami. – Powiedziała żółta chmurka. – Ja jestem twoim pomysłem, żeby pojechać do Wesołego Miasteczka. A to są pomysły twoich rodziców:
Wspólne granie w gry planszowe – Ukłoniła się niebieska chmurka
Domowe kino z bajkami – Ukłoniła się zielona chmurka
Pieczenie ciastek – Ukłoniła się czerwona chmurka
– Nie chciałeś ich wpuścić do swojej głowy, a bardzo chciały tam wejść i pomóc ci miło spędzić czas z rodzicami, więc próbowały się wdrapać po kryjomu. Nie wyganiaj ich proszę.
Trzy kolorowe chmurki wlepiły w chłopca proszące spojrzenia.
– Ojej, ja, ja… – Wyjąkał chłopiec zakłopotany. – Ja nie wiedziałem, przepraszam, że was nie wpuściłem, wyglądacie bardzo zabawnie.
– A więc, wpuścisz nas? – Zapytały nieśmiało?
– Jeśli nadal chcecie, to wskakujcie.
Chmurki odetchnęły z ulgą i uśmiechnęły się do niego, a potem wskoczyły przez ucho do jego głowy.
A chłopiec także się uśmiechnął się i z głową pełną pomysłów poszedł do swoich rodziców, zastanawiając się, który pomysł ma być pierwszy.