Przytulandia cz. III

Fragmenty zaznaczone czerwonym kolorem zostały dopisane jako zaczerpnięte z rysunków przysłanych na konkurs “Przytulandia”

 

Następnego dnia Albert obudził się bardzo wcześnie. Ta noc była dla niego niespokojna. Znów śnił, że leci w mydlanej bańce. Obok niego, w drugiej bańce leciał jego słowik, a gdzieś w oddali zobaczył kolejną bańkę, a w środku Kleofasa z rozzłoszczoną miną. Albert szybko umył się, ubrał i wymknął z domu. Dziś miał iść na przedpołudniowy piknik do swojego sąsiada, Bernarda, ale zamiast niego postanowił odwiedzić Kleofasa. Szedł bocznymi uliczkami, żeby uniknąć spotkania z Przytulasami, które już zaczynały schodzić się na różne towarzyskie spotkania i poranne herbatki. Gdy dotarł na miejsce, cichutko zastukał do drzwi. Kleofas był dziś umówiony na wspólne zbieranie malin z kilkoma sąsiadami i już był gotowy do wyjścia. Zdziwił się, gdy za swoimi drzwiami zobaczył Alberta.

– Witaj Albercie. – Przywitał się grzecznie. – Co cię do mnie sprowadza?

– Muszę z tobą pilnie porozmawiać, Kleofasie. Czy mogę wejść? – Zapytał Albert, rozglądając się niepewnie dookoła.

– Oczywiście, proszę, wejdź. – Odpowiedział nieco zaskoczony Kleofas i także się rozejrzał, przeczuwając jakieś dziwne wydarzenia.

Kleofas zaprosił sąsiada do stołu, szybciutko wyciągnął z kredensu cynamonowe ciastka i zaparzył poziomkową herbatę. Nie wypadało przecież przyjmować gościa bez poczęstunku. Albert wciąż niepewnie rozglądał się dookoła. Wypił łyk gorącej herbaty i nieśmiało zaczął opowiadać swoje ostatnie przemyślenia. Mówił o tym, jak brakuje mu swobody, jak mu ciasno wśród innych Przytulasów i jak go bardzo denerwuje, że musi być cały czas uśmiechnięty. Kleofas doskonale go rozumiał i także podzielił się z nim swoimi odczuciami. Po kilkunastu minutach dwaj sąsiedzi rozgadali się na dobre i nawet nie zauważyli, jak zrobiło się późno.

Tymczasem Bernard i inne zaproszone przez niego Przytulasy niepokoili się, że Albert nie pojawił się na pikniku. Również Przytulasy umówione na zbieranie malin martwiły się o Kleofasa. Jedni i drudzy zaczęli też opowiadać sobie o dziwnym zachowaniu obu sąsiadów. Obie grupy Przytulasów natknęły się na siebie, szukając swoich zagubionych przyjaciół.

– O witajcie. Co tu robicie? – Zapytały Przytulasy z jednej grupy.

– Szukamy Kleofasa. Martwimy się, bo umówił się z nami i nie przyszedł, a ostatnio dziwnie się zachowywał.

– My szukamy Alberta. On też był ostatnio jakiś dziwny, a dziś również nie przyszedł na spotkanie.

Przytulasy zaczęły rozmawiać między sobą bardzo zaniepokojone. Przechodził tamtędy jeszcze inny Przytulas, Teodor i zapytał, o czym tak dyskutują.

– Szukamy Alberta i Kleofasa, widziałeś może któregoś z nich.

– Widziałem obu. – Odpowiedział Teodor. – Z samego rana Albert przyszedł do Kleofasa. Akurat przechodziłem tamtędy i ich widziałem. Obaj jakoś tak dziwnie rozglądali się dookoła, jakby nie chcieli, żeby ktoś ich zauważył.

– Ooooo! – Wykrzyknęły na to Przytulasy. – Co to znaczy?

– Kleofas złościł się ostatnio na Marcela, a Albert się smucił i wolał siedzieć sam w domu niż z nami. Ich serca ogarnęły nieprzyjemne barwy. Może oni planują razem coś niedobrego. – Niepokoił się jeden z Przytulasów.

– Może chcą zrobić coś, żebyśmy już wszyscy się złościli i smucili? – Dodał ktoś inny.

Zaniepokojone Przytulasy postanowiły udać się do Wielkiej Rady Przytulasów. Siedziba Wielkiej Rady znajdowała się w Błękitnym Pałacu, położonym tuż przy Śpiewającym Lesie. Mistrz Oktawiusz wysłuchał opowieści Przytulasów i groźnie zmarszczył czoło. Przecież w jego krainie nie wolno się złościć, kłócić i smucić, i wszyscy mieli spędzać czas razem. Tak ustaliła dawno temu Wielka Rada. A teraz ktoś zagraża tym zasadom. Mistrz Oktawiusz nie mógł na to pozwolić. Szybko wysłał dwóch innych członków Wielkiej Rady, by natychmiast sprowadzili niebezpiecznych Przytulasów do pałacu. Razem z nimi wysłał też pałacowych strażników, tak na wszelki wypadek, gdyby Albert i Kleofas nie chcieli przyjść dobrowolnie.

Już od wielu lat strażników pałacu nie widziano na ulicach Przytulandii. Teraz, gdy równym krokiem szli na przód, wszyscy oglądali się i szeptali między sobą.

– Idą po Alberta i Kleofasa. – Mówiły do siebie Przytulasy. – Wyobraźcie sobie, że Kleofas nakrzyczał na Marcela. A Albert tak się zasmucił, że wolał siedzieć sam w domu niż z przyjaciółmi.

Mieszkańcy Przytulandii patrzyli z niepokojem, jak strażnicy pukają do drzwi Alberta i Kleofasa i nakazują im udać się natychmiast do pałacu. Obaj sąsiedzi byli bardzo przestraszeni, ale bez sprzeciwu poszli za strażnikami, zastanawiając się, co z nimi teraz będzie. Gdy dotarli do Błękitnego Pałacu, Mistrz Oktawiusz wyjaśnił im, dlaczego się tu znaleźli i zapytał, co mają na swoje usprawiedliwienie. Dwaj przyjaciele spojrzeli na siebie nieśmiało. Kleofas pierwszy zaczął mówić o tym, że brak mu czasu dla siebie, że chciałby pobyć trochę w samotności, poczytać swoje książki. Albert dodał, że bardzo lubi swoich sąsiadów, ale źle się czuje, gdy tak wszyscy się ściskają i ciągle przytulają i że chciałby mieć trochę więcej swobody. Obaj zgodnie powiedzieli, że nie chcą się ciągle tylko radować, bo przecież czasem są smutni, a czasem zdenerwowani.

Mistrz słuchał bardzo zagniewany, choć oczywiście nie okazał tego. Powiedział tylko, że takie zachowania są niegrzeczne i niedopuszczalne oraz że musi zwołać nadzwyczajne zebranie Wielkiej Rady, by zastanowić się, co z nimi zrobić. Nakazał strażnikom, by odprowadzili dwóch Przytulasów, każdego do innej komnaty i zamknęli drzwi na klucz.

***

Kleofas siedział smutny w pałacowej komnacie. Myślał o tym, co się wydarzyło i co dalej będzie z nim i z Albertem. Czy zostaną na zawsze wygnani z Przytulandii? A przecież nie chcieli zrobić nic złego. Chcieli tylko, żeby każdy mógł mieć trochę czasu dla siebie, żeby można się było złościć i smucić, tak jak to było kiedyś. Kleofas jak przez mgłę, przypominał sobie dawne czasy, gdy każdy Przytulas miał swoje własne hobby. On uwielbiał czytać książki, jego sąsiad często chodził na ryby, a jeszcze ktoś inny uprawiał warzywa w ogrodzie. Były też wspólne święta i spotkania, ale nie tak często jak teraz, bo Przytulasy miały wtedy więcej pracy i własnych obowiązków. Nie wszyscy sąsiedzi lubili się nawzajem. Niektórzy bardzo się przyjaźnili, a inni omijali się z daleka. Czasem ktoś się pokłócił, ktoś inny był smutny. Ich serca zmieniały swoje barwy, czasami przybierały ciepłe, soczyste kolory, a czasami chłodne i ciemne. Co się potem stało? Kleofas wytężał swoją pamięć, żeby przypomnieć sobie, dlaczego Przytulasy tak się zmieniły.

Przez uchylone okno do pokoju wleciał kolorowy motyl, trzepocząc swoimi barwnymi skrzydłami. Motyle były dalekimi kuzynkami Wróżek. Oprócz tego, że były piękne i urokliwe, posiadały też magiczny dar, potrafiły odgadnąć, o czym ktoś myśli. Wystarczyło, że podfrunęły wystarczająco blisko czyjejś głowy i już znały myśli tego stworzenia.

Kleofas przyglądał się pięknemu motylowi i nagle pomyślał o Wróżkach. Wiele lat temu Wróżki podarowały Przytulasom mydlane bańki. Od tej pory mieszkańcy Przytulandii coraz częściej spotykali się wszyscy razem na Fiołkowym Wzgórzu, by podziwiać ten piękny widok. A z czasem wcale im się to nie znudziło. To właśnie wtedy Wielka Rada Przytulasów zebrała się i wymyśliła wiele nowych świąt i ważnych dni, w które wszyscy mieszkańcy mieli razem gromadzić się i świętować. Ustalono też, że wszyscy powinni się radować zamiast smucić i złościć na siebie. W końcu doszło do tego, że nikt nie miał  już czasu na swoje własne zainteresowania. Spotykając się na Fiołkowym Wzgórzu, Przytulasy siadały coraz bliżej siebie, wciąż się przytulały, ściskały i głaskały. Zupełnie przestały też okazywać niezadowolenie, czy smutek. Czy to możliwe, żeby wróżkowe bańki miały z tym coś wspólnego? Zastanawiał się Kleofas. Koło jego ucha zatrzepotały barwne skrzydła motyla. Przez chwilę stworzonko zawisło w powietrzu, a potem szybko wyfrunęło z pokoju przez uchylone okno.

Kleofas nie mógł już zobaczyć, że motyl pofrunął prosto do Śpiewającego Lasu a stamtąd do Krainy Wróżek. Wróżki były pięknymi istotami, a każda z nich miała wspaniałe, kolorowe skrzydła.  Motyli posłaniec przekazał myśli Kleofasa samej Królowej Wróżek. Królowa z uwagą wysłuchała tych smutnych wieści o dwóch Przytulasach zamkniętych w pałacu, a myśli Kleofasa bardzo ją zaniepokoiły. Przecież mydlane bańki miały pomóc zapracowanym Przytulasom, żeby mogli częściej się spotykać i wspólnie radować. Królowa nie spodziewała się, że przestaną okazywać sobie inne uczucia i że nie będą mieli czasu na swoje własne hobby. Jak to się mogło stać?

Królowa poprosiła zwierzęta ze Śpiewającego Lasu, by pomogły jej rozwiązać tą zagadkę. W końcu stary orzeł, który bardzo wysoko lata i obserwuje wiele rzeczy dziejących się na ziemi, opowiedział jej, co wydarzyło się przed laty, gdy Wróżki wysłały do Przytulandii mydlane bańki. Królowa wysłuchała jego opowieści i bardzo się zdenerwowała. Postanowiła natychmiast udać się do Przytulandii na spotkanie z najstarszym i najmądrzejszym Przytulasem Oktawiuszem. Wzięła ze sobą jeszcze kilka innych Wróżek i razem wyruszyły w drogę.

 

Dodaj komentarz