Przytulandia cz. II

Fragmenty zaznaczone czerwonym kolorem zostały dopisane jako zaczerpnięte z rysunków przysłanych na konkurs „Przytulandia”

 

Wczesnym rankiem Kleofasa zbudziło głośne pukanie do drzwi. Powoli otworzył oczy i zamrugał.

– Zaraz, zaraz, gdzie ja jestem? – Zastanawiał się przez chwilę. – Smok… gdzie się podział ten wielki smok? Ach, to był tylko sen. Musiałem zasnąć, gdy czytałem książkę. Ale kto to tak się dobija do mnie o świcie?

Kleofas powoli wyczołgał się z łóżka i poszedł otworzyć drzwi.

– Witaj Kleofasie! – Przywitały go głośne okrzyki grupki Przytulasów stojących za drzwiami. – Czyżbyś zapomniał, że dziś spotkanie naszego Klubu Wierszy i Piosenek? Szybko ubieraj się i chodź z nami!

Och, przez to nocne czytanie i sny o smoku Kleofas zupełnie zapomniał o poniedziałkowym spotkaniu klubu.

Musisz wiedzieć, że w Przytulandii każdy Przytulas należał do jakiegoś klubu, a niektórzy nawet do kilku. Był na przykład Klub Pieczenia Kiełbasek przy Ognisku, Klub Dowcipów, Klub Leśnych Zagadek, Klub Miłośników Motyli i wiele innych, a w każdym z nich spotykało się przynajmniej pięciu Przytulasów. Raz w tygodniu obowiązkowo członkowie klubu spotykali się ze sobą i spędzali razem kilka godzin.

Kleofas nieco jeszcze zaspany i rozmarzony tym nocnym spotkaniem ze smokiem, ubrał się i wyszedł z domu, by z pozostałymi członkami Klubu Wierszy i Piosenek udać się nad Tęczowe Jezioro, gdzie wspólnie mieli pisać dziś wiersze o leśnych Wróżkach. Nie było to byle jakie zadanie, gdyż zbliżało się właśnie Święto Wróżek, a wymyślone przez nich wiersze i piosenki miały uświetnić ten wielki dzień. Wszystkie Przytulasy bardzo ceniły i szanowały Wróżki, które zawsze chętnie pomagały swoim sąsiadom z pobliskiej krainy.

– Kleofasie. – Odezwał się Marcel, jeden z członków klubu. – Niestety zgubiłem tą książkę o trolach, którą mi pożyczyłeś ostatnio. Ale wiem, że już ją czytałeś, więc chyba nic się nie stało, prawda?

Kleofas popatrzył na Marcela, otwierając szeroko oczy. Ta książka była jedną z jego ulubionych i gdy usłyszał, że Marcel ją zgubił i że mówi to w taki beztroski sposób, bardzo się zdenerwował. Jego twarz poczerwieniała, a usta zacisnęły się. Prześwitujące przez jego tęczową skórę serce przybrało teraz ciemnogranatową barwę. Nie umknęło to uwadze pozostałych Przytulasów. 

– Kleofasie! – Wykrzyknęły chórem. – Co to za mina?! Przecież nic się nie stało, nie powinieneś się złościć na biednego Marcela, on nie zrobił tego specjalnie. – Mówiły Przytulasy jeden przez drugiego.

Jak już ci wcześniej wspomniałam, w Przytulandii nikt na nikogo się nie złościł, wszyscy zawsze chodzili zadowoleni. Kleofas nie potrafił jednak się uspokoić.

– Przecież prosiłem cię, żebyś na nią uważał, bo to bardzo cenna książka. – Mówił zdenerwowanym tonem.

– No tak wiem, ale mówiłeś też, że znasz ją na pamięć, więc czemu się tak denerwujesz? – Zastanawiał się bardzo zdziwiony Marcel.

– Nie powinieneś się złościć Kleofasie. – Dodały zaniepokojone Przytulasy.

– Przepraszam, ale nie mam już dziś ochoty iść na spotkanie klubu. Wracam do siebie. – Odburknął Kleofas i szybkim krokiem ruszył w stronę swojego domu.

Przytulasy otwierały buzie szeroko ze zdziwienia. To był szczyt niegrzeczności, takie zachowanie było w Przytulandii niedopuszczalne.

Tej scenie Przyglądał się także Albert, który właśnie przechodził tamtędy, by udać się na spotkanie Klubu Opowiadaczy Bajek. Albert pomyślał, że on także by się zdenerwował na Marcela. Poczuł, że coraz bardziej lubi Kleofasa i że chciałby z nim porozmawiać, gdy nadarzy się taka okazja. Tymczasem musiał się już spieszyć, żeby zdążyć na spotkanie. Dziś Przytulas Klemens miał opowiadać bajkę o zwierzętach. Przyspieszył więc kroku, wciąż myśląc o zdenerwowanym Kleofasie. Na Słonecznej Polanie wszyscy już na niego czekali.

– Chodź szybko Albercie. – Zawołały do niego Przytulasy. – Bajka już się zaczyna.

Albert usiadł wygodnie na trawie i zamknął oczy, żeby lepiej wsłuchać się w opowiadanie Klemensa. Wszystkie Przytulasy usiadły bardzo blisko siebie, stłoczone na małym skrawku polany. Choć Albert próbował znaleźć dla siebie trochę więcej miejsca, było to trudne, bo z jednej i z drugiej strony inne Przytulasy opierały się o niego ramionami i głowami. Klemens zaczął swoją opowieść. Była to bajka o słowiku z dalekiej krainy. Albert zasmucił się, ponieważ przypomniał mu się słowik, którym kiedyś sam się opiekował. Niestety ptak ten był bardzo chory i mimo wielu starań Alberta, umarł. Bajka Klemensa opowiadała o zupełnie innym ptaku i miała szczęśliwe zakończenie, ale gdy dobiegła końca, Albert miał łzy w oczach. Jego serce, które dotąd było promiennie żółte wyblakło teraz i pociemniało. Inne Przytulasy zauważyły to i próbowały go pocieszyć, wiedziały, że Albertowi przypomniał się jego dawny przyjaciel.

– Albercie już dobrze, przecież to było dawno temu. – Mówiły Przytulasy. – Nie myśl już o tym. Teraz czas na jagodowe ciasto.

Albert nie miał jednak ochoty na ciasto i na towarzystwo innych.

– Bardzo was przepraszam. – Powiedział. – Ale pójdę już do domu. Chciałbym trochę pobyć sam.

Powoli ruszył przed siebie w kierunku swojego domu, nie oglądając się na pozostałych, którzy z niedowierzaniem i wielkim zdziwieniem kręcili głowami.

– Jak to sam?! On woli być sam niż z nami? – Pytały Przytulasy, nie wierząc własnym uszom.

Jak się pewnie domyślasz, w Przytulandii nie tylko nie wypadało się złościć, ale niekulturalnie było też się smucić. A już zupełnie nie do pomyślenia było to, że ktoś wolał spędzać czas sam niż w wesołym towarzystwie swoich sąsiadów.

Takie właśnie były zasady, odkąd Wielka Rada Przytulasów ustaliła, że tak właśnie ma być. Nikt już nie pamiętał dlaczego i od kiedy panowały te zwyczaje, ale też nikt do tej pory się temu nie sprzeciwiał.

Tymczasem magiczny wiatr coraz śmielej tańczył wśród drzew na wzgórzach Przytulandii. I tylko leśne zwierzęta czuły, że wkrótce coś się wydarzy.

 

Dodaj komentarz