Bardzo daleko stąd, na wielkim oceanie znajdowała się maleńka wyspa, na której mieszkały tylko dwie osoby, król i poddany. Król nosił na głowie magiczną koronę, z którą nigdy się nie rozstawał, bo to dzięki niej mógł być królem. Wydawał też rozkazy swojemu poddanemu.
Wszystko, co na wyspie było lepsze, zabierał król. Smaczniejsze i większe owoce, lepsze miejsce do spania, większe ryby. Król o wszystkim też decydował: co będą jeść na obiad, co będą dziś robić i gdzie pójdą. Poddany musiał się na to wszystko zgadzać.
Żeby umilić sobie czas na wyspie, król i poddany grali w różne gry i zabawy. Król zawsze chciał wygrywać i okropnie się denerwował, gdy widział, że poddanemu idzie lepiej. Dlatego król wydał rozkaz, że to on ma zawsze wygrywać.
Poddany oczywiście słuchał rozkazów i zawsze był posłuszny królowi. Ale, choć o tym głośno nie mówił, miał już tego dość. On też chciał decydować, dostawać dobre rzeczy i wygrywać. Pewnej nocy, gdy tak o tym myślał i nie mógł zasnąć, zauważył spadającą gwiazdę. Szybko pomyślał życzenie: „Teraz ja chcę być królem”.
Gdy rano obudzili się obaj, król bardzo się zdziwił. Jego magiczna królewska korona była teraz na głowie poddanego.
– Co się stało? – Wykrzyknął zdziwiony.
– Teraz ja jestem królem, spadająca gwiazda tak sprawiła – Odpowiedział poddany. Stary król musiał się z tym pogodzić i stać się poddanym. Teraz on musiał słuchać nowego króla, oddawać mu lepsze rzeczy i przegrywać w grach, a także robić wszystko, co on rozkaże.
Po kilku dniach stary król był już bardzo zmęczony i smutny.
– Jak ty to wytrzymywałeś przez te wszystkie lata? – Zapytał nowego króla. – Musiałeś ciągle mnie słuchać, dostawałeś zawsze gorsze rzeczy i nigdy nie mogłeś wygrać. Teraz wiem, jakie to było strasznie nieprzyjemne dla ciebie.
Nowemu królowi zrobiło się żal swojego poddanego.
– Wiesz co? – Powiedział nowy król do poddanego. – Może już żaden z nas nie będzie ani królem, ani poddanym i obaj będziemy tak samo ważni? Przecież każdy chce czasem wygrywać i mieć wspaniałe rzeczy.
Staremu królowi bardzo spodobał się ten pomysł. Od tej pory było tak, jak się umówili. Każdy z nich był tak samo ważny. A ponieważ obaj wiedzieli, jak to jest być i królem i poddanym, to stali się dla siebie bardzo życzliwi, pomagali sobie i słuchali się nawzajem. Gdy jeden z nich wygrał w grze, to drugi mu gratulował. Magiczna korona spoczywała teraz na czubku drzewa, ale żaden z nich nie pragnął już jej zakładać.