Archiwum kategorii: Młodsze dzieci

Pełen emocji dzień niedźwiadka Eryka

Niedźwiadek Eryk uwielbiał się śmiać i zawsze chciał być radosny, bo to był bardzo przyjemny stan. Miał taką myśl, że wszyscy lubią wesołe i uśmiechnięte niedźwiedzie, dlatego zawsze gdy kogoś spotykał, uśmiechał się jeszcze mocniej.

Tego dnia słońce przyjemnie świeciło, co Erykowi bardzo się podobało. Szedł przez łąkę i nucił właśnie swoją ulubioną piosenkę o wesołej żabie, a gdy dotarł do trzeciej zwrotki, zobaczył swojego kolegę, lisa Bartka. Lis wyglądał dziś jakoś inaczej niż zwykle, skulił się w kłębek, a z oczu płynęły mu łzy.

– Cześć Bartku, pobawisz się ze mną? – Zapytał niedźwiadek.

Lis wytarł łapką oczy i odpowiedział:

– Nie mam ochoty, zostaw mnie i pobaw się sam.

– Jak to nie masz ochoty? Na zabawę zawsze ma się ochotę.

– Nie Eryku, ja teraz nie mam ochoty na zabawę. Jest mi smutno, bo inne lisy śmiały się ze mnie.

– Eeee tam, nie bądź smutny, chcę żebyś był szczęśliwy i poszedł się ze mną bawić. Popatrz na mnie, jakie to proste.

I niedźwiadek zaczął tańczyć, podskakiwać, klaskać w łapki i chichotać.

Ale lisa wcale to nie rozbawiło.

– Eryku, teraz jestem smutny. Później mi przejdzie i znów będę radosny, ale teraz nie mam ochoty się bawić i śmiać. Jeśli chcesz, możesz spróbować mi pomóc.

– A jak mam to zrobić? Może będę się bardzo głośno śmiać i bardzo wysoko podskakiwać z radości?

– To mi nie pomoże. Ale wystarczy, gdy chwilę tu ze mną posiedzisz. Nie musisz już nic więcej robić i mówić. A potem jak już spędzimy razem chwilę, to powiedz, że mnie lubisz i uśmiechnij się do mnie. To mi pomoże.

Niedźwiadek zrobił tak, jak powiedział lis i bardzo się zdziwił, że to naprawdę pomogło. Lis także się do niego uśmiechnął, a potem powiedział:

– Bardzo chętnie poszedłbym na spacer, czy pójdziesz ze mną?

– Ale mieliśmy się bawić, śmiać się i skakać. – Zawołał niedźwiadek.

– Będziemy, ale potrzebuję jeszcze trochę czasu, bądź cierpliwy. Smutek jeszcze chwilę ze mną zostanie, a potem pójdzie dalej i znów będę się cieszyć…

Chwilę szli, milcząc razem, a potem lis powiedział:

– Czuję się już lepiej. Dziękuję, że mi pomogłeś. Mogę teraz zaśpiewać z tobą piosenkę o wesołej żabie.

Szli więc razem i śpiewali, a gdy dotarli do refrenu, obaj jednocześnie krzyknęli „Ałłł!”.
To kilka małych kamyków spadło im na głowy. Z trawy wyskoczył skrzat w czerwonej czapce.

– Przepraszam. – Powiedział do nich skrzat. – Nie chciałem w was trafić. Kopnąłem kamyki ze złości, bo wilk zniszczył mój szałas, który wczoraj cały dzień budowałem, a teraz chowa się przede mną. Jak go spotkam, to tak na niego nakrzyczę, że popamięta.

Skrzat zacisnął mocno pięści i zmarszczył brwi. Nie podobało się to niedźwiadkowi, który wolał radosne spojrzenia.

– Skrzacie nie rób takiej miny, chodź z nami, będziemy się bawić, śpiewać i skakać.

– Nie mam ochoty. Teraz jestem wściekły. – Odpowiedział skrzat.

Niedźwiadek zdziwił się, bo już drugi raz tego dnia słyszał, że ktoś nie ma ochoty na zabawę. Z pomocą przyszedł mu lis:

– Eryku to normalne, że skrzat jest zły na wilka i nie ma ochoty się bawić. Nasze śmiechy i śpiewanie mu nie pomogą. Ale możemy pomóc mu naprawić szałas i spędzić z nim trochę czasu.

Niedźwiadek i lis tak właśnie zrobili. Pod koniec dnia szałas był naprawiony, a skrzat miał już lepszy humor.

– Dziękuję wam, że mi pomogliście. – Powiedział do niedźwiadka i lisa.

Niedźwiadek nie mógł się nadziwić, że lisowi i skrzatowi nie pomogły jego podskoki, tańce i głośny śmiech ale to, że po prostu z nimi był. Powiedział więc do lisa:

– Myślałem, że trzeba być zawsze radosnym, ale chyba tak nie jest.

– Oczywiście, że nie. – Odpowiedział lis. – Czasem jest nam smutno i chcemy płakać, czasem chcemy krzyczeć i tupać ze złości. Uczucia przychodzą, zostają na trochę i idą dalej.

To był bardzo ważny dzień i niedźwiadek wiele się nauczył. Miał teraz taką myśl, że nie zawsze będzie radosny, ale nie martwił się tym. Wiedział też, że ma przyjaciół, którzy będą przy nim, gdy będzie tego potrzebował.

Supermoc małego jeża

W Malinowym Lesie mieszkały różne zwierzęta. Wśród nich byli też przyjaciele: jeż i bóbr. Choć bardzo się od siebie różnili, to bardzo też się lubili i spędzali razem dużo czasu. Jeż podziwiał bobra, że jest taki zdolny, pracowity, pomysłowy.

– Bóbr, ty to masz moc. – Mówił z zachwytem jeż. – Budujesz takie świetne rzeczy z drzew.

– Dziękuję przyjacielu. – Odpowiadał bóbr. – Bardzo mi przyjemnie, gdy tak mówisz.

– Ale wiesz, bobrze, trochę mi smutno…

– O, a dlaczego?

– Smutno mi, bo ty masz swoją moc, inne zwierzęta też mają swoje moce, a ja nie mam, a też chciałbym mieć.

Bóbr zaciekawił się bardzo tym, co mówił przyjaciel.

– A jakie moce mają inne zwierzęta?

– No, sowa jest bardzo mądra i wszystko wie… lis jest bardzo sprytny i zawsze wymyśla coś świetnego… niedźwiedź jest taaaaki silny a wilk najodważniejszy w całym lesie. Tylko ja nie mam żadnej mocy. – Zakończył jeż zasmucony.

– Oh, oj, no wiesz… ja myślę… – Bóbr bardzo chciał pocieszyć przyjaciela, ale nie wiedział, co ma mu powiedzieć. – Myślę, że też masz jakąś moc, tylko może jeszcze o niej nie wiesz.

Jeż zwinął się w kolczastą kulkę i poturlał się do swojego domu.

Przez najbliższe tygodnie bóbr zajęty był budową nowej tamy na pobliskiej rzece. To była dla niego bardzo ważna budowla. Niestety, gdy tama była już prawie gotowa, przyszła potężna burza i zniszczyła jego wysiłki. Bóbr był bardzo zmartwiony. Gdy tak siedział przy zburzonej tamie, zauważyły go inne zwierzęta i podeszły do niego.

– Oh wiesz co, widzę, że źle to wcześniej budowałeś, nic dziwnego, że się zawaliła. – Powiedziała sowa, przyglądając się tamie.

– Tak, tak, sowa ma rację. – Powiedział lis. – Pokażemy ci, jak to lepiej zbudować, chcesz?

Ale bobra te ich słowa jeszcze bardziej zasmuciły, więc się rozpłakał.

Wtedy podeszli do niego wilk i niedźwiedź.

– Hej, to nie powód do płaczu. Zamiast rozpaczać, musisz wziąć się znów do pracy i zbudować wszystko od nowa. Jesteśmy silni, pomożemy ci, chcesz?

Ale bobra rozzłościły te ich słowa, więc tylko rzucił im gniewne spojrzenie i poszedł w las.

Gdy był już daleko, usiadł na ściętym pniu drzewa. Wtedy po cichutku podszedł do niego jeż i powiedział:

– Widziałem, że burza zniszczyła twoją tamę.

A potem usiadł obok przyjaciela i po prostu był obok. I nic nie mówił.

Dopiero po chwili się odezwał.

– Bobrze, nie wiem, co zrobić, żeby ci pomóc. Nie znam się na budowaniu i nie jestem silny.

A Bóbr już znacznie spokojniejszy odpowiedział:

– Wystarczy, że jesteś.

I uścisnął łapkę jeża. A po chwili dodał.

– Wiesz, przyjacielu, myślę, że to jest twoja supermoc.

– Jaka? – Zapytał zdziwiony jeż.

– Po prostu jesteś.

Przyjaciel od początku do końca

Pup puk

– Kto tam?

– To ja, twoje ciało.

– O Witaj, czy coś chciałeś ode mnie?

– Chcę się z Toba zaprzyjaźnić. Bo przecież jestem z tobą od początku i będę tu aż do końca. Ze mną możesz poznawać świat i robić wiele ciekawych rzeczy.

– W takim razie chciałbym cię lepiej poznać. Powiedz proszę, co lubisz?

– Lubię, gdy się o mnie troszczysz. Gdy dajesz mi zdrowe jedzenie, pozwalasz mi odpocząć, pozwalasz mi być blisko przyrody. Wtedy mam siłę i energię, by iść z tobą przez życie.

– A czego, nie lubisz?

– Nie lubię, gdy ktoś mnie ocenia… że jestem za niskie albo za wysokie… za chude albo za grube… za jasne albo za ciemnie. Nie lubię też, gdy ktoś sprawia mi ból, uderza, popycha. Chciałbym, żebyś wtedy mi pomógł i powiedział, że tego nie chcę.

– A czego pragniesz?

– Bardzo bym chciał, żebyś zawsze mnie kochał. Wiesz, na początku, gdy się poznajemy, jestem gładkie i silne. Wtedy łatwo mnie polubić. Ale gdy będziemy długo szli przez życie, to z czasem stanę się pomarszczone i słabe. Chciałbym, żebyś i wtedy patrzył na mnie z czułością i miłością.

– W takim razie zaopiekuję się tobą. Dziękuję ci za to, że jesteś.


* Razem z bajką wykorzystać można zabawę “Moje ciało lubi…

Życzliwa Pchła

Bajka w wersji do posłuchania tutaj

W Wielkim Lesie mieszkały różne zwierzęta. Większość z nich żyła ze sobą w zgodzie. Ale wśród nich były też małpy, które zachowywały się w bardzo złośliwy sposób. Gdy się śmiały, to tylko z innych. Ten był za niski, tamten za chudy, ten nie umiał malować, a tamten śpiewać. Zamiast pomocnej dłoni podstawiały innym nogi. Zamiast miłych słów, mówiły złośliwości. Nikt już nie pamiętał ich imion, bo mówiły do siebie tylko przezwiskami. Wszystkie inne zwierzęta dookoła miały tego dość. Postanowiły więc, że trzeba coś z tym zrobić.

– Niech idzie do nich lew. – Orzekły zwierzęta. – Jest groźny i surowy. Jak na nich ryknie, to się w końcu kogoś wystraszą i zaczną się dobrze zachowywać.

No i lew poszedł. Ryknął. Zrobił groźną minę. Pokazał kły i pazury. Małpy trochę się wystraszyły. I chwilę siedziały cicho. Lew dumny jak paw odszedł. A gdy tylko się oddalił, małpy zerwały się jak szalone i rozbiegły na wszystkie strony, robiąc innym złośliwe żarty.

Zwierzęta znów się naradzały.

– Niech sowa z nimi pogada. Ona jest najmądrzejsza. Wszystko im wyjaśni i jej posłuchają.

No i sowa poszła. A raczej pofrunęła. Wyprostowała się. Zrobiła poważną minę. Uniosła palec w górę, by podkreślić ważność swoich słów. I mówiła. Mówiła długo trudnymi słowami. Małpy słuchały, robiły mądre miny, że rozumieją. Kiwały głowami, że się zgadzają i obiecują poprawę. Sowa odfrunęła bardzo z siebie zadowolona. A gdy tylko zniknęła w powietrzu, małpy zachichotały i rozpierzchły się po lesie.

Zwierzęta stwierdziły bezradnie, że nic już nie da się zrobić ze złośliwymi małpami i że skoro one są niemiłe, to wszyscy inni też dla nich tacy będą.

 Pewnego dnia do tej krainy zawitała przejazdem (a raczej przeskokiem) maleńka życzliwa pchła. Oczywiście nikt nie był w stanie jej zobaczyć, tak była mała.

Pchła nic nie mówiła. Tylko patrzyła i słuchała z zaciekawieniem. I po chwili dostrzegła, że małpy wcale nie są cały czas złośliwe.

Pchła właśnie obserwowała, jak Jasnobrązowa małpa próbuje zbudować dom z patyków i gałęzi. Wkładała w to mnóstwo pracy. Ale chyba nie była z siebie zadowolona.

Pchła skoczyła na jej ramię, wspięła się wyżej i szepnęła do ucha:

– Twoja praca jest bardzo ważna. Życzę ci powodzenia.

Jasnobrązowa małpa rozejrzała się dookoła. Nikogo nie zobaczyła, ale słowa, które usłyszała, wywołały uśmiech na jej twarzy i ponownie wzięła się do pracy.

Kawałek dalej pchła zobaczyła Kasztanoworudą małpę, która cichutko pod nosem śpiewała sobie piosenkę. Rozglądała się też niepewnie dookoła, jakby bała się, że ktoś ją zobaczy i usłyszy.

Pchła podskoczyła do niej i szepnęła do ucha:

– Bardzo przyjemnie jest słuchać, gdy śpiewasz.

Małpa najpierw zaczerwieniła się zawstydzona. Ale po chwili zrobiło jej się tak miło, że uśmiechnęła się i śpiewała dalej.  A pchła ruszyła przed siebie w podskokach.

Tym razem zatrzymała się przy Ciemnobrązowej małpie, która próbowała zdjąć z jabłka malutki włos – widocznie miała ochotę na jabłko, a ten włos jej przeszkadzał. Niestety swoimi dużymi palcami nie potrafiła chwycić maleńkiego włoska. Bardzo ją to denerwowało i męczyło. Była już bliska płaczu.

Pchła poczuła sympatię dla tej zmęczonej małpy. Skoczyła na jabłko i szybko strąciła włosek na ziemię. Zdumiona i uradowana jednocześnie małpa szybko schrupała jabłko i poczuła wielką ulgę.

A pchła ruszyła dalej.

Nad brzegiem strumyka siedziała ze spuszczoną głową Prawieczarna małpa i kreśliła coś palcem na piasku. Pchła podskoczyła bliżej i zobaczyła na piasku napis „Nikt mnie nie lubi”. Pchle, która była bardzo życzliwym stworzonkiem, zrobiło się smutno. Wpadł jej też do głowy pewien pomysł.

Szybko zawróciła, by odnaleźć znów trzy małpy, które niedawno spotkała. Każdej z nich szepnęła do ucha, że Prawieczarna małpa potrzebuje ich pomocy. Małpki, choć nie wiedziały dlaczego, poczuły, że chcą jej pomóc i szybko ją odnalazły. Gdy zobaczyły, że siedzi smutna i zobaczyły, co napisała na piasku, to nie wiedziały, co mają zrobić. Przecież do tej pory robiły różne złośliwe rzeczy.

– Po prostu bądźcie życzliwe. – Szepnęła do nich pchła.

Małpy usiadły więc obok niej i bardzo delikatnie ścisnęły jej łapki. Siedziały razem w ciszy. A po chwili Prawieczarna małpa odwzajemniła ten życzliwy uścisk i zmazała łapką napis na piasku.  

Wszystkie cztery pierwszy raz od dawna czuły się dobrze w swoim towarzystwie dzięki temu, że ktoś inny okazał im życzliwość. Postanowiły więc, że teraz przekażą tą życzliwość dalej. Jedna z nich poszła więc na północ, druga na południe, trzecia na wschód, a czwarta na zachód. A gdy napotkały kogoś na swojej drodze, przekazywały życzliwy uśmiech, słowo lub gest.

Pchła siedziała wysoko na drzewie i z radością w sercu obserwowała, jak życzliwość zatacza coraz większe kręgi w Wielkim Lesie.